Amant bohaterski

11 maja 2013 Jan Englert kończy 70. lat.

Kiedyś jeden z dziennikarzy napisał, że mam opinię uwodzicielskiego amanta. To dziwne, bo raczej grałem amantów bohaterskich: Gustawów, Konradów, Kordianów – płomiennych ideowców niosących sztandar narodowy. W serialach telewizyjnych, filmach, grywam postacie różnego autoramentu: od zboczeńców, po dowódców. Niektóre z tych ról wydawały się zupełnie nie dla mnie, ale przyjmowałem je jak hazardzista, którego podnieca ryzyko zmierzenia się z tym, co nieosiągalne – mówił w jednym z wywiadów obchodzący 70. urodziny Jan Englert.

 

Urodził się w 1943 roku w Warszawie. Choć marzył o zawodzie komentatora sportowego, po pierwszym zetknięciu z planem filmowym zmienił zamiary. Przygodę z filmem rozpoczął jako czternastolatek od roli młodego łącznika Zefirka w „Kanale” Andrzeja Wajdy z 1957 roku.

Autorytet

W środowisku cieszy się zasłużonym autorytetem. Ogromną wagę przywiązuje do rzemiosła. Niegdyś rektor warszawskiej Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, teraz profesor tej uczelni i dyrektor artysytyczny Teatru Narodowego.

 

O swoich praktykach nauczycielskich mówi tak: – Pracę pedagogiczną smakuję z całym upodobaniem. Daje mi ona satysfakcję Pigmaliona. Żadna moja rola nie sprawiła mi takiej radości, jak udany debiut pod moim kierunkiem młodego człowieka, studenta.

 

W 1964 roku ukończył warszawską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną. Zaraz po dyplomie zaangażowany został do Teatru Polskiego, a potem Współczesnego. Długo grał role drugoplanowe. Przełom nastąpił w 1968 za sprawą sukcesu spektaklu Teatru Telewizji, który zdobył nagrody na międzynarodowych festiwalach. „Notes” Zdzisława Skowrońskiego, w którym Jan Englert grał rolę Stefana Bielaka, zobaczył Kazimierz Kutz i obsadził go w dwóch filmach ze swojej tzw. sagi śląskiej: „Soli ziemi czarnej” i „Perle w koronie”.

Role filmowe i serialowe

Dziś dorobek filmowy Englerta liczy ponad sto pozycji. I to tak różnorodnych, jak Doktor Judym w filmie Włodzimierza Haupego, powstaniec Orsza w „Akcji pod Arsenałem” Jana Łomnickiego, Conrad w „Magnacie” Filipa Bajona”, Wiktor w „Komedii małżeńskiej” Romana Załuskiego.

 

Mam pełną świadomość – mówił w 1997 roku – przypadkowości. Zagrałem bardzo wiele dobrych ról, które nie zostały zauważone, a parę fatalnych albo średnich, które zostały nagrodzone i, niestety, doskonale o tym wiem. Zawsze bolało mnie to, że największe sukcesy przyniosły mi te przedsięwzięcia, które trafiały w moją psychofizyczność… W tym zawodzie nie ma sprawiedliwości, a sukcesy są nie tylko wynikiem talentu i umiejętności.

 

Największą popularność przyniosły mu role w serialach. „Polskie drogi” Janusza Morgensterna (1976), „Noce i dnie” Jerzego Antczaka (1977), „Lalka” Ryszarda Bera (1977), „Rodzina Połanieckich” Jana Rybkowskiego (1978), „Matki, żony i kochanki” Juliusza Machulskiego (1995). Dwie z nich to role kultowe: Zygmunt, jeden z głównych bohaterów „Kolumbów” Janusza Morgensterna (1970), czteroczęściowej ekranizacji powieści Romana Bratnego o młodych żołnierzach Armii Krajowej walczących w powstaniu warszawskim w 1944 roku, i Rajmund Wrotek – operator Polskiej Kroniki Filmowej, a później reżyser filmów dokumentalnych – w serialu „Dom” Jana Łomnickiego (realizowanego w latach 1980-2000), wielowątkowej historii o warszawskiej kamienicy, opowiedzianej na tle historycznych i obyczajowych przemian w powojennej Polsce. Dowcipne powiedzonka Mundka szybko weszły do języka potocznego.

 

Jednym z reżyserów, którzy zawsze chętnie współpracowali z Janem Englertem był Jan Łomnicki. O przygotowaniach do „Cyrografu dojrzałości” Jan Łomnicki opowiadał pewną anegdotę. – Plenery do filmu mieliśmy w Piotrkowie. Wyszedłem z Jankiem na dworzec po Macieja Rayzachera . Nagle Janek zaczął chodzić na rękach. Z przeciwka po peronie szedł na rękach także Rayzacher. Podeszli do siebie i w ten sposób się przywitali. I pokazali, że opanowali umiejętność potrzebną do jednej ze scen. Do filmu weszło też inne ujęcie, gdzie Janek miał całkowicie zwinięte i wciśnięte do środka małżowiny uszne. Pstrykał palcami i posłusznie mu uszy odskakiwały do właściwej pozycji. Kiedy w udźwiękowianiu tego filmu aktorowi grającemu w scenie z Englertem bufetowego nie udało się podłożyć głosu bez asynchronu, Janek zaproponował, że sam to zrobi. W efekcie końcowym, Jan Englert rozmawiał z… Janem Englertem, choć postacie i głosy zasadniczo się różniły.

 

Dopiero ostatnie lata pokazały trochę inny wizerunek amanta bohaterskiego: Jarek Bronko w „Szczurze” Jana Łomnickiego (1994), Huba w ekranizacji „Sławy i chwały” Kazimierza Kutza (1997), gangster Lipski w obu częściach „Kilera” Juliusza Machulskiego (1997), Śmierć w „Świątecznej przygodzie” Dariusza Zawiślaka (2000).

 

W 2007 roku zagrał generała w dramacie Andrzeja Wajdy pt. „Katyń”. W kolejnym roku widzieliśmy go w filmach „Lejdis” oraz „Skorumpowani”. W 2009 roku zagrał w filmie „Tatarak” oraz „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. W 2011 roku wystąpił w obrazie „Tajemnica Westerplatte”. Występował również w serialach: „Czas honoru”, „Sprawiedliwi”, „Układ Warszawski”.

Teatr

Mimo niewątpliwych sukcesów w kinie, najważniejszym miejscem dla Jana Englerta pozostaje teatr, a kolejne role, coraz bardziej doceniane przez krytykę, są tego dowodem.

 

Teatr jest ciągle tym miejscem, gdzie bywa się artystą. W kinie artystą jest reżyser, a aktor to lepiej lub gorzej sfotografowany przedmiot. Dlatego właśnie teatr daje mi najwięcej satysfakcji – mówił w jednym z wywiadów.

 

Był aktorem Teatru Polskiego, Współczesnego, od 1997 roku związany jest z Teatrem Narodowym, w 2003 roku został szefem artystycznym narodowej sceny.

 

Jan Englert jest także autorem scenariuszy filmowych („Wielka wsypa”, „Szczur”) i felietonów w dzienniku „Rzeczpospolita”, w których „zza kulis” obserwuje współczesność i głosem trzeźwego praktyka przypomina: – Dążenie do światowej kariery i uznania wykraczającego poza własne ściany jest czymś absolutnie naturalnym pod warunkiem, że nie przybiera cech chorobowych niszczących dorobek wielu pokoleń. A polskich prowincjuszy zapewniam, że taki Fredro na przykład nie jest ani odrobinę gorszym dramaturgiem od Moliera, mimo że znalazł miejsce w historii jedynie naszego kraju.

 

Jan Bończa-Szabłowski

11.05.2013