Kamerę ubóstwiam jak kobietę

Ambicja, pracowitość i talent to cechy wyróżniające obchodzącego 45-lecie pracy artystycznej Andrzeja Seweryna.

Ambicja, pracowitość, talent

Ambicja, by w tym, co robi osiągnąć mistrzostwo, połączona z talentem, wsparta była ogromną pracowitością. To sprawiło, że wśród polskich aktorów ma pozycję wyjątkową. Ambicja, pracowitość i talent sprawiły, że w wieku już dojrzałym wyjechał do Francji, właściwie bez znajomości języka. W krótkim czasie opanował go tak, że stał się gwiazdą Comédie-Française, członkiem zarządu słynnego paryskiego teatru oraz wykładowcą w Państwowej Wyższej Szkole Sztuki i Technik Teatralnych (l’Ecole Nationale Supérieure des Arts et Techniques du Théâtre) w Lyonie.

Kamerę ubóstwiam, jakby była kobietą

W „Przekrojowej” rozmowie z Katarzyną Janowską zauważył m.in.:

 

– Kamerę ubóstwiam tak, jakby była kobietą. Zaczęło się to w latach 70. w Teatrze Telewizji. Pamiętam, że kiedy zapalało się czerwone światełko w kamerze, miałem poczucie, że jestem z nią, a ona ze mną, najbliżej jak się da. Myślałem o kamerze jak o konkretnej osobie. Ustawiam się do ciebie właśnie tym profilem, spoglądam na ciebie spod oka, patrzę, czuję – mówił. 

 

KJ: Uwodzę? Czy jestem uwodzony?

 

– To działa w dwie strony. W filmie Andrzeja Żuławskiego „Na srebrnym globie” uczyłem się sensualnego stosunku do kamery. Kamera była blisko, bardzo blisko. Steven Spielberg z kolei do bliskich planów sam siadał za kamerą. Podczas zdjęć próbnych rozmawiał ze mną, a na planie już tylko patrzył przez oko kamery, a nie na monitor jak inni reżyserzy.


KJ: Robi pan coś poza pracą? Mówi pan o niej jak zakochany.

 

– To ona mnie kocha.

Teatr Ateneum i więzienie

W 1968 ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną (PWST) w Warszawie i został zaangażowany do Teatru Ateneum, w którego zespole był nieprzerwanie do 1980 roku. Tam zagrał z powodzeniem w wielu wybitnych inscenizacjach klasyki polskiej i światowej. Szybko zetknął się z polityką. W 1968 roku był współorganizatorem protestu przeciwko zdjęciu ze sceny Teatru Narodowego Mickiewiczowskich „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Za rozrzucanie ulotek wyrażających sprzeciw wobec radzieckiej inwazji na Czechosłowację trafił do więzienia na pięć miesięcy.

Rybkowski, Wajda, Żuławski

Kino i telewizja upomniały się o niego stosunkowo szybko. Po debiucie ekranowym w „Albumie polskim” reżyser Jan Rybkowski powierzył mu rolę w „Chłopach”.

 

Pierwsza wybitna rola to Maks Baum w zrealizowanej przez Andrzeja Wajdę ekranizacji powieści Władysława Reymonta „Ziemia obiecana”. Ten film dla Seweryna, Olbrychskiego i Pszoniaka stał się przepustką do światowej kinematografii. Kolejna ważna rola powstała we wspomnianym już przez aktora niedokończonym wówczas filmie Andrzeja Żuławskiego „Na srebrnym globie” (1976). Seweryn zagrał dowódcę ekspedycji kosmicznej, w którym bezkrytyczne uwielbienie i nieograniczona władza budzą diabła.

 

Niestety, produkcję filmu zapowiadającego się na wydarzenie rangi światowej przerwała PRL-owska cenzura. Dokończony po kilkunastu latach, w wersji odbiegającej od wstępnych założeń, okazał się wielką zmarnowaną szansą. Zanim Andrzej Seweryn otrzymał kolejną propozycję od Andrzeja Wajdy, na małym ekranie mogliśmy obejrzeć go w serialach: „Noce i dnie” (1975), „Polskie drogi” (1976), „Rodzina Połanieckich” (1978) oraz w spektaklach Teatru Telewizji. Tu dał się zapamiętać jako m.in. Willy w „Niemcach” Leona Kruczkowskiego (1974, reż. Jan Świderski).

 

W 1978 roku Andrzej Wajda obsadził Seweryna w roli Jacka Rościszewskiego w filmie „Bez znieczulenia”. Jego bohater, jak pisano budził przestrach i niechęć, a jednocześnie uśmiech politowania.

Dyrygent

Kolejne spotkanie z Wajdą i kolejna wielka rola to „Dyrygent”. Seweryn występuje ze swoją ówczesną żoną Krystyną Jandą, a w roli ich filmowej córki kilkuletnia Marysia Seweryn. Andrzej Seweryn grał dyrygenta prowincjonalnej orkiestry, która ma wystąpić pod batutą światowej sławy artysty, granego przez słynnego aktora brytyjskiego Johna Gielguda. Bohater Seweryna to człowiek o dużych ambicjach, lecz skazany na średni prowincjonalny zespół i pozbawiony nie tylko większego talentu, lecz także pewnej ogłady. (…) Rzuca się, miota, szarżuje i pogrąża coraz głębiej; nie tylko przegrywa, ale – co dla mężczyzny najdotkliwsze – ośmiesza się – pisano w recenzjach.

 

„Dyrygenta” Andrzeja Wajdy w Polsce różnie oceniano, tymczasem Ingmar Bergman umieścił go na drugim miejscu jedenastki najlepszych filmów. W pamiętnikach Bergman pisze, jak po obejrzeniu „Dyrygenta” rozmawiał na jego temat ze swymi aktorami – m.in. Liv Ullmann i Bibi Andersson.

 

Bohater „Dyrygenta” twierdzi, że nie ma powodu, by polscy artyści byli gorsi od amerykańskich. To okazało się znamienne dla późniejszej kariery Seweryna.

 

– Pamiętam, że dla wielu polskich filmowców bycie uznanym przez Hollywood było wtedy szczytem marzeń – mówił przed kilkoma laty aktor w jednym z wywiadów. – Dzisiaj takiego poglądu już nie reprezentuję. W momencie kręcenia „Dyrygenta” Zachód nie był mi jeszcze w głowie. Krążyłem na trasie Warszawa-Łódź-Warszawa. Na świecie znany był tylko Zbigniew Cybulski i Daniel Olbrychski. Byłem jednak głęboko przekonany o największej wartości polskiej sztuki. Dziś jest podobnie, z jednym wszakże zastrzeżeniem, które robił Ignacy Paderewski: jesteśmy utalentowani we wszystkich zawodach, ale nie dajemy sobie rady z pracą nad umiejętnościami, warsztatem, organizacją. To trzeba zmienić.

Bohaterowie negatywni

O granych przez Seweryna bohaterach, przedstawicielach pierwszego dorosłego pokolenia powojennego, do których dodać można też Marka z „Kung-fu” Kijowskiego, Bogdana z „Dziecinnych pytań” Zaorskiego i Kapitana Wirskiego z „Człowieka z żelaza” Wajdy napisano, że stanowią skłonny do kompromisów i konformizmu materiał na kanalię lub nawet w miarę przyzwoitego człowieka, zależnie od warunków i okoliczności.

Wyjazd do Francji

Pod koniec lat 70. – jak sam przyznał – zaczęło go ogarniać pewnego rodzaju znużenie. Wyjazd do Paryża był okazją do zmiany, zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. We Francji zastał go stan wojenny. Za jedno z najważniejszych doświadczeń aktorskich uważa zetknięcie się z Peterem Brookiem i pracę nad Mahabharatą – przedstawieniem opartym na wielkim eposie hinduskim. Zagrał w tym spektaklu dwie role – w wersji francuskiej postać przypominającą diabła, w wersji angielskiej (sfilmowanej) postać kojarzącą się z aniołem.

Comédie-Française

W 1993 roku został przyjęty do jednego z najbardziej prestiżowych zespołów teatralnych na świecie – Comédie-Française. Najważniejszymi osiągnięciami Seweryna w kinie francuskim są: Steiner w „Amoku”, Hebrard w nagrodzonych Oscarem „Indochinach” oraz dwie role przywódców Wielkiej Rewolucji Francuskiej: Bourdon w „Dantonie” Andrzeja Wajdy i Robespierre w „Rewolucji francuskiej”.

Powrót do Polski

U schyłku lat dziewięćdziesiątych aktor tryumfalnie powrócił do polskiego kina: Jeremi Wiśniowiecki w „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana, a u Wajdy Sędzia w „Panu Tadeuszu” Wajdy i Rejent Milczek w „Zemście”. Na małym ekranie w Polsce można go było zobaczyć w roli m.in. Księcia w „Sporze” Pierre’a Marivaux (reż. Marcin Ziębiński) i marszałka Stachowskiego w Wajdowskiej inscenizacji powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego „Bigda idzie!”. Dla Teatru Telewizji Seweryn wyreżyserował ponadto „Tartuffe’a, czyli obłudnika” Moliere’a i przeniesioną w słowiańskie realia „Antygonę” Sofoklesa (2004).

 

W roku 2000 aktor zmierzył się z najtrudniejszą rolą w swoim dotychczasowym dorobku. Zagrał księdza Stefana Wyszyńskiego w filmie Teresy Kotlarczyk „Prymas. Trzy lata z tysiąca”. Musiał zagrać osobę duchowną, z całą jej tajemnicą wiary w sytuacji ekstremalnej, a jednocześnie wytrawnego polityka, zdającego sobie sprawę, że jeden nierozważny ruch skończy się tragedią.

 

W niewielkiej roli pojawił się w kręconym w Polsce filmie Petera Greenawaya o życiu Rembrandta „Nightwatching”. W 2006 roku debiutował jako reżyser filmowy. Zrealizował „Kto nigdy nie żył…” – opowieść o charyzmatycznym księdzu Janie, który dowiaduje się, że jest nosicielem wirusa HIV.

Podbój Ameryki

Pytany przez Piotra Najsztuba, czy po wyjeździe z kraju miał taki moment, żeby zerwać kontakty z Polską i stać się tamtejszym gwiazdorem, przejść bardziej do filmu, spróbować sił w Ameryce, mówił:
– To nigdy nie zależało tylko ode mnie. W Ameryce próbowałem, byłem o krok, żeby zagrać Schindlera, zrobiłem, co należało, ale tak się nie stało. Jeśli chodzi o Francję, to tam zagrałem w bardzo wielu filmach, miałem dobrego agenta, ale nie zawsze mnie chciano. Do dziś jednak gram w kinie francuskim. Skończyłem właśnie film z Alainem Resnaisem, mam w planie następny bardzo dobry film.

Dyrektor Teatru Polskiego

W ostatnich latach mogliśmy go obejrzeć w takich filmach jak „Różyczka”, „Uwikłani” i „Sęp”. Z kina więc nie rezygnuje, mimo że od dwóch lat skupił się na pracy w teatrze obejmując dyrekcję Teatru Polskiego w Warszawie.

 

Jan Bończa-Szabłowski

14.08.2013