Rozmowa z Jonathanem Silvermanem

Podczas 23. Festiwalu Camerimage w Bydgoszczy rozmawialiśmy z Jonathanem Silvermanem, współzałożycielem agencji Intrinsic, która niedawno rozpoczęła współpracę w warszawską agencją High Spot.

PISF: Przez wiele lat pracował Pan dla największych agencji na świecie. Skąd pomysł stworzenia swojej własnej agencji?

Jonathan Silverman: Myślę, że w tym biznesie jest zawsze miejsce na stworzenie czegoś mniejszego, miejsca, gdzie każdy klient będzie traktowany z dużą uwagą i troską. Wspólnie z moją wspólniczką Daną Salston zawsze czuliśmy, że istnieje potrzeba stworzenia jakiejś alternatywy dla wielkich agencji i taką alternatywą jest właśnie Intrinsic. Mniejsza ilość klientów, to więcej uwagi dla naszych twórców, z którymi możemy być w regularnym kontakcie, pomagać im i stymulować ich kariery. W lutym 2015 r. otworzyliśmy nasze pierwsze biuro. Zależało nam na kultowej lokalizacji i padło na Sunset Strip w West Hollywood, miejsce, gdzie zaczynały swoją karierę wszystkie sławne zespoły rockowe, jak np. The Doors. To był początek, później był Londyn, a teraz czas na Warszawę.

Co skłoniło Pana do podjęcia współpracy z polską agencją High Spot? Czy szukaliście konkretnie kogoś z Europy Środkowowschodniej?

Kiedy tworzysz coś większego, szukasz wyjątkowych ludzi, z którymi chcesz pracować. Wszyscy agenci, z którymi pracujemy w Intrinsic to pasjonaci, ludzie z dużym doświadczeniem w tej branży, podobnie myślący, z nastawieniem, że chcą być częścią czegoś wyjątkowego. Donata Rojewska, założycielka High Spot cieszy się nie tylko wspaniałą reputacją, jako agent, ale ma też za sobą długą drogę zawodową w branży filmowej. Swoją karierę zaczynała pod skrzydłami Marka Żydowicza, organizując z nim Festiwal Camerimage, i zarządzając zagraniczną częścią festiwalu. Następnie, przez wiele lat, pracowała dla Kodak Entertainment Imaging, dzięki czemu zbudowała bliskie relacje z najlepszymi filmowcami w kraju i na świecie. Z kolei Hanna Kisielińska ma za sobą ogromne doświadczenie z rynku dystrybucji filmowej. I jeszcze Agnieszka Hermanowska – jednen z najskuteczniejszych agentów reklamowych, jakich kiedykolwiek spotkałem.

Zdecydowaliśmy się na współpracę z High Spot (obecnie High Spot Intrinsic) ze względu na ich świetną reputację i cieszę się, że ta agencja działa w Polsce. Polska ma naprawdę dobrze rozwinięty rynek filmowy i reklamowy, co jest bardzo ważne w przypadku operatorów, którzy są naszymi głównymi klientami.

Biuro w Londynie obejmuje swoim zasięgiem Francję i Europę Zachodnią, ma też kontakty z Afryką i Azją, jednak ze względu na to, że wiele produkcji jest kręconych na Węgrzech, w Rumunii lub Bułgarii potrzebowaliśmy agencji w Europie Środkowowschodniej. Londyn nie zawsze jest na bieżąco z tym, co dzieje się w tej części Europy.

Podczas pracy nad projektem często zaangażowanych jest kilku agentów, dlatego w Intrinsic stawiamy na pracę zespołową. To, co uda nam się osiągnąć, jest często połączonym efektem takiej współpracy z agentami, pracującymi w różnych miastach. Dzisiejsza produkcja filmowa jest złożonym procesem. Zdjęcia mogą odbywać się w pobliżu Polski, zatrudniona jest polska lub europejska ekipa, dzięki współpracy z High Spot mamy na miejscu agentów, którzy są w stanie kontrolować sytuację z bliska, ale jednocześnie możemy rozmawiać z producentami, którzy w tym czasie zajmują się produkcją w Los Angeles. Zdecydowanie stawiamy na pracę zespołową.

Jak by Pan opisał w takim razie, kim jest agent?

Agenci to sfrustrowani artyści tyle, że nie mają talentu, który posiadają ich klienci :). W Ameryce mówimy: jeśli nie możesz być artystą, przynajmniej bądź blisko artystów. Jako agent jesteś po trosze wszystkim. Jesteś adwokatem ale także przyjacielem, cheerleederem artystów, których reprezentujesz.

Dlaczego agencje zajmują tak ważne miejsce w przemyśle filmowym?

Agencje istnieją w Ameryce od mniej więcej 1895 r. Myślę, że swoją pozycję zawdzięczają temu, że robią więcej, niż tylko negocjują kontrakty. Pracujemy dla siebie i naszych klientów, ale także w pewnym sensie pracujemy dla studiów filmowych. Zanim rola agencji wzrosła, wszystkim zajmowały się studia filmowe. Operatorom i innym filmowcom mówiono: dziś kręcisz ten film, jutro tamten. Tak to działało. W przypadku wielkich aktorskich gwiazd mówimy nawet o kontraktach siedmioletnich, co doprowadzało ich nieraz do szaleństwa. To na szczęście stopniowo ulegało zmianie i agencje zaczęły przejmować te obowiązki od studiów, które wiązały się z dbaniem o interesy artystów.

Zawsze mówię, że agencje będą nieodłączną częścią tej branży, ponieważ jeśli spojrzymy na 10 najlepszych aktorów, reżyserów, lub operatorów na świecie, którzykolwiek by to nie byli, według ciebie, to założę się, że 9/10 ma swojego agenta.

Na czym polega współpraca między agentem i artystą?

Kiedy projekt jest już w toku, artyści z reguły nie potrzebują nas tak bardzo, ponieważ sami wiedzą co robić. Czasami, kiedy produkcja wymyka się spod kontroli jesteśmy po to, by załagodzić sytuację. Może się na przykład zdarzyć się, że aktor nie chce wyjść ze swojej przyczepy, produkcja się przeciąga, a mój operator jest gotów i czeka. W takich sytuacjach próbujemy jakoś tej sytuacji zaradzić. Pracujemy nad tymi małymi rzeczami, które nie są efektowne i olśniewające, ale klienci je doceniają, bo mogą skupić się w tym czasie na swojej pracy.

Prawdziwa współpraca jest jednak wtedy, kiedy próbujemy zdobyć zlecenie. Co wtedy robimy? Gramy w grę, którą w Hollywood nazywamy „sześć stopni oddalenia”. Oznacza to, że za pośrednictwem 6 osób możesz dotrzeć do każdego. Powiedzmy, że jesteś klientem i nie znasz nikogo z produkcji filmu, przy którym chcesz pracować, podobnie agent, który też nie zawsze zna wszystkich, ale możemy wtedy wykonać 6 telefonów i w ten sposób dotrzeć do ludzi, którzy znają kogoś, kto zna kogoś, kto może nam pomóc. Wystarczy 6, lub mniej telefonów, stąd nazwa.

Oczywiście artyści wyróżnieni przez Akademię Filmową czasem otrzymują bezpośredni telefon od reżysera, zdarza się też, że reżyser i producent nie wiedzą kogo szukają. Wtedy dzwonią do agencji. Nie oczekują od nas listy nazwisk, chcą usłyszeć, dlaczego to mój klient jest najlepszy. I dlatego artyści kochają swoich agentów, ponieważ bardzo ciężko jest mówić o sobie. Nie „sprzedałabyś się”, mówiąc, jestem najlepsza dlatego, że to albo tamto. Znacznie łatwiej jest, kiedy ktoś mówi to za ciebie.

Pracą agenta jest zapewnienie pracy swoim klientom, ale także upominanie się o ich wartość podczas negocjowania kontraktu.

Zadaniem agenta jest również doradztwo w kwestii doboru projektu, podpowiadamy klientowi, w którym filmie warto wziąć udział. Czy lepiej będzie zaangażować się w wielką hollywoodzką produkcję, czy wziąć udział w małym projekcie artystycznym, który może spotkać się z dobrym przyjęciem krytyki. Musimy pomóc im zdecydować, co będzie dla nich i ich kariery najlepsze w danym momencie. Czasami bycie dobrym agentem polega na mówieniu klientowi, żeby powiedział „nie”. To jest najcięższa rzecz dla wielu agentów, ponieważ wszyscy musimy z czegoś żyć, ale ja wierzę, że czasami „nie” jest lepsze dla kariery twojego klienta, niż „tak”.

W tym roku podczas festiwalu Camerimage jest Pan moderatorem panelu dyskusyjnego dla młodych filmowców. Panel daje im szansę spotkania agentów z całego świata.

To jest już druga edycja tego panelu. Ideą wydarzenia jest to, że podczas panelu zgromadzeni są różni agenci z całego świata. Studenci mają okazję spotkać agentów z różnymi ideami, wizjami i innym spojrzeniem na branżę. Prawdopodobnie dla większości z nich jest to pierwsza okazja poznania agenta. Kiedy pewnego dnia ich telefon zadzwoni z ofertą współpracy, przynajmniej będą wiedzieli, czego mogą się spodziewać.

Nie ma dwóch takich samych agentów. Myślę, że znalezienie agenta ma coś z szukania dziewczyny, lub chłopaka. Naprawdę chcesz poznać tę osobę, bo może ona być kimś ważnym w twoim życiu. To nie zawsze jest decyzja na całe życie, ale często możesz spędzić z tym samym agentem połowę swojej kariery, czasem całą. Dlatego tak ważne jest, żeby była to osoba, z którą dobrze się rozumiesz. To ona będzie cię reprezentować, mówić w twoim imieniu.

Jakie cechy powinien posiadać dobry agent?

Powinien potrafić mówić, pitchingować, nie bać się trudnych rozmów i odrzucenia. To jest kolejna rzecz, dla której klienci chcą mieć agentów. To są strasznie trudne telefony, ciężko jest przecież dowiedzieć się, że jesteś odrzucony. Jeżeli chodzi o typy agentów, to nie ma jednego konkretnego. Niektórzy ludzie preferują osoby spokojniejsze, wycofane, inni chcą kogoś bardziej bezczelnego, jeszcze inni wybiorą kogoś dlatego, że lubią jego gust.

Co poradziłby Pan młodym filmowcom, którzy chcieliby znaleźć swojego agenta? Co powinni zrobić, żeby go zachęcić do współpracy i kiedy jest ten właściwy czas na jego znalezienie?

Dla mnie szukanie agenta, zanim zrobiło się coś specjalnego, może nie być dobrym rozwiązaniem, ponieważ potrzeba czasu, żeby dojrzeć jako artysta. Od momentu kiedy zrobisz już coś, o czym wszyscy będą mówić, agenci sami będą cię szukać. To jest to, co robimy, wyszukujemy ludzi. Jeśli będziesz próbować na siłę, to być może znajdziesz agenta, ale nie będzie on skupiony na tobie, bo będzie się zajmował innymi, bardziej docenionymi artystami. Trzeba czekać, aż będą cię chcieli i potrzebowali, wtedy jest najlepszy czas. Na Camerimage widzę ludzi, którzy przychodzą tu jako studenci i kilka lat później prezentują swoje filmy w konkursach, zazwyczaj w krótkim czasie wszyscy znajdują agentów.

Od zawsze w branży filmowej, zwłaszcza w zawodzie operatora, dominowali mężczyźni. Czy to się powoli zmienia?

W Ameryce kobiety stanowią 51% populacji, w tym samym czasie odsetek kobiet operatorów to zaledwie 5-10% – nie ma tu równowagi. Mamy tu w dalszym ciągu wielkie niewykorzystane zasoby. Tysiące kobiet mogłyby pracować w zawodzie operatora przez ostatnie 40 lat gdyby tylko wiedziały, że jest to możliwe, lub gdyby branża była bardziej otwarta. Na szczęście, teraz się to zmienia. Trudno powiedzieć, czy będziemy mogli mówić o podziale 50/50, tak jak to jest w przypadku montażystów, mam nadzieję, że tak będzie, ponieważ sztuka jest sztuką i nie widzę powodu, dlaczego droga do zawodu dla kobiet nie miałaby być prostsza. W przypadku wspaniałych artystycznych umysłów, płeć nie powinna grać żadnej roli.

Nasza agencja w Los Angeles reprezentuje kilka kobiet operatorów. Jedną z naszych klientek jest Anette Haellmigk, jedyna kobieta, która pracowała jako operator przy „Grze o Tron”. Co ważne, sama Anette nie postrzega siebie jako kobietę operatora – po prostu jest operatorem. Ja jednak zawsze mówię jej, że swoją pracą robi miejsce dla kolejnych kobiet w tym zawodzie, które przyjdą po niej. W przeszłości ktoś jej przetarł drogę, teraz ona przeciera ją następnym pokoleniom. Oczywiście Anette nie jest pierwszą kobietą, która osiągnęła sukces w tym zawodzie, ale myślę, że w ciągu kolejnych 5-10 lat bariery będą zanikać. Nadchodzi nowe pokolenie, które nie przejmuje się konwenansami i rolami społecznymi, tym jak postrzegają ich inni. Nie przyjmują też „nie” za odpowiedź, dlatego myślę, że przyszłość dla operatorów – kobiet i mężczyzn – jawi się w jasnych barwach, właśnie dzięki nowej generacji filmowców.

Polska zawsze była znana ze swoich operatorów.

Istnieje wiele krajów znanych ze swoich świetnych operatorów. Polska jest jednym z trzech najlepszych, po prostu świetnych. Jest też Australia, ostatnio Meksyk robi się coraz bardziej na topie, ale Polska od około 40 lat słynie z tego, że jest krajem, z którego pochodzą jedni z lepszych operatorów i myślę, że to się nie zmieni. Widzę amerykańskie firmy pracujące z polskimi artystami i myślę, że ta współpraca będzie się nadal rozwijać chyba, że zamkniecie wszystkie swoje szkoły filmowe, zamkniecie Łódzką Szkołę Filmową, która ma doskonałą reputację na świecie, ale mam nadzieję, że tak się nigdy nie stanie.

Z Jonathanem Silvermanem rozmawiała Magda Wylężałek

27.11.2015