"Dwa światy". Rozmowa z Maciejem Adamkiem





O współfinansowanym przez PISF, nagradzanym w Polsce i za granicą filmie dokumentalnym „Dwa światy”, z reżyserem Maciejem Adamkiem rozmawia Iwona Krawczuk – autorka bloga Głucha Polka Potrafi.

Iwona Krawczuk: „Dwa Światy” to film o głuchych rodzicach i Laurze 12-letniej słyszącej córce, która jest Codakiem (słyszącym dzieckiem niesłyszących rodziców) i pełni w ich życiu rolę tłumaczki języka migowego. Skąd taki  pomysł, by zrobić z tego film dokumentalny? Czego Pan po nim oczekiwał?

Maciej Adamek: Gdy usłyszałem o tym, że istnieją takie rodziny od razu pomyślałem, że to znakomity temat na film dokumentalny. Na początku chciałem zrobić dokument o słyszącym dziecku, które opuszcza dom i głuchych rodziców, żeby założyć własną rodzinę. Interesowało mnie jak rodzice i odchodzące od nich dziecko sobie z tym poradzą. Takie było pierwotne założenie, ale wiedziałem, że jest ono dość skomplikowane i znalezienie odpowiedniej rodziny może być trudne. Byłem więc otwarty na inne warianty tej historii. Wtedy spotkałem Laurę i jej rodziców i od razu mnie zainteresowali. Pomyślałem, że bez żalu mogę zrezygnować z tamtej historii i przyjrzeć się w jaki sposób funkcjonuje dziecko w takiej rodzinie. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że to rodzice pomagają swoim dzieciom w kontaktach ze światem. W takiej rodzinie sytuacja jest bardziej skomplikowana.

Od czasu realizacji filmu „Dwa światy” minęły prawie 2 lata. Jak przez ten czas zmieniło się Pana postrzeganie Głuchych?

Wybierając sobie taki temat do realizacji za dużo nie wiedziałem o świecie osób niesłyszących. Stopniowo zacząłem go poznawać i trochę lepiej rozumieć. Okazało się też, że ten świat nie jest w cale taki cichy jak mogłoby się wydawać. Laura skarżyła się, że jej rodzice są bardzo głośni np. trzaskają drzwiami czy głośno chodzą, bo nie słyszą tych dźwięków. Pamiętam, że przed realizacją filmu wyobrażałem sobie świat osób niesłyszących jako świat pełen ciszy i spokoju. Nic bardziej mylnego.

Oczywiście poznałem też problemy z jakimi stykają się osoby niesłyszące, ale też zobaczyłem, że potrafią sobie z nimi radzić i wiele zależy od cech charakteru danej osoby. Na przykład rodzice Laury są osobami bardzo towarzyskimi i często spotykali się ze znajomymi. Co prawda ze swojego kręgu osób głuchych, ale nie zamykali się w czterech ścianach, jak niektórzy mogliby sobie to wyobrażać. Istnieje bardzo prężna społeczność osób niesłyszących, a dzięki Internetowi i mediom społecznościowym mają ze sobą dobry kontakt. Dostrzegłem też jednak, że bycie Głuchym to potężna bariera w kontaktach z osobami słyszącymi, a pisanie na kartce jest bardzo ograniczoną formą komunikacji. Nie każda osoba niesłysząca potrafi też wszystko napisać, bo czasami u osób głuchych od urodzenia problemy z komunikacją mogą obejmować dużo większe obszary niż nam się wydaje. Nie wszyscy Głusi potrafią też czytać z ruchów warg. Komunikacja może być więc poważnie utrudniona i ktoś taki jak Laura, czyli osoba pośrednicząca między niesłyszącymi i słyszącymi jest niezwykle potrzebna.

Pana film zdobył kilka prestiżowych nagród. Jak go odbierali widzowie w Polsce i jak za granicą?

Film pojeździł już trochę po świecie, ponieważ został zaprezentowany na ponad 70 festiwalach i otrzymał około 20 nagród. Odbiór filmu i pytania, które zadawali widzowie po pokazach były podobne. Zauważyłem jednak, że w krajach mocno rozwiniętych ekonomicznie jak USA, dużo pytań dotyczyło tego, czy państwo pomaga takim rodzinom. Widzowie byli zaskoczeni tym, jak bardzo ta pomoc jest ograniczona. Spodziewali się od państwa dużo większego zaangażowania w pomoc takiej rodzinie. I nie chodziło tylko o pomoc finansową, ale o przydzielenie jej np. opiekuna, który pomagałby im w załatwianiu codziennych spraw. Na pewno mamy w tym względzie sporo do zrobienia.

Mówił Pan, że Głusi potrzebują opiekuna, który pomagałby im w załatwianiu codziennych spraw czyli ma Pan na myśli Tłumaczy Polskiego Języka Migowego? Z własnego doświadczenia chciałabym zwrócić uwagę by lepiej używać określenia tłumacz języka migowego. To dzięki tłumaczom my Głusi możemy pokonywać bariery komunikacyjne w takich sytuacjach jak np. u lekarza, w urzędzie, na studiach itp.

No tak, mówiąc „opiekuna” miałem na myśli tłumacza języka migowego.

Jak Pan trafił na rodzinę Gontarczyków?

Szukałem tego typu rodzin w Internecie, między innymi w mediach społecznościowych i zostałem skierowany właśnie do nich. Byli pierwszą rodziną, do której przyjechałem. Gdy poznałem Laurę to od razu pomyślałem, że mogłaby być nie tylko bohaterką filmu dokumentalnego, ale i wystąpić w filmie fabularnym. Bo to właśnie takie dzieci jak ona są obsadzane w filmach fabularnych. Laura miała po prostu to „coś”, co powoduje, że chce się na nią patrzeć i jej kibicować. Dodatkowo w ogóle nie bała się kamery, wręcz przeciwnie lubiła być filmowana.

Co było dla Pana głównym celem: temat czy bohaterka?

Wybór głównego bohatera czyli Laury powodował też wybór głównego tematu filmu, czyli tego, jak słyszące dziecko funkcjonuje w rodzinie, w której rodzice są głusi. Oczywiście tytuł „Dwa światy” powoduje, że interpretacja filmu może być szersza i bardziej wieloznaczna. Na przykład na jednym z festiwali film dostał nagrodę za ukazanie relacji między rodzicami a dziećmi. Cieszy mnie, że na wielu festiwalach i w rozmowach z widzami te wszystkie elementy są wychwytywane.

Jak długo trwały przygotowania do filmu i już sama jego realizacja?

Przygotowania do realizacji filmu polegały przede wszystkim na poznawaniu przeze mnie życia rodziny i zaczęły się kilka miesięcy przed zdjęciami. Starałem się przyjeżdżać do nich jak najczęściej i dowiadywać jak najwięcej. Jednak  gdy dzwoniłem do Laury i pytałem, co się u nich dzieje, to najczęściej słyszałem, że nic ciekawego. Dopiero jak przyjeżdżałem, to dowiadywałem się, że tak naprawdę wydarzyło się całkiem sporo. Musiałem więc często mocno „ciągnąć Laurę za język”, bo to co dla niej nie było niczym ciekawym, dla mnie często było ważne.

Zdjęcia do filmu trwały rok, ale kręciliśmy najczęściej raz czy dwa razy w miesiącu. Po roku Laura była już inną osobą i z dziecka zamieniła się w nastolatkę. 

Ile osób liczyła ekipa?

Ekipa była niewielka, bo czteroosobowa. Oprócz mnie jej stałym członkiem był operator Mateusz Skalski, dźwięk najczęściej nagrywał Mariusz Bielecki, a pomagał nam na planie Piotrek Twardowski. Gdy była potrzeba wspierał nas kierownik produkcji Daniel Wożbiński. W dokumencie najlepiej, żeby ekipa była niewielka i stała, tak żeby bohaterowie mogli ją poznać i zaakceptować. Proces oswajania się bohaterów z obecnością kamery i ekipy jest jednym z najważniejszych elementów kręcenia dokumentu. Niech o tym świadczy fakt, że 30 % materiału weszło do filmu z ostatnich dwóch dni zdjęciowych, kiedy nasza obecność była już właściwie obojętna bohaterom. 

Czy rodzinę Gontraczyków trudno było namówić na udział w filmie?

Nie, nie trzeba ich było namawiać. Zgodzili się od razu. Laura bardzo chciała wystąpić w filmie i nie mogła się już doczekać zdjęć. Natomiast gdy po roku kończyliśmy film, to odetchnęła z ulgą. Stwierdziła, że woli jednak spędzać czas z koleżankami niż na planie.

Czy bohaterowie widzieli ten film i jaka była ich reakcja?

Bohaterowie widzieli już film i im się podobał. Nie mieli żadnych zastrzeżeń. Laura ostatnio mi powiedziała, że widziała go już chyba z 10 razy.

Czy film widziało wiele Głuchych? Jak jest przez nich odbierany?

Byłem na pokazie filmu zorganizowanym specjalnie dla osób niesłyszących i film został bardzo dobrze przyjęty. Widownia bardzo żywiołowo reagowała na to, co działo się na ekranie. Pewnie za mało jest filmów, które poruszałyby tematykę bliską tym osobom.

Co było najtrudniejsze przy realizacji tego filmu?

Decydując się na realizację filmu z osobami głuchymi nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo skomplikowane jest to zadanie. Największą trudnością była komunikacja z rodzicami Laury, która była bardzo ograniczona. Brakowało mi możliwości bezpośredniej rozmowy z nimi. Gdy Laura musiała gdzieś wyjść i zostawaliśmy sami, nasze rozmowy ograniczały się do podstawowych komunikatów. Czułem wtedy,jak trudno musi im być w codziennym życiu. Na pewno mógłbym się dowiedzieć dużo więcej o ich życiu i problemach, gdybyśmy mogli porozmawiać bez pośredników.

Skomplikowane było też kręcenie scen w języku migowym. Nie chciałem korzystać z dodatkowego tłumacza na planie, bo stwarzałby zamieszanie. Jednak przez to nie wiedziałem często, o czym rozmawiają bohaterowie. Laura wyjaśniała to nam dopiero po zakończeniu ujęcia albo sceny. Często nie tłumaczyła też wszystkiego, operowała skrótami. Tak więc niektóre sceny miałem dokładnie przetłumaczone dopiero po zakończeniu zdjęć. Bardzo to utrudniało realizację filmu.

Dlaczego nie chciał Pan korzystać z usług Tłumacza Polskiego Języka Migowego? Czego Pan się obawiał?

Obawiałem się zbyt dużej ilości osób na planie. To zawsze przeszkadza. Poza tym tłumacz musiałaby stać za mną i mówić mi o czym bohaterowie rozmawiają w danym momencie. To mogłoby dekoncentrować mnie, bohaterów i operatora. A może nawet przeszkadzałoby w nagrywaniu dźwięku. Natomiast po nakręceniu sceny, to Laura mogła mi powiedzieć o czym rozmawiali.

Czy ma nadal ma Pan kontakt z bohaterami filmu?

Mam kontakt przede wszystkim z Laurą. Ostatnio pomagałem Laurze i jej tacie polecieć na festiwal do Barcelony, na którym odebrali nagrodę dla najlepszego dokumentu. Przed odlotem na festiwal mieliśmy trochę czasu, żeby porozmawiać. Dowiedziałem się, że za dwa lata tam, gdzie mieszkają zostanie wybudowane lotnisko, a ich dom zostanie zburzony. Będą musieli się przeprowadzić. Tak więc miejsce, w którym kręciliśmy, już wkrótce przestanie istnieć. Pozostanie tylko na filmie.

Z Maciejem Adamkiem rozmawiała Iwona Krawczuk


12.01.2018