Cena, którą musieliśmy zapłacić. Rozmowa z Marcinem Latałło

Rozmawiamy z Marcinem Latałło, reżyserem współfinansowanej przez Polski Instytut Sztuki Filmowej „Mojej ulicy”.

 

 

Pierwsze ujęcie: Czy Twoim zdaniem „Moja ulica” jest filmem o przemianach ustrojowych?

 

Marcin Latałło: „Moja ulica” dzieje się w Łodzi, bohaterowie to rodzina robotnicza, która żyje tam od wielu pokoleń. Fabryka, w której wszyscy pracowali, została zamknięta. Kiedy film się zaczyna, francuski inwestor robi wielki remont i buduje centrum handlowe Manufaktura. Nie jest to specyfika akurat Łodzi, takie sytuacje były wszędzie, w stoczniach na wybrzeżu i kopalniach na Śląsku. Więc ten film jest o nas, o ludziach w naszym kraju i cenie, jaką musieliśmy zapłacić, żeby dokonała się ta transformacja.

 

Czy to dla Ciebie bardziej film o ludziach czy o zjawisku?

 

Od samego początku ten film był dla mnie o ludziach w czasach przemian historycznych. Dlatego zawsze bardzo ważne było, żeby pokazać bohaterów od strony „ludzkiej”, opowiedzieć ich osobiste historie, szczęścia i nieszczęścia – tych drugich było znacznie więcej – i towarzyszyć im z kamerą przez te pięć lat. Żeby portret tych prostych ludzi mógł pozostać w pamięci widzów, żeby z ich życia i losów coś zostało.

 

Film powstał w 2008 roku, ale jego kinową wersję możemy zobaczyć dopiero teraz. Dlaczego? Czym się różnią?

 

Film realizowałem od 2003 do 2008 roku, najpierw na kamerze pożyczonej od znajomego producenta, potem udało mi się uzyskać fundusze od fińskiej telewizji. Wtedy tematem zainteresowała się francusko-niemiecka telewizja Arte, zamawiając wersję 52 minutową. Na końcu dołączył też Polski Instytut Sztuki Filmowej.

 

W sumie montowałem ten film dwa razy, pierwszy raz wersję telewizyjną przez cztery miesiące w Paryżu z Urszulą Lesiak, montażystką Kieślowskiego, potem drugą z Jaromirem Dziewicem prawie rok. Bardzo trudno było znaleźć dystrybutora, w końcu Fundacja Magellan zainteresowała się filmem i dzięki nim „Moja ulica” mogła trafić do dystrybucji w sieci kin studyjnych.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

26.02.2013