65. urodziny Roberta Glińskiego

17 kwietnia 2017 roku swoje 65. urodziny obchodzi Robert Gliński.

Robert Gliński urodził się 17 kwietnia 1952 roku w Warszawie. Zanim został filmowcem ukończył architekturę na Politechnice Warszawskiej (1975). Jest absolwentem Wydziału Reżyserii Szkoły Filmowej w Łodzi, od kilkunastu lat wykłada na tej uczelni, zaś w latach 2008-2012 był jej rektorem. Współtworzył również podstawy programowe Gdyńskiej Szkoły Filmowej. W latach 2011-2014 pełnił także funkcję dyrektora Teatru Powszechnego w Warszawie.

Pierwsze kroki

Jest cenionym reżyserem i scenarzystą, bywa też producentem. Specjalistą od kina społecznego i historycznego, ale też twórcą wszechstronnym. „Ja się zmieniam, czasy się zmieniają, tematy się zmieniają. Mój temperament jest taki, że pociągają mnie różne rzeczy. Jak robię dramat psychologiczny, to już myślę o filmie muzycznym. Dla kontrastu” – wyznał kiedyś w wywiadzie dla portalu Onet.pl. Zaczynał od kina dokumentalnego (m.in. „Szewc”, „Dwójka bez sternika”), ale to w fabule pokazał skalę swoich umiejętności. Już zrealizowane przez niego „Niedzielne igraszki” przyniosły mu nagrodę za pełnometrażowy debiut fabularny na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film” oraz Nagrodę FIPRESCI i Międzynarodową Katolicką Nagrodę Filmową na MFF w Mannheim (1987). W tym czarno-białym, tyleż psychologicznym co politycznym filmie, którego akcja rozgrywa się w 1953 roku (tuż po śmierci Józefa Stalina), już można było dostrzec sprawy, bohaterów i tematy, które będą się przewijały w kolejnych produkcjach artysty. Są tam dzieci ze swoimi problemami, jest też historia przez duże H w którą, chcąc nie chcąc, są wplątane i one, ale i dorośli bohaterowie. Widać tu również swoistą wrażliwość reżysera na krzywdę i niesprawiedliwość ludzkiego losu. Film został wyprodukowany w Studiu im. Karola Irzykowskiego, którego Robert Gliński był jednym z założycieli (obok Waldemara Dzikiego, Macieja Falkowskiego, Jana Mogilnickiego i Michała Tarkowskiego).

Wielkie kino

Kolejnym znaczącym dziełem w filmowym dorobku Roberta Glińskiego było „Wszystko, co najważniejsze”. Jest to ekranizacja autobiograficznej opowieści o Oli Watowej i jej wielkiej miłości do męża, popularnego w międzywojniu polskiego poety-futurysty, Aleksandra Wata. Film przyniósł reżyserowi pierwsze Złote Lwy na Festiwalu Filmowym w Gdyni (1992) oraz Nagrodę Pokojową na MFF w Trieście. Po raz drugi ww. nagroda trafiła w jego ręce za tyleż realistyczny co wstrząsający dramat psychologiczno-społeczny „Cześć, Tereska” (2001). To kolejna (po „Niedzielnych igraszkach”), zrealizowana w czerni i bieli, fabuła Roberta Glińskiego, która przypadła do gustu nie tylko jurorom, ale także publiczności. Film został wyróżniony także Nagrodą Specjalną na MFF w Karlowych Warach oraz Złotą Kaczką dla najlepszego filmu roku, przyznawaną przez magazyn „Film”.

Trudne tematy

„Gdy szukam środków na produkcję, często mam wrażenie, że będę kręcić swój debiut. Nieważne, czy robię ósmy czy dziewiąty film, za każdym razem jest ta sama mordęga” – wyznał wiele lat temu na łamach tygodnika „Przegląd” (11.08.2004 r.). Między pierwszymi i drugimi Złotymi Lwami Robert Gliński zrealizował wiele spektakli telewizyjnych oraz muzyczną komedię romantyczną „Kochaj i rób, co chcesz”. W 2005 roku powstały „Wróżby kumaka”. Film, będący adaptacją popularnej powieści laureata Nagrody Nobla Güntera Grassa wydanej pod tym samym tytułem, stanowił artystyczną wizję trudnego, powojennego pojednania polsko-niemieckiego z historią miłosną w tle. Odtwórcy pierwszo- i drugoplanowych ról, Krystyna Janda i Marek Kondrat, byli za swoje kreacje nominowani do Orłów – Polskich Nagród Filmowych. Cztery lata później Robert Gliński wyreżyserował najpierw „Benka”, a następnie „Świnki”. Pierwszy film jest opowieścią o górniku, który pokonując życiowe zakręty losu, odnajduje w końcu prawdziwą miłość i nadzieję na lepsze jutro. Drugi stanowi tyleż wstrząsającą co brutalną opowieść o przygranicznej męskiej prostytucji wśród nastolatków. W swoim ostatnim (jak dotąd) obrazie Robert Gliński zmierzył się z tematem, o którym myślał od lat. Z wydarzeniem, o którym słyszał od dzieciństwa i to z pierwszej ręki, czyli od własnej mamy. Chodzi o powstanie warszawskie. Inspirując się popularną powieścią Aleksandra Kamińskiego pt. „Kamienie na szaniec”, w filmie noszącym ten sam tytuł postanowił opowiedzieć o bohaterskich czynach młodych harcerzy: „Rudego”, „Alka” i „Zośki”. „Chciałem pokazać, że istniało takie pokolenie młodzieży, które miało ideały. Teraz jest wielu młodych ludzi, którzy takich ideałów nie mają, a nierzadko tęsknią za tym, aby je mieć” – mówił w wywiadzie dla serwisu internetowego Portalfilmowy.pl.

17.04.2017