Dzieci pragną ważnych, mądrych tematów

O sukcesach filmu „Za niebieskimi drzwiami”, a także niewykorzystanym potencjale kina dziecięcego rozmawiamy z reżyserem Mariuszem Palejem.

PISF: Choć to nie koniec ścieżki dystrybucyjnej filmu „Za niebieskimi drzwiami”, poproszę Pana o wstępne podsumowanie. Czy jest Pan zadowolony z wyniku?

Mariusz Palej: Jestem bardzo zadowolony, aczkolwiek czuję wielki niedosyt, ponieważ z tym potencjałem jaki był, mogło być dużo lepiej. Naszym punktem wyjścia był kameralny pokaz dla kiniarzy. Usłyszeliśmy wtedy, że z tak trudnym tematem film zbierze od trzech do dziesięciu tysięcy widzów. Kiedy usłyszeli to dystrybutorzy, mieli minorowe miny i zablokowali pokaz prasowy, aby publiczność nie dowiedziała się o tym, że film nie jest słodkim, komercyjnym cukiereczkiem. Najbardziej rozczarowująca była postawa telewizyjnego koproducenta, kiedy to po pokazie jego przedstawiciel z westchnieniem powiedział: „Tim Burton…” Jak rozumiem liczył na kolejną część pamiętników z wakacji i kompletnie nie wsparł filmu promocyjnie. Mój film jakimś cudem przebił się przez to i obronił się sam. Weekend otwarcia był największy dla polskich produkcji tego segmentu. I wbrew pozorom okazało się, że tematyka i ambicja nie odstraszają, a wręcz przeciwnie. Ostatecznie film zgromadził blisko 250 tysięcy widzów, czyli od najwyższej prognozy zrobił prawie 25-krotny wynik. A jeden z kinowych ekspertów potem przyznał, że „nie doceniono potencjału rynkowego”. Film dla dzieci jest strasznie ciężkim kawałkiem chleba z powodu stereotypów, oporu, jaki mu towarzyszy. 

Na czym ten opór polega?

Zacznijmy od tego, że w moim odczuciu w Polsce pokutuje przekonanie, że film dla dzieci jest filmem dla grup szkolnych. Owszem jest również dla nich. Ale kino familijne ma sens, kiedy na pokaz idą rodziny z dziećmi. Natomiast w wielu kinach pokazy w tygodniu ustawiano wyłącznie w godzinach przedpołudniowych, kiedy dzieci są w szkole, a rodzice w pracy. A można by było wykorzystać pewien handicap rynkowy, który kinu familijnemu towarzyszy. Najpierw dać szansę obejrzenia filmu rodzicom z dziećmi, a potem grupom szkolnym. Dzieciom nie przeszkadza oglądanie filmu po kilka razy, one wręcz to lubią.

Tutaj trzeba też pamiętać o jeszcze jednej rzeczy, że dzieci mają bilety ulgowe, a grupy płacą jeszcze mniej, czyli film dla dzieci ma mniejsze wpływy niż film dla dorosłych z porównywalną widownią.

Wynik mojego filmu mogę uznać za sukces, ponieważ polskie filmy familijne ostatniego czasu robiły wyniki 40 – 140 tysięcy. Benchmarkiem tego segmentu rynku było „Magiczne drzewo” Andrzeja Maleszki, które zdobyło 190 tysięcy widzów. W naszym przypadku zadziałało coś, co jest najcenniejsze, czyli marketing szeptany. Na pewno pomogły fantastyczne recenzje.  Z każdym tygodniem ilość widzów rosła, a nie malała i to motywowało cały zespół. Myślę, że to wszystko przetrze szlak następnemu filmowi. Mam nadzieję, że teraz już rynek dostrzegł, że jest wśród publiczności chęć i potrzeba oglądania polskiego kina familijnego.

Odbył Pan ponad setkę spotkań z publicznością. Jakie są oczekiwania widzów?

To są naprawdę świetne, wzruszające spotkania, z fantastycznymi dzieciakami i ich rodzicami oraz nauczycielami. Wielu z nich mówi, że czekali na taki film od lat – taki, który satysfakcjonuje dzieci, ale też jest mądry, może być pretekstem do rozmów i jest w stanie formą przebić się do współczesnych dzieci, ukształtowanych wizualnie na amerykańskich blockbusterach. Polska miała świetną tradycję kina familijnego w PRL-u, ale ona została zdyskredytowana potem czymś, co ja nazywam „tradycją lekturkową”. Tak właśnie zapędzano do kin szkoły i takie myślenie pozostało – że wynik osiąga się wyłącznie grupami szkolnymi. Ale rynek się już zmienił, inne są też wymagania publiczności. Widzowie liczą na szczery, fajny, dobrze zrobiony film i należy ich traktować poważnie. Myślę, że o sukcesie „Za niebieskimi drzwiami” przesądził też fakt, że ten film jest zrobiony pod prąd, że są w nim poruszane ważne i trudne tematy – strach i samotność. To pokazuje, że publiczność dziecięca jest gotowa być partnerem w dyskusji na ważne, życiowe tematy. Nie można tego lekceważyć.

Szkoła podstawowa w Jastrzębi koło Lanckorony. Fot. Małgorzata Chyrzyńska

Spotkania z publicznością są dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Dzięki nim mój film wciąż się tworzy. To jest taki organizm, który żyje w bezpośrednim styku z dzieciakami. Trochę jak teatr.

W jaki sposób odbudować dobrą tradycję kina familijnego?

To będzie wymagało czasu i zmiany myślenia. Musi zadziałać taki sam mechanizm, jak przy polskim filmie fabularnym dla dorosłych. W moim odczuciu były lata, że to kino sobie nagrabiło i musiało potem odzyskać publiczność. Mam na myśli czasy, gdy w filmach aktorzy wypowiadali nazwy produktów, które spożywali na ekranie. Dzięki temu, że powstał PISF pojawił klarowny i przejrzysty system z ambitnym planem, który z czasem przyniósł rezultaty. Współczesne polskie kino potrafi być wybitne, ambitne i też potrafi zdobywać widza. Tego samego potrzebuje polskie kino dla dzieci – czasu. Potrzeba kilku filmów i w końcu któryś przebije sufit. Widzowie otworzyli się na polski film i obecnie te tytuły robią milionowe wyniki. Teraz czas na sukces polskiego kina dla dzieci. I mam nadzieję to się dzieje na naszych oczach. Ale moim zdaniem kultura dla dzieci wymaga obecnie parytetów.

Marketingowcy ustawiając program posługują się też badaniami rynku. Te z kolei mówią, że w Polsce nie ma zwyczaju chodzenia rodzin na kino familijne. Nie mówimy tu o animacjach. Myślę, że to jest też trochę samospełniająca się apokalipsa. Decydenci myśląc w określony sposób tworzą określoną rzeczywistość. W kinowym prime timie idą te pozycje, które są dla nich pewniakiem. Jeżeli wierzą w jakiś rodzaj filmu, bo mieści się w ich schemacie, to dadzą go na wszystkich salach po dwa razy w weekend. On siłą rzeczy zrobi wynik. Za tym stoi światowy biznes. Jeśli wchodzi blockbuster wielkiej wytwórni, to blokuje sale w kinie na wyłączność nawet na kilka tygodni. Nie odżegnywałbym się od instytucjonalnej pomocy rodzimej kulturze skierowanej do najmłodszych przez wprowadzenie parytetów.

"Za niebieskimi drzwiami". Fotosy z planu

„Za niebieskimi drzwiami”. Werk i fotos.

A wynik jest potrzebny polskiemu kinu familijnemu, żeby te filmy stały się atrakcyjne dla inwestorów. Niestety pieniądze z PISF to nie wszystko. Wpływy, jak wspomniałem, są proporcjonalnie mniejsze, a nie chodzi o to, żeby robić wyłącznie tanie kino familijne. Robiąc film np. za dwa miliony, z automatu pozbawia się go bardzo potrzebnego waloru plastycznego. Ukształtowana na światowych superprodukcjach publiczność wyrobiła sobie pewne oczekiwania. Nie chodzi o to, by je naśladować, ale by iść z duchem czasu.

Mam też wrażenie, że w naszym kraju kultura dla dzieci i młodzieży jest traktowana po macoszemu. Nie daje prestiżu. Mówimy, że dzieci są naszą największą wartością, ale dla mnie to są często tylko deklaracje. Film dla dorosłych przy 250 tysiącach widzów miałby całą kolorową prasę. My bezskutecznie próbowaliśmy się do takiej prasy przebić i dzięki temu zdobyć jeszcze większą publiczność. Słyszeliśmy: „No tak, ale to dla dzieci…” Niestety nie mieliśmy wsparcia żadnego koncernu prasowego, co pewnie ułatwiłoby dotarcie. Jeszcze kilkanaście lat temu wszystkie telewizje, również te komercyjne, miały swoje redakcje dziecięce. Dzisiaj to wspomnienie przeszłości. Szkoda, że marzenie o publicznych mediach z prawdziwego zdarzenia jest ciągle odległe, bo wspieranie kultury dla dzieci mogłoby być i powinno prawdziwą i niepodważalną misją. W ramach tego powinna, moim zdaniem, zostać wskrzeszona kategoria serialu dla młodego widza. W międzyczasie na szczęście mamy inicjatywy oddolne, niekierowane rynkiem czy decyzjami mocodawców, np. boom na literaturę dla dzieci czy szereg portali internetowych zajmujących się kulturą dzieci.

Czy możemy w ogóle myśleć o konkurowaniu z amerykańskimi animacjami?

Można, ale trzeba być sobą, nie można udawać kogoś, kim się nie jest. Na pewno trzeba sobie znaleźć jakąś niszę. Przede wszystkim musi powstawać więcej tych filmów. Na palcach dwóch dłoni zmieścilibyśmy filmy familijne, które zrobiliśmy przez ostatnie 28 lat demokracji i wolnego rynku. Nie bałbym się powiedzieć, że moglibyśmy robić nawet 12 takich filmów i animacji pełnometrażowych rocznie. W mojej patchworkowej rodzinie dużo chodzimy do kina, kochamy kino i podejmujemy wybory z myślą o najmłodszych wśród nas. Przeszliśmy już tę drogę – od filmów dla najmłodszych po produkcje dla nastolatków i widzimy, jakie są oczekiwania dziecka i rodziców. Kino to jest prosty sposób na wspólne spędzanie czasu, ale wiąże się z tym ważny aspekt kulturowy. To jest rodzima kultura, nawet jeśli czasem jest to popkultura, ale jednak obcujesz z własnym językiem, osadzoną w tych realiach historią, z bohaterem, który jest tu i stąd, ma swoje korzenie tutaj, bliskie naszemu małemu widzowi. Teatr jest często postrzegany jako elitarny. Przeczytanie książki wymaga trudu i wiemy, jak z tym czytelnictwem w Polsce jest. Kino jest najprostszym sposobem obcowania z kulturą. Siadasz i odbierasz, konsumujesz. Najlepiej oczywiście, jeśli ten film jest wartościowy. Zatem moim zdaniem robienie filmów dla dzieci to nasz obowiązek, wyzwanie i odpowiedzialność. Marzyłbym, aby w ramach polskich produkcji dla dzieci i młodzieży powstawały takie filmy jak słowacka „Piąta łódź” (polski tytuł „Cicha przystań”) czy islandzkie „Serce z kamienia”. Ten drugi chciałem zobaczyć po rekomendacji dwóch młodych, czternastoletnich jurorów zasiadajacych w jury młodzieżowym jednego z festiwali filmów dla dzieci. Pierwszy z nich pochodzi z dużego miasta, a drugi z małej wioski w Beskidach. Byłem urzeczony, jak poważny, ambitny i bezkompromisowy film młodzi ludzie z różnych środowisk jednogłośnie nominowali do nagrody. To dla mnie kolejny sygnał, że młodzi widzowie pragną mądrych tematów i doceniają jakość.

"Za niebieskimi drzwiami". Fotos

„Za niebieskimi drzwiami”

Kino dla dzieci powinno być priorytetem dla wszystkich polskich filmowców, nie tylko tych, którzy chcą się nim zawodowo zajmować. Widza powinniśmy kształtować od najmłodszych lat. Należy dbać o to, żeby już jako dziecko stykał się z polskimi aktorami i naszą specyfiką – językową i narracyjną. W ostatnich latach mieliśmy trochę propozycji dla nastolatków np. „Sala samobójców”. Gdyby nie to, Polacy obcowaliby w kinie z polskim filmem po raz pierwszy będąc już metrykalnie dorosłymi ludźmi, wychowanymi najpierw na amerykańskich kreskówkach, a potem na filmach z superbohaterami. Być może polskie kino mogłoby się wielu z nich jawić jako produkcja egzotyczna. Ważne jest zatem, żeby te filmy powstawały, kształtowały publiczność i żeby widzowie budowali z naszym kinem związek emocjonalny od najmłodszych lat.

Aby tradycja mogła wrócić, musimy najpierw dać widzom filmy. Tutaj najpierw musi być podaż, żeby wyzwolić popyt. Jeżeli pojawi się kilka kolejnych fajnych tytułów, które zdobędą sympatię publiczności, jak „Za niebieskimi drzwiami”, to widzowie pokochają polskie kino familijne tak samo, jak cenią polskie kino dla dorosłych.

Ostatnio powstało sporo inicjatyw, które powinny otworzyć drogę polskiemu kinu familijnemu.

Bardzo się cieszę, że w PISF pojawiła się osobna komisja dedykowana tym filmom. Tam są ludzie, którzy tworzą kulturę dla dzieci-młodzieży i rozumieją specyfikę kina skierowanego do tego widza. Siłą rzeczy takie kino komunikuje się nieco innym językiem, bo z człowiekiem będącym na innym etapie rozwoju i innymi potrzebami. Wspólnie z The Chimney Pot – Zuzą Hencz złożyłem już do tej komisji projekt będący na razie w developmencie – „Czakram mocy” i otrzymaliśmy wsparcie. Na efekty jednak trzeba będzie poczekać, projekt ten wymaga długiego procesu przygotowawczego.

A inne plany w bliższej perspektywie?

Wraz z producentką Joanną Wendorff w ramach firmy TFP zakończyliśmy właśnie prace nad nowym scenariuszem. „Czarny Młyn” to film fantasy z elementami science fiction z silnym tłem społecznym i przesłaniem, aby nie oceniać rzeczy po pozorach i mieć odwagę patrzeć głębiej. Jeśli to zrobisz, nawet będąc dzieckiem, to możesz odmienić, a może nawet ocalić swój świat. Możesz też pojąć motywacje swoich rodziców, którzy chcą dla nas dobrze, choć zrozumienie tego, może być czasami najtrudniejsze. Przygotowując ten projekt trzymam się tego, że dzieci pragną ważnych, mądrych tematów, zarazem otwierając przed nimi tak pożądany przez nie świat wyobraźni.

Czarny Młyn. Koncept

„Czarny Młyn”. Koncept

Filmowy element fantasy chcę kształtować nie ścigając się z superprodukcjami z zachodu, ale sięgając do polskiej tradycji filmowej, tak jak robił to np. w swoich onirycznych filmach Wojciech Jerzy Has, w szczególności w moim ukochanym filmie jego autorstwa „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Film więc w swoim zamierzeniu będzie miał ważny temat, idące za tym emocje, ale i formę, która przyciąga młodego widza, do której jest przyzwyczajony i której oczekuje. Mam ogromną nadzieję, że kolejny film twórców „Za niebieskimi drzwiami” ma szansę pójść krok dalej wykorzystując fundament, jakim są osiągnięcia pierwszego filmu. Współczesne dzieci przyzwyczajone są do filmowych serii. Na każdym spotkaniu powtarzało się jedno pytanie: „Kiedy następna część?” To bardzo nas zmotywowało do dalszego działania. Kiedy ja byłem zaangażowany w proces postprodukcji, scenarzystki „Za niebieskimi drzwiami” Magdalena Nieć i Katarzyna Gacek pracowały prawie dwa lata nad scenariuszem „Czarny Młyn”.

Czy „Za niebieskimi drzwiami” ma szansę na dystrybucję poza Polską?

Producentowi udało się pozyskać międzynarodowego agenta sprzedaży. Udało się też sfinalizować pierwszą transakcję i sprzedać film do Chin. Trwają zawansowane rozmowy na sześciu kolejnych rynkach, na czterech kontynentach. Sprzedanie filmu familijnego nie jest prostą sprawą. Przy okazji pokazów festiwalowych „Za niebieskimi drzwiami” zobaczyłem, jak ogromna jest na światowym rynku konkurencja. W samej tylko Europie, w wielu krajach tradycja chodzenia na filmy familijne jest ukształtowana, więc takich filmów powstaje mnóstwo. W szczególności w Holandii, Niemczech i w  Skandynawii. Aby w przyszłości skrócić międzynarodową drogę „Czarnego Młyna” na międzynarodowe rynki, w naszym zamierzeniu powstanie on jako koprodukcja międzynarodowa. Pierwsze rozmowy są bardzo obiecujące, w czym pomaga obecność festiwalowa „Za niebieskimi drzwiami”.

Film „Za niebieskimi drzwiami” zakwalifikował się do programu wielu festiwali i przeglądów filmowych na całym świecie. Zdobył nagrodę za Najlepszy Debiut na MFF Młodego Widza „Ale Kino” 2016, Nagrodę Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych za „błyskotliwy debiut w trudnej kategorii aktorskich filmów dla młodego widza” na MFF dla Najmłodszych „W chmurach” 2016 oraz Wyróżnienie Specjalne KIPA za wkład w przywrócenie kina dziecięcego na polskim rynku. Film brał udział w konkursach głównych m.in MFF dla Dzieci w Montrealu 2017. W lipcu reżyser wraz z filmem będzie obecny na MFF BICY w Busan w Korei. Wkrótce potem film walczyć będzie w konkursach głównych o nagrody na MFF dla Dzieci i Młodzieży Schlingel i MFF dla Dzieci w Brukseli Filem’On. W dwóch plebiscytach debiut Mariusza Paleja został uznany za jeden z najważniejszych polskich filmów 2016.

26.06.2017