30. rocznica śmierci Stanisława Barei

14 czerwca 2017 roku mija 30. rocznica śmierci Stanisława Barei.

Stanisław Bareja na planie filmu „Przygoda z piosenką”. Fot. Jerzy Troszczyński, źródło: Fototeka Filmoteki Narodowej, fototeka.fn.org.pl

Stanisław Bareja zmarł 14 czerwca 1987 roku w Essen (Niemcy), a został pochowany na Cmentarzu Czerniakowskim w Warszawie, w której się urodził i przez wiele lat tworzył swoje niezapomniane filmy.

W 1954 roku ukończył Wydział Reżyserii Szkoły Filmowej w Łodzi, ale dyplom uzyskał dopiero dwie dekady później. W latach 1955-59 pracował jako asystent reżysera i II reżyser m.in. u Antoniego Bohdziewicza („Szkice węglem”) i Jana Rybkowskiego („Godziny nadziei”, „Nikodem Dyzma”). Jako samodzielny twórca filmowy zadebiutował w 1960 roku filmem „Mąż swojej żony”. Była to oczywiście komedia obyczajowa. Mawiał, że po to został reżyserem, aby robić takie filmy, które śmieszą widzów. I tej dewizie był wierny przez całe swoje życie. Mimo iż, w ocenie wielu, nie zawsze był to humor najwyższych lotów. „Nigdy nie był pupilkiem filmowych twórców, ani krytyków. Elity duchowe narodu zawsze gardziły komedią, jako gatunkiem podrzędnym. W kraju, w którym kulturalny człowiek oficjalnie mógł jedynie hołubić dzieła bombastyczne, opatrzone pieczęcią powagi, (…) szydzono ze skromnego komedianta, odmawiając mu prawa do uznania jako twórcy” – pisał wiele lat później Tomasz Przybyłkiewicz („Kino”, nr 5/2001).

Trzy dekady Barei

Każda z trzech kolejnych dekad, w jakich Stanisław Bareja realizował swoje filmy, stanowiła de facto kolejne etapy artystycznego rozwoju reżysera. W latach 60. , kiedy nakręcił m.in. „Żonę dla Australijczyka” oraz „Małżeństwo z rozsądku”, zarzucano mu, że za bardzo w swojej stylistyce odwołuje się do niezbyt cenionego, przestarzałego kina przedwojennego. Dzisiaj jednak wspomniane tytuły stanowią filmowy kanon tamtych czasów, swoiste świadectwo epoki, w której rządził Władysław Gomułka.

W okres wczesnego Gierka wprowadzają nas z kolei komedie „Poszukiwany, poszukiwana” oraz „Nie ma róży bez ognia” – obie zrealizowane przez Bareję w duecie z Jackiem Fedorowiczem. Trzy kolejne obrazy, dziś uznawane za kultowe („Brunet wieczorową porą”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, „Miś”) powstały we współpracy reżysera ze Stanisławem Tymem i również, szczególnie z obecnej perspektywy, stanowią oryginalny zapis życia Polaków do czasu karnawału „Solidarności”. Wielu młodych ludzi (czy tego chcemy czy też nie) dowiaduje się o czasach, w jakich dorastali ich rodzice i dziadkowie, właśnie ze wspomnianych filmów Barei. Szczególnie z „Misia”, który nadal bije rekordy oglądalności.

Wreszcie lata 80. to dwa do dziś przez wielu wspominane z sentymentem seriale telewizyjne. Pierwszy to „Alternatywy 4” i jej zwykli-niezwykli mieszkańcy z Romanem Wilhelmim jako gospodarzem bloku, Stanisławem Aniołem, na czele. Drugi to „Zmiennicy” z Ewą Błaszczyk w roli kobiety przebranej za warszawskiego taksówkarza z MPT.

Bareizm i nagrody

Już w latach 60. Kazimierz Kutz, chcąc scharakteryzować wczesny okres twórczości Stanisława Barei, nazwał go bareizmem. Określenie tyleż krótkie co pejoratywne. Znaczy tyle, co kicz, absurd, dowcip bardzo niskich lotów. „Bareizm” to również tytuł filmu dokumentalnego, jaki Agnieszka Arnold zrealizowała 10 lat po śmierci reżysera. Twórcę „Misia” wspominają w nim jego współpracownicy, przyjaciele, a także żona i syn. Wydaje się jednak, że sam Bareja odkleił się od tego sformułowania. Dziś uznawany jest za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli kina komediowego w Polsce. Ma swoją gwiazdę w Alei Gwiazd w Łodzi. Jest też laureatem Specjalnej „Złotej Kaczki”, jaką przyznano mu z okazji 100-lecia Polskiego Kina w kategorii: Reżyser Komediowy Stulecia.

14.06.2017