35. FPFF. Rozmowa z Przemysławem Wojcieszkiem

Dziś festiwalowa publiczność ma okazję zobaczyć długo oczekiwany film Przemysława Wojcieszka „Made in Poland”. Będzie to pierwsza widownia filmu – kopia powstała w piątek. Film pokazywany jest w Konkursie Głównym Festiwalu.

Oparty na sztuce teatralnej film opowiada o siedemnastoletnim ministrancie Bogusiu, który kontestuje wszystko wokół siebie. Otaczający go ludzie nie umieją mu pomóc. Dopiero za sprawą Moniki Boguś zaczyna odczuwać coś innego niż tylko wściekłość.

 

W tym kierunku będę szedł
Rozmawiamy z Przemysławem Wojcieszkiem.

Dlaczego tak długo czekaliśmy na ten film?

Przemysław Wojcieszek: Już kilka lat temu mogłem nakręcić „Made in Poland”, ale nie byłem na to gotowy. Myślałem o kinie w zbyt konwencjonalny sposób. Byłem też mocno pochłonięty moimi projektami teatralnymi.
Produkcja tego filmu ruszyła tak naprawdę dwa lata temu. Niestety, w związku z kłopotami poprzedniego producenta filmu, moment ukończenia produkcji opóźnił się o kilka dobrych miesięcy. Ale nie traciłem tego czasu. Film uzyskał właściwy kształt. Jest przemyślaną, wieloznaczną, oryginalną wypowiedzią artystyczną. Świadomie wykorzystuje język filmu. Określam, czego od kina oczekuję i wyznaczam kierunek w którym pójdę w najbliższych latach.

„Made in Poland” ma nietypową strukturę – jest podzielony na rozdziały. Każdy z nich to tytuł punkowego utworu.

Podzieliłem tę historię na czternaście fragmentów. Po pierwsze po to, żeby uporządkować jej przebieg. Ale też tytuły kolejnych utworów przywołanych w filmie i towarzyszące im głosy wprowadzają do fabuły wyrazisty kontekst.
„Made in Poland” to opowieść o konieczności buntu w nieludzkim, obłąkanym miejscu na ziemi. Jeśli komuś wydaje się to mało wiarygodne, to co chwilę w filmie usłyszy dowody tego obłąkania. Myślę, że klimat i wymowa „Made in Poland” są bardzo na czasie. Nie przypominam sobie zresztą, aby jakikolwiek inny film wnikał tak głęboko w jaźń tego paranoicznego, obłąkanego narodu.

Jak „Made in Poland” ma się do Twoich poprzednich filmów? Czy jego wydźwięk też jest pozytywny?

Nie, nie jest. Nie wiem zresztą. Film kończy się w bardzo zaskakujący sposób. Jeśli zauważymy w tym ironię, to można stwierdzić, że w zasadzie historia jest pozytywna. Trudno mi o tym mówić, nie chciałbym za wiele zdradzać.
Ten film to jest to moja najbardziej świadoma wypowiedź, możliwa do interpretacji na kilka różnych sposobów. Naginam linearną narrację filmową do czegoś w rodzaju eseju o tym jak ratować swoje życie w takim miejscu, jak Polska. To opowieść lokalna, ale dająca się łatwo uogólnić. Na tyle oryginalna, że zajmująca – mam nadzieję – także dla widza poza Polską. Jestem bardzo ciekaw odbioru tego filmu. Myślę, że będzie bardzo emocjonalny. O to chodziło.

 

Rozmawiała Aleksandra Rózdżyńska

26.05.2010