Człowiek rodzi się aktorem. Piotr Fronczewski kończy 70 lat

8 czerwca Piotr Fronczewski kończy 70 lat.

Jeden z najbardziej charakterystycznych (ten głos!) i wszechstronnych polskich aktorów urodził się w Łodzi. Przed kamerą i na scenie pojawiał się już od najmłodszych lat, w 1958 roku zagrał niewielką rolę w filmie „Wolne miasto” w reżyserii Stanisława Różewicza, wystąpił też w sześciu spektaklach telewizyjnych w latach 1957-1960. Aktorski fach studiował w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, którą ukończył w 1968 roku.

Dorobek artystyczny Piotra Fronczewskiego jest niezwykle bogaty: zagrał w kilkudziesięciu filmach, spektaklach telewizyjnych, serialach; przedstawienia teatralne z jego udziałem idą w setki. Jest także uznanym twórcą kabaretowym, piosenkarzem (jego najsłynniejszy pseudonim to Franek Kimono), wyśmienicie czyta i interpretuje literaturę dla dzieci i dorosłych. Takie zresztą było założenie Fronczewskiego już na samym początku pracy w zawodzie, o czym opowiada w wywiadzie-rzece Ja Fronczewski”: – Ja, widzi pan, u samego początku tak zwanej kariery wymyśliłem sobie taki pięciobój zawodowy: teatr, film, telewizja, kabaret i piosenka oraz plan mikrofonowy, czyli radio i dubbing. Chciałem być wszechstronny, chciałem wszystkiego spróbować. I spróbowałem, aż do przejedzenia czasem.

Role filmowe i telewizyjne

W filmografii Piotra Fronczewskiego można znaleźć ponad osiemdziesiąt tytułów. Aktor, zgodnie ze swoim sportowym mottem również przed kamerą próbował sił w licznych „dyscyplinach” – filmach kostiumowych, współczesnych, thrillerach, sensacyjnych, muzycznych, dla dzieci. Tuż po studiach wystąpił w wojennych produkcjach takich jak „Westerplatte” Stanisława Różewicza (1967), „Wniebowstąpienie” Jana Rybkowskiego (1968), „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” Tadeusza Chmielewskiego (1969), ale i w historycznym „Bolesławie Śmiałym” Witolda Lesiewicza (1971) czy współczesnym dramacie obyczajowym „Trzeba zabić tę miłość” Janusza Morgensterna (1971).

Za rolę lekarza w wybitnym filmie Edwarda Żebrowskiego „Ocalenie” (1972) dostał nagrodę na festiwalu w Łagowie. Z pewnością jedną z najbardziej znanych i docenianych przez krytyków i publiczność ról jest ta w „Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy” (1978) Janusza Rzeszewskiego i Mieczysława Jahody, w którym Piotr Fronczewski zagrał tytułowego Szpicbródkę, a nawet zaśpiewał – zgodnie z tytułem filmu – jeden z utworów. Aktor pojawił się też w jednym z pierwszych filmów kina moralnego niepokoju, „Kung-fu” Janusza Kijowskiego (1979). Mniejsze, choć niemniej znaczące i dopracowane role w dorobku aktora to choćby te w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy (1974), „Bilansie kwartalnym” Krzysztofa Zanussiego (1974), „Barytonie” Janusza Zaorskiego (1984), „Ucieczce z kina Wolność” Wojciecha Marczewskiego (1990), „Ostatniej akcji” Michała Rogalskiego (2009) czy „Czarnym czwartku. Janek Wiśniewski padłAntoniego Krauze (2011).

Fronczewski często grywał drugoplanowych bohaterów posiadających wrodzony lub wypracowany autorytet – lekarzy, prawników, polityków, często też jego postacie miały niejednoznaczne intencje. Zapytany o role, które ceni najbardziej, odpowiada: – Myślę, że najbliżej znalezienia właściwego dla mnie klucza, który być może pozwoliłby dotrzeć do mojej ukrytej światłoczułości [tak aktor nazywa ekranową charyzmę – przyp. red.], był Janusz Zaorski. Zrobiliśmy razem trzy filmy: „Partitę na instrument drewniany”, „Pokój z widokiem na morze” oraz „Barytona”. Każdy z nich uważam za udany i ważny. Mam też duży sentyment do „Kung-fu” Janusza Kijowskiego, gdzie grałem z Andrzejem Sewerynem, Danielem Olbrychskim, świetną teatralną aktorką z Wrocławia Teresą Sawicką i Jurkiem Kamasem. Nie jestem jednak pewien, czy ten film jest zrozumiały dla dzisiejszego widza, czy da się go jeszcze oglądać, tak mocno był osadzony w realiach PRL i dylematach ludzi z tamtej epoki. (Marcin Mastalerz „Ja, Fronczewski”).

Z pewnością najbardziej cenioną, przynajmniej przez dziecięcą widownię, rolą Piotra Fronczewskiego jest Ambroży Kleks, w którego aktor wcielał się na ekranie trzykrotnie („Akademia Pana Kleksa” 1983, „Podróże Pana Kleksa” 1985, „Pan Kleks w Kosmosie” 1988, reżyseria Krzysztof Gradowski), a raz jeszcze użyczał mu głosu w „Tryumfie Pana Kleksa”. – Te filmy mają w sobie urok prostej zabaweczki, są bezpretensjonalne w swojej nieco siermiężnej umowności – to jest rodzaj filmowej wyobraźni bliskiej światu mojego dzieciństwa, gdy z żołędzi, kasztanów i zapałek wyczarowywało się przeróżne cacuszka, coś tam się malowało farbkami, sklejało z kolorowego papieru. Tu w gruncie rzeczy trzeba było sięgnąć po podobne metody. „Akademię” kręciliśmy w 1983 roku. W sklepach nic nie było. Trudno było kupić nawet deski, tkaniny czy farbę do zrobienia scenografii, realizatorzy dosłownie stawali na głowach, żeby chałupniczymi metodami wyczarować baśniowy świat Pana Kleksa – wspomina w rozmowie z Marcinem Mastalerzem.

Wyśmienitego aktora znają też telewidzowie, Piotr Fronczewski wystąpił w „Magdzie M.”, „07 zgłoś się”, „Pakcieczy „Tata, a Marcin powiedział”, był narratorem wprowadzającym w fabułę widzów „Czarnych chmur” oraz „Ekstradycji”.

Teatr, medale i odznaczenia

Piotr Fronczewski nigdy nie ukrywał, że jego największą zawodową miłością jest teatr. Od początku kariery zawodowej jest związany z warszawskimi scenami: Teatrem Narodowym, Teatrem Współczesnym, Teatrem Dramatycznym i Teatrem Ateneum. Występował też w Kabarecie Pod Egidą i Kabarecie Olgi Lipińskiej. Jego głos można usłyszeć nie tylko w radio, ale także w filmach animowanych oraz grach komputerowych. Wśród wyróżnień ma kilka Wiktorów, Order Uśmiechu, Srebrny i Złoty Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Co jeszcze uważa na temat swojego zawodu?Człowiek rodzi się aktorem, tak jak rodzi się księciem. Nie gra się po to, żeby zarabiać na życie. Gra się po to, żeby kłamać, żeby siebie okłamywać, żeby można było być tym, kim nie można być, ponieważ ma się dosyć bycia tym, kim się jest. Gra się dobrych, bo jest się złym, świętych, bo jest się podłym, morderców, bo jest się kłamcą z urodzenia. Gra się, aby się nie znać, i gra się, ponieważ zna się siebie za dobrze. Gra się, bo kocha się prawdę, i gra się, ponieważ nienawidzi się prawdy. Gra się, bo zwariowałoby się nie grając – mówił w rozmowie z „Przekrojem” (13/1995).

08.06.2016