62. rocznica urodzin Krzysztofa Krauze

2 kwietnia mija 62. rocznica urodzin Krzysztofa Krauze.

Krzysztof Krauze urodził się w Warszawie. Przyszły reżyser w 1972 roku rozpoczął studia na Wydziale Operatorskim w Szkole Filmowej w Łodzi, które ukończył cztery lata później. Mimo stosownego wykształcenia, fachu autora zdjęć nigdy nie wykonywał. Początkowo był związany ze Studiem Małych Form Filmowych „Se-Ma-For”, w 1983 dołączył do Studia im. Karola Irzykowskiego, a od 1985 do 1991 roku należał do studia „Tor”.

Filmy dokumentalne i fabularne

Po zrealizowaniu kilku filmów krótkometrażowych, w tym animacji, Krzysztof Krauze nakręcił swój pierwszy znaczący film, dokument „Jest” (1984), w którym kamera śledzi pielgrzymów idących ze Zboroszy Dużej do Częstochowy. Mieszkańcy niewielkiej wsi pod Grójcem opowiadają w filmie między innymi o tym, jak kilkanaście lat wcześniej prześladowała ich milicja i SB. Dokument trafił na kilka lat na półki, dostał w tym czasie nagrodę podziemnej Solidarności, a także nagrodę paryskiej „Kultury”. Temperament społeczny i talent  autora „Jest” zwrócił uwagę reżyserów kierujących „Torem”, Krzysztofa Kieślowskiego i Krzysztofa Zanussiego, którzy zaprosili młodszego kolegę po fachu do zespołu. To właśnie tam powstał debiut fabularny Krauzego, „Nowy Jork, czwarta rano” (1988). Na łamach „Kina” reżyser tak opisywał swój film: – zbliżony jest do komedii czeskiej w sposobie myślenia o ludziach, nie zaś w samej konwencji. Ten sposób myślenia zaś ma źródła literackie – Capek, Haśek, Vancura, Hrabal. W ich cieple, pogodzie, wyrozumiałości tkwi siła, której nam dziś potrzeba („Kino” 3/1989). Po latach przyznawał, że choć film był bardzo dobrze przyjęty, dostał między innymi nagrodę dla najlepszego debiutu na festiwalu filmowym w Gdyni, on sam był z niego niezadowolony. – Ludzie, na których opinii mi zależało, zachowali dużą rezerwę. Spytałem Krzyśka Kieślowskiego, dlaczego pozwolił mi ten film zrobić. Odpowiedział, że nie chciał go zatrzymać, bo bał się, że coś we mnie pęknie. I tak pękło. Przez 8 lat nie stanąłem za kamerą. Ale ja wierzę, że wszystko w życiu człowieka dzieje się po coś. Zacząłem rozumieć dlaczego wyszedł mi 'Jest’. Tam było dotknięcie prawdy. I to jedyna droga. Trzeba się do tej prawdy dogrzebywać. Nawet najbardziej wykreowany film musi ją nieść (za www.culture.pl).

W pierwszej połowie lat 90. Krauze realizował filmy dokumentalne, między innymi „Nauka na całe życie” (1993), portret profesora Ryszarda Grylewskiego, specjalisty od układu krążenia, „Kontrwywiad” (1994), a później jeszcze „Departament IV” (1996), czyli wydział MSW, który w czasach PRL inwigilował kościół. Drugi film fabularny nakręcił w tym samym roku – „Gry uliczne”, dynamiczną, współczesną opowieść o dziennikarzu próbującym rozwikłać zagadkę śmierci Stanisława Pyjasa – studenta, najprawdopodobniej zamordowanego przez SB. – Diagnozowaliśmy rzeczywistość lat 90. jako splot starych lęków, pieniędzy i karier. „Gry uliczne” były dla mnie zadośćuczynieniem za lata 70., gdy studiowałem w szkole filmowej i nie potrafiłem włączyć się w rodzący się wtedy ruch sprzeciwu. Gdybym wtedy powiedział systemowi „nie”, musiałbym rozstać się z myślą o robieniu filmów. Ale czasem patrzę na swoje życie przez pryzmat „Przypadku” Kieślowskiego. Poznałem w latach 70. kilku ludzi z opozycji – Michnika, Walendowskiego, Edelmana. Co by było, gdybym jednak nacisnął klamkę i otworzył te drzwi? Przypuszczam, że po prostu się bałem. 4 czerwca ’89 przestaliśmy się bać. To klucz do zrozumienia wagi tamtego przełomu – mówił reżyser „Gazecie Wyborczej”. Film dostał dwie nagrody na festiwalu w Tarnowie i Nagrodę Specjalną Jury na festiwalu w Gdyni.

Trzy lata później, w 1999 roku, Krauze nakręcił jeden z najważniejszych polskich filmów, „Dług”. Podobnie jak w „Grach ulicznych”, i tu sięgnął po prawdziwą historię, na którą natknął się któregoś dnia w gazecie. W jednym z wywiadów tak mówił o temacie „Długu”: – …po 1989 roku wszystko się zmieniło. Mój świat też się zmienił. Ja też próbowałem się jakoś odnaleźć na początku lat 90. Przychodziły mi różne pomysły do głowy. Próbowałem nawet z kolegami zakładać firmę. Dlatego te emocje, ta chęć nadrobienia straconego dystansu do Europy, te wszystkie lęki bohaterów „Długu” nie były mi obce. Ja ich doskonale rozumiałem. Tym bardziej, że okazało się, iż mieszkamy blisko siebie, w tej samej dzielnicy, i że nawet mamy wspólnych znajomych. Odwiedzaliśmy te same miejsca, ulegaliśmy tym samym złudzeniom. Mnie to było po prostu bardzo bliskie i myślę, że ten osobisty ton jest uchwytny w „Długu”.

Film otrzymał kilkanaście nagród, w tym Złote Lwy na festiwalu w Gdyni. W wywiadzie udzielonym portalowi stopklatka.pl Krauze wyjaśniał, dlaczego porusza w swojej twórczości akurat takie tematy: – Staram się robić filmy o sytuacjach, z których nie ma dobrego wyjścia. W obronie ludzi, ale w sytuacjach, z których nie ma dobrego wyjścia, bo taka jest natura życia bardzo często. To są te najbardziej dramatyczne sytuacje, kiedy trzeba się na coś zdecydować, a żadne z wyjść nie wydaje się dobre. Po latach się może okazać, że to było bezcenne, co się w naszym życiu zdarzyło i trzeba podziękować za wszystkie trudności, które życie przed nami stawia, bo to nas tworzy. Naszą wrażliwość czy naszą inteligencję, kształtuje nas. Tylko trudne sytuacje i to, jak je rozwiązujemy, tak naprawdę ma dla nas znaczenie. Te łatwe nie odciskają się na naszym życiu. Te miłe momenty to jest fajny lukier, ale tworzą nas te trudne sytuacje, a zwłaszcza to jak sobie z nimi radzimy.

„Mój Nikifor” (2004), czwarty film Krzysztofa Krauze i pierwszy zrealizowany wspólnie z żoną, Joanną Kos-Krauze, prezentował odmienną stylistykę i estetykę niż poprzednie tytuły. Poruszająca opowieść o malarzu i jego opiekunie, spodobał się nie tylko polskim, ale i zagranicznym widzom – „Mój Nikifor” pokazywany był między innymi na festiwalu w Karlowych Warach, gdzie zdobył nagrodę za najlepszą reżyserię i nagrodę główną, a także w Atenach, Chicago i Denver. Jednym z najważniejszych tematów dla Krauzego była tutaj „odwaga “bycia nikim”, jak wyjaśniał w wywiadzie dla Efilm.pl: – To jest lekcja, którą bierze w filmie Włosiński. Na tym polega jego duchowa przemiana. Od 'ja’, do 'nikt’. Od brać, do dawać. Od lęku, że się dostaje za mało, do troski, że się daje za mało. Jest takie powiedzenie: 'to co ofiarujesz – zachowasz, to co zatrzymasz – stracisz’.

Przy „Placu Zbawiciela” (2006), również obsypanym nagrodami, powrócił wraz z Joanną Kos-Krauze do tematyki społecznej – bohaterką uczynił zaszczutą przez teściową młodą matkę. Kolejny film pary reżyserów i scenarzystów „Papusza” o romskiej poetce Bronisławie Wajs to powrót do fascynacji biografią artystów i bohaterem-outsiderem. Na premierę czeka ostatni, niestety, tytuł – „Ptaki śpiewają w Kigali”.

Odznaczenia i działalność na rzecz kina

Krzysztof Krauze od początku kariery zawodowej działał na rzecz środowiska filmowego. Od 1979 do 1980 roku był wiceprzewodniczącym Koła Młodych Stowarzyszenia Filmowców Polskich, od 1984 do 1985 roku należał do Rady Artystycznej Studia Filmowego im. K. Irzykowskiego. Od 2008 do 2011 pełnił funkcję przewodniczcego Rady Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

Należał do organizacji Obywatele Kultury, często zabierał głos w sprawach ważnych dla środowiska, podpisał między innymi list otwarty „Zakazać Amazonek”, sprzeciwiający się obniżeniu jakości programów telewizyjnych.

Został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2011) oraz, pośmiertnie, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Zmarł 24 grudnia 2014 roku.

Ola Salwa

02.04.2015