Dworcewoj w łódzkiej Filmówce

Siergiej Dworcewoj. Fot. Sławomir Kalwinek, PWSFTviT
Siergiej Dworcewoj. Fot. Sławomir Kalwinek, PWSFTviT

 

2 lutego w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi odbyło się spotkanie z rosyjskim reżyserem Siergiejem Dworcewojem. Autor nagrodzonego na 61. MFF w Cannes obrazu „Tulpan” zaprezentował swoje filmy dokumentalne i rozmawiał o nich ze studentami.

 

Siergieja Dworcewoja w murach łódzkiej Filmówki przywitała dokumentalistka Maria Zmarz-Koczanowicz. Rosyjski filmowiec podczas kilkugodzinnego spotkania opowiadał przede wszystkim o metodach, jakie stosuje przy realizacji dokumentów. Reżyser mówił także o tym, jak wyglądała współpraca z autorką zdjęć Jolantą Dylewską przy jego fabularnym debiucie, jakim był „Tulpan”. Studenci szkoły filmowej i goście spotkania obejrzeli 4 filmy Dworcewoja, nagradzane m.in. na festiwalach w Lipsku, Lizbonie, Jihlawie, Parnu i Krakowie: „Szczęście” z 1995 roku, będące filmem dyplomowym, „Dzień chleba” z 1998 roku (oba filmy nagrodzono na Krakowskim Festiwalu Filmowym statuetką „Złotego Smoka”), „Highway” („Trasa”) z 1999 roku oraz „W ciemności” z 2004 roku.

 

Bardzo długo nie zaczynam zdjęć, staram się najpierw obserwować i przygotowywać. Uważam, że najważniejszy w robieniu filmu jest okres przygotowawczy, by wiedzieć, czego nie kręcić – mówił Dworcewoj już na początku spotkania, zaznaczając również, że stara się pracować bez scenariusza. Studenci pytali m.in. o to, jak myśli się o filmie bez scenariusza. – Zaczynam od pierwszej myśli, pierwszego pomysłu. Jeśli przygotowuję się do zdjęć mieszkam wśród bohaterów i z tego bierze się ta pierwsza myśl. Staram się zrozumieć ich życie, dowiedzieć się, co dla nich jest najważniejsze. Jest dla mnie istotne, żeby podczas tych przygotowań zobaczyć choćby jeden epizod, jedną sytuację, która jest dla mnie ważna. Jeśli nam się uda ją nakręcić, to wokół niej zaczynam rozwijać film. I tak dzień za dniem, krok po kroku rodzi się film. Podobnie pracowałem nad filmem fabularnym – opowiadał reżyser, wspominając, że z oryginalnego zarysu scenariusza do fabuły „Tulpana” trafiło jedynie 20 procent. – U mnie film rozwija się każdego dnia, każdego dnia film jest inny. Film, praca nad nim, kończy się, gdy zamykamy etap miksowania obrazu z dźwiękiem. Zdarza się, że wcześniej dużo zmieniam, wszystko zależy od życia. Nie wszystko można załatwić montażem – podkreślał Dworcewoj.

 

Reżyser opowiadał także o swojej drodze do zostania filmowcem: – Przed szkołą filmową studiowałem na Ukrainie awiację i radiotechnikę, potem pracowałem przez 9 lat w Aerofłocie. (…) Do kina trafiłem przypadkiem, pewnego razu zobaczyłem w gazecie ogłoszenie o naborze na kurs realizacji filmów dokumentalnych. Nie wiem, dlaczego mnie przyjęli, nic nie wiedziałem o kinie. Chyba pomyśleli, że trzeba wziąć jednego głupka i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Wszyscy inni, którzy byli razem ze mną na kursie dobrze znali kino, jego historię.

 

Po spotkaniu z reżyserem młodzi filmowcy obejrzeli film „Tulpan”, fabularny debiut Dworcewoja, ukończony w 2008 roku po niemal 4 latach przygotowań. Obraz ten podczas 61. MFF w Cannes otrzymał nagrodę główną w sekcji Un Certain Regard oraz nagrody Prix de la Jeunesse i Prix de l’Education Nationale. Film ten był dofinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.

 

Po spotkaniu z reżyserem rozmawiała Marta Sikorska.

 

PISF: Chciałabym zapytać o Pana współpracę z Jolantą Dylewską. Jak doszło do realizacji filmu „Tulpan”?

 

Siergiej Dworcewoj: Kiedy poszukiwałem operatora do swojego debiutu fabularnego mój producent powiedział mi, że zna Polkę, która robi zdjęcia do filmów i jest znakomita. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Wiedziałem, że kobiety są operatorami, ale byłem przekonany o tym, że z żadną nie mógłbym współpracować. Powodem była realizacja filmu w Kazachstanie, gdzie było mnóstwo problemów, jest to bardzo trudne miejsce do życia. Na początku chciałem się Joli pozbyć. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, to chyba było w Amsterdamie, chciałem ją przestraszyć, powiedzieć coś okropnego. „Czy wiesz, że w Kazachstanie są pająki i węże?” – wypaliłem. Trochę się przestraszyła, ale powiedziała: „chcę tam pojechać”. No dobrze, pomyślałem, zabiorę ją ze sobą, może po dwóch tygodniach zrezygnuje i wyjedzie, ucieknie z planu. Jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak silną ma osobowość. Ma też silny charakter. Wygląda na bardzo delikatną i niezwykle dobrą kobietę, a ma silny charakter i jest profesjonalistką. Ma wszystko pod kontrolą, łącznie z całą ekipą operatorską. Podczas zdjęć nigdy się nie skarżyła, nie narzekała na złe warunki, nigdy. Byłem głupi, nie rozumiałem tego. Teraz mogę powiedzieć, że nie skończyłbym filmu bez niej. Jest świetną osobą i znakomitym operatorem. Powtarzam to wszystkim, miałem szczęście. „Tulpan” nie istniałby bez Joli.

 

Na spotkaniu wspomniał Pan, że chcecie znów współpracować razem, nad nowym projektem.

 

Tak, chcemy zacząć zdjęcia w czerwcu, w Moskwie. Będzie to film fabularny o dziewczynie z Kirgizji, która pracuje i przebywa w stolicy Rosji nielegalnie, poszukuje także swojego dziecka, które porzuciła. Oczywiście, chcę znów pracować z Jolą i byłem szczęśliwy, że zgodziła się na ponowną współpracę. Dla mnie to spełnienie marzeń.

 

Co jest dla Pana najważniejsze w takich spotkaniach jak to w Łodzi?

 

Myślę, że takie spotkania są dobre, potrzebne. Także byłem kiedyś studentem i wiem, jak ważne dla tych ludzi jest otrzymanie prawdziwej, praktycznej informacji. Uczestniczę w spotkaniu w szkole filmowej by podzielić się moim doświadczeniem. Nie mogę ich uczyć, nie jestem nauczycielem. Chcę im jedynie zaproponować swoją wizję, pokazać moje podejście. To oni zadecydują, co mogą ode mnie wziąć. Im więcej poznają przykładów pracy, tym lepiej dla nich, prawda? Jestem tu po to, by w jakiś sposób pomóc zdobyć im więcej informacji. Cała wiedza, jaką im jestem w stanie przekazać bierze się z doświadczenia. To nie teoria, to praktyka. Dobrze jest uzyskać wiedzę od tworzącego, czynnego filmowca. Czuję się zobligowany, by pomagać ludziom, ponieważ mnie też pomagali inni. Moim zdaniem studentom ciężko jest otrzymać prawdziwe informacje. Mnóstwo ludzi nie chce dzielić się doświadczeniem, czy wyjaśniać swoich metod pracy. Dla mnie nie stanowi to problemu.

 

Podczas spotkania mówił Pan o energii jaka dla Pana musi zawierać się w kadrze. Czy może Pan powiedzieć coś więcej, wyjaśnić, jak to działa?

 

Ach, to temat na bardzo długą rozmowę. To tylko moje odczucie, ale kiedy tnę i montuję film nie robię tylko montażu prostych informacji. Dla mnie ważny jest przepływ energii i różne skale tego przepływu. Pierwsze o czym myślę, to energia. Jak ją rozprzestrzenić w filmie. Nie myślę zbyt wiele o prostych informacjach, przekazie. Oczywiście, muszę śledzić i opowiadać historię, ale dla mnie opowiadanie to rozprzestrzenianie energii w filmie.

 

W rozmowie ze studentami powiedział Pan, że zamierza przestać realizować filmy dokumentalne. Dlaczego?

 

Chodzi o kwestię moralności. To zbyt bolesne. Zbyt trudne jest opowiadanie, radzenie sobie z prawdziwymi osobami, prawdziwymi konfliktami. Zbyt wiele sprzeczności, jak mówiłem podczas spotkania. W tym gatunku jest zbyt wiele sprzeczności. Przede wszystkim sprawa moralności: im gorzej mają się osoby, o których się opowiada, tym lepiej dla reżysera. Życie z wiedzą o tej sprzeczności jest trudne. Niektóry nie widzą w tym problemu, pytają: po co robić filmy o konfliktach? Nie lepiej zrobić film o czymś normalnym, o zwyczajnym życiu? Jednak film nie istnieje bez konfliktu, bez ścierania się stron, poglądów. Nie wiem, jak bez tego może istnieć film. Może inni to rozumieją – ja nie.

 

Czy ma Pan zatem jakieś rady dla innych filmowców?

 

Moja najważniejsza rada: wielu nauczycieli mówi „weź kamerę i rób film”. Moim zdaniem to bardzo zła rada. Nie róbcie tak. Wielu ludzi od razu włączy kamerę, zacznie filmować wszystko wokół. To wielki błąd. Lepiej weź kamerę, wybierz miejsce, pojedź tam, żyj przez jakiś czas i myśl o tym, jak żyją tam inni. Analizuj, dopiero po tym rób film. Nie zaczynaj zdjęć bez myślenia. To powszechny błąd. Spotykam studentów z wielu krajów, pokazują mi swoje materiały, wiele ciekawych rzeczy, ale nie ma w tym filmu. Nie można go zrobić z tego dobrego materiału, ponieważ zaczęli kręcić bez pomysłu, bez wyjściowej idei. Nie można tak. Nie kręćcie bez zrozumienia tego, o czym chcecie robić film. Liczy się pierwszy pomysł, on zainicjuje resztę. Życie jest życiem, potem znajdziecie dla siebie strukturę, wiele rzeczy. Dzisiaj wszystko przychodzi łatwo. Łatwo zdobyć kamerę, komputer. Łatwo zacząć. Operatorzy często mają to do siebie, że gdziekolwiek są zaraz szukają czegoś do nakręcenia: „O, popatrz, osioł, popatrz, jaszczurka, zobacz jak tu pięknie, kręcimy!”. Ja zawsze muszę powiedzieć; hej, stop! Na początku nie każdy to rozumie. Dla mnie zawsze trudne jest powstrzymanie ich. To przecież profesjonaliści, pracowali z innymi twórcami. Złoszczą się i mówią „Dlaczego tu jesteśmy? Dlaczego mamy tylko obserwować? Musimy pracować!”. Ja radzę: nie zaczynajcie, tak długo jak to tylko możliwe. Spróbujcie najpierw rozumieć.

07.02.2011