A. Kołodyński: Nauczyć się czytać filmy

Andrzej Kołodyński. Fot. Marcin Kułakowski, PISF
Andrzej Kołodyński. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

O nowym kierunku – filmoznawstwo praktyczne w Warszawskiej Szkole Filmowej – rozmawiamy z rektorem uczelni Andrzejem Kołodyńskim, krytykiem, redaktorem naczelnym „Kina”.

 

PISF: Czym różni się filmoznawstwo praktyczne od tego „niepraktycznego”?

 

Andrzej Kołodyński: „Niepraktyczne” to trochę krzywdzące określenie, ale chodzi nam o tradycyjne pojmowanie tego kierunku jako czysto teoretycznego, kojarzącego się z uniwersytetem, gdzie uczy się teorii, historii i estetyki filmu. My natomiast spróbujemy połączyć zajęcia teoretyczne z praktycznymi. Pokażemy nie tylko sposób pisania o filmie, będziemy uczyć recenzowania dzieła filmowego, ale też zapoznamy studentów z kamerą, z inscenizacją, montażem, warsztatem dźwiękowym. Nastawiamy się na kształcenie animatorów i organizatorów życia kulturalnego. Tych, którzy będą pracowali w mediach, w instytucjach kultury, może w szkołach – jeśli ukończą też kurs nauczycielski. Muszą być świadomi wielu zagadnień: sposobu organizacji zajęć, przedstawiania filmu, tematów związanych z odbiorem. Sam wiem z praktyki, że kiedy przychodziło mi zorganizować imprezę filmową, miewałem nieoczekiwane kłopoty. Jeżeli spróbujemy uczyć tego „od środka”, praktycznie, te kłopoty będą znacznie mniejsze.

 

Z czego się bierze potrzeba tego typu studiów praktycznych dla krytyków? W czasie festiwalu w Gdyni słyszało się głosy, że krytycy i dziennikarze narzekają na polskie filmy właśnie dlatego, że są wyłącznie teoretykami. Warszawska Szkoła Filmowa chce to zmienić?

 

Po takich studiach absolwent będzie miał znacznie poszerzone spojrzenie na film, dostrzeże pewne problemy warsztatowe, z którymi realizator musiał walczyć na planie. Lepiej oceni inscenizację, pracę z aktorem, kunszt operatora, montaż, warstwę dźwiękową. Poznanie warsztatu filmowego także od strony praktycznej jest istotne, a nawet – jak wynika z praktyki – konieczne. Ale czy te oceny będą potem bardziej pozytywne? Nie wiem. Mógłbym nawet zaryzykować twierdzenie, że będą surowsze. Świadomy oceniający krytyk dostrzeże prawdopodobnie słabości, których nie dostrzegłby jako zwyczajny laik. Ale mówię to niezbyt poważnie…

 

Studia w Warszawskiej Szkole Filmowej będą przygotowywać do pracy krytyka filmowego czy animatora kultury?

 

Pytanie, co rozumiemy przez krytykę filmową? To bardzo szerokie pojęcie. Krytyk to także działacz, prezenter, ktoś, kto pracuje z różnymi mediami, potrafi się zaprezentować w telewizji i w radiu, a także w bezpośrednim kontakcie z publicznością. Nazwałbym to umiejętnością współdziałania z różnymi mediami. W tym tradycyjnym znaczeniu, krytyka to umiejętność pisania o filmie. W naszym programie są zatem oczywiście zajęcia ćwiczące w różnych sposobach (mam na myśli różne media) oceny, dyskusji na temat filmu. Dlatego bliższa znajomość problemów warsztatowych jest taka ważna. Ale powinienem dodać to, co wiem ze swojej praktyki prowadzącego pismo filmowe: konieczny jest także pewien talent pisarski. Ma się go albo nie. Predyspozycje, które ostatecznie kształtują krytyka, ujawniają się wcześnie, już w szkole średniej.

 

Jak planowane są zajęcia? Czy studenci będą w kontakcie ze studentami reżyserii? Zajęcia będą połączone?

 

Planowane są wspólne godziny spędzone przy realizacji filmu. Ale większość zajęć będzie jednak prowadzona osobno. „Mieszanie” studentów byłoby niepraktyczne. To są jednak inne kierunki i specyficzne zadania, trzeba uniknąć chaosu. Ważni są przede wszystkim wykładowcy. To oni – a będą to także filmowcy – mają być tymi indywidualnościami, wokół których skupią się studenci.

 

Mnie jako krytyka interesuje przede wszystkim tego rodzaju kontakt z studentami, kiedy będziemy oceniać gotowe już filmy. Przede wszystkim skupimy się na nowych tytułach, ale trzeba też sięgnąć wstecz, do początku różnych szkół czy „fal” i spróbować je ocenić z punktu widzenia naszych doświadczeń. Nauczyć się czytać filmy – bo to jest lektura. Krytyk musi umieć odczytać film.

 

Z większym naciskiem na polskie filmy?

 

Będzie historia kina europejskiego, amerykańskiego oraz, na tyle ile będzie można, także azjatyckiego – ze zrozumieniem którego zawsze są kłopoty. Będziemy bardziej szczegółowo zajmować się polskimi filmami.

 

Kto pana zdaniem powinien starać się dostać na takie studia?

 

Ktoś, kogo interesuje film jako zjawisko społeczne i kulturowe. To oznacza prawdziwego krytyka filmowego, czyli osobę, która nie ma ambicji bycia twórcą filmowym, tylko interesuje się wykorzystaniem filmu jako takiego, dzieła filmowego funkcjonującego w odbiorze. A także pracą pedagogiczną, organizacyjną przy festiwalach filmowych, w domach kultury, organizowaniem warsztatów tematycznych.

 

Powinien to być ktoś, to chce tworzyć – powiem trochę górnolotnie – życie wokół filmu. Przykładów jest bez liku, tematy wiszą w powietrzu – choćby akcje związane z problemami z przestępczością młodzieży. Ważne, żeby ta działalność miała aspekt praktyczny.

 

W tej chwili jest niewielu krytyków filmowych zorientowanych wyłącznie na pisanie. Można publikować w Internecie, ale poszczególne portale odbiera dość ograniczona publiczność. Tzw. prasa papierowa powoli się kończy, w każdym razie miejsca dla krytyków jest w niej niewiele. Trzeba nastawić na się działanie. Nasi absolwenci będą mogli pracować na planach filmowych lub telewizyjnych, w charakterze asystenta albo drugiego reżysera, pełnić różnego typu funkcje pomocnicze.

 

Jak będzie wyglądała rekrutacja?

 

Będą to zwyczajne egzaminy wstępne. Wyświetlimy film i poprosimy o jego ocenę pisemną, będziemy rozmawiać z kandydatami. Spróbujemy poznać jego predyspozycje do tego rodzaju pracy.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

 

Warszawska Szkoła Filmowa przyjmuje zgłoszenia na kierunek Filmoznawstwo Praktyczne do 15 lipca. Wszystkie szczegóły na stronie Szkoły: www.szkolafilmowa.pl.

13.06.2012