Etiuda&Anima - udane debiuty

Przedstawiamy nominowanych do 5. Nagród PISF – o krakowskim festiwalu Etiuda&Anima rozmawiamy z dyrektorem artystycznym Bogusławem Zmudzińskim. Uroczysta gala wręczenia Nagród PISF tegorocznym laureatom odbędzie się 9 maja 2012, podczas 37. Gdynia Film Festival.

 

PISF: Jaka była pana reakcja na wiadomość o nominacji do tegorocznych Nagród PISF?

 

Bogusław Zmudziński: Od razu sprawdziłem z kim o nagrodę rywalizujemy, chciałem wiedzieć z kim przegrana byłaby honorowa, może nawet byłaby zaszczytem i czy z kolei z kimś innym nie byłaby „obciachem”. Rywalizacja pomiędzy festiwalami jest dla mnie czymś żenującym, ale jest faktem, któremu trudno zaprzeczyć.

 

W tym roku Etiuda&Anima będzie odbywać się po raz 19. Jakie momenty w historii festiwalu wspomina pan szczególnie?

 

Szczególnych momentów było całe mrowie i zawsze wiązały się ze spotkaniem z wielkimi artystami, od Krzysztofa Kieślowskiego na pierwszej „Etiudzie” w 1994 r., po znakomitego brytyjskiego twórcę animacji Barry Purvesa na zeszłorocznej, już osiemnastej „Etiudzie&Animie”. Nie zawsze byli to artyści o tzw. medialnych nazwiskach, rzadko byli celebrytami, ale byli to wspaniali ludzie, skromni i równocześnie otwarci oraz kreatywni. Umieli zarażać młodych widzów – uczestników festiwalu niebanalnym podejściem do filmu jako środka komunikacji.

 

Co stanowi o wyjątkowości Etiudy&Animy na tle podobnych imprez?

Niewiele jest podobnych imprez, a o naszej odmienności decyduje hybrydalność, którą łatwo dostrzec już w samej nazwie imprezy. Z jednej strony bacznie przyglądamy się twórczości studenckiej powstającej w szkołach filmowych i artystycznych, skupiając się na tym, co nazywa się wyławianiem talentów, z drugiej autorskiej i artystycznej animacji, ale nie tylko studenckiej, także profesjonalnej i niezależnej. To połączenie to wynik ewolucji imprezy, ewolucji, która trwa nadal i sam chciałbym wiedzieć, w którą stronę podąży festiwal w przyszłości.

Ilu widzów odwiedziło ubiegłoroczną edycję festiwalu?

 

Nie wiem, bo nie liczę widzów, nie mam obsesji oglądalności, tak jak – mimo, że organizuję imprezę z natury rzeczy medialną – nie mam sławnego „parcia na szkło”. Widzów, jak co roku, jest w ciągu siedmiu dni pewnie z kilkanaście tysięcy, ważniejsze jednak jest kim są ci widzowie, po co na festiwal przychodzą/przyjeżdżają i czy wyniosą z niego to „coś”, co sprawi, że być może spróbują swoich sił w przyszłości jako filmowi twórcy, albo „przynajmniej” zarażą się tym szczególnym szczepem bakcyla filmowego, który decyduje o wysokim poziomie kultury filmowej w niektórych miejscach w Polsce i na świecie.   

 

Pana inicjatywy w programie Etiudy&Animy to np. Wielki (Nie)Doceniony czy plebiscyt na 50 najlepszych animacji ostatniego półwiecza. Jak takie inicjatywy pomagają wyróżnionym twórcom? Na co dzięki nim widz festiwalowy zwróci uwagę?

 

To są inicjatywy bardzo się różniące. Jest ich o wiele więcej, ale skoro pyta pani o te dwie, to wyjaśniam. Wielki (Nie) Doceniony to nagroda, którą przyznaję jako dyrektor artystyczny festiwalu w obydwu konkursach, etiud i animacji. Najczęściej bywa ona rodzajem korekty werdyktu jury, niekiedy jego uzupełnieniem. Nigdzie nie jest powiedziane, że muszę ją przyznać, ale zawsze przyznaję, bo praktycznie co roku zdarza się, że coś ważnego umyka uwadze jurorów. To nie jest nic zaskakującego, dziwnego, to należy do natury artystycznych konkursów. Jurorzy też nigdy się nie obrażają; traktują moją nagrodę jako rodzaj recenzji.

 

Najlepsze animacje

 

Co do plebiscytu na 50 najlepszych animacji ostatniego półwiecza, to tutaj chodzi o coś całkiem innego. Od lat proszę autorytety: twórców, krytyków, akademickich wykładowców o wybieranie swoich autorskich „10-tek” – najlepszych filmów z jakiejś dziedziny lub dobranych wg jakiegoś kryterium. W 2010 r. postanowiłem poprosić nie jednego, ale dwudziestu pięciu ekspertów z całego świata o wybranie – z okazji 50-lecia Międzynarodowego Stowarzyszenia Filmu Animowanego (ASIFA) – 50-ciu najlepszych artystycznych animacji, powstałych w trakcie minionego półwiecza. Efekt był fantastyczny i myślę, że dzięki takim inicjatywom jak ta utrzymuje się, a może nawet wzrasta, zainteresowanie trudno dostępnymi dziedzinami twórczości filmowej.

Jakie korzyści z udziału w tej imprezie mogą wynieść dla siebie polscy filmowcy?

Takie same jak obcokrajowcy. Odpowiem może nieco żartobliwie. Zdobycie u nas jednej z nagród zwłaszcza w konkursie studenckich etiud daje duże gwarancje otrzymania po latach sporej nagrody finansowej za dalszą działalność artystyczną.

 

Nagrody dla przyszłych sław

 

Podam konkretne przykłady: Marek Najbrt zdobył w 1996 r. u nas Srebrnego Dinozaura za film „Wynaleźć piękno”, by w 14 lat później, w 2010 r. odebrać nagrodę 100 tysięcy dolarów w krakowskim konkursie OFF Plus Camera za film „Protektor”. Z kolei Marcin Wrona zdobył u nas w 2002 r. Grand Prix Złotego Dinozaura za swój film dyplomowy „Człowiek magnes”, by w 2011 r. otrzymać 100 tysięcy złotych na tym samym festiwalu za film „Chrzest”. I całkiem świeży przykład: Leszek Dawid również nagrodzony u nas Grand Prix Złotym Dinozaurem w 2005 r. za film „Moje miejsce” czekał już tylko 7 lat na swoje 100 tysięcy złotych wręczone na kolejnej, tegorocznej Off Plus Camerze za film „Ki”. Mnie osobiście bardzo to cieszy i ważne, że coraz bardziej skraca się czas pomiędzy naszymi nagrodami a wypłatami premii finansowych, które nasi laureaci otrzymują za osiągnięcia w filmie pełnometrażowym.

 

Jak wyglądają plany dotyczące tegorocznej edycji Etiudy&Animy? Jakich gości możemy spodziewać się w Krakowie, jakie filmy obejrzą polscy widzowie?

 

Za wcześnie na konkretne deklaracje. Proszę mnie o to spytać we wrześniu. Mogę tylko zapewnić, że kształtując program i układając listę gości na pewno nie będę szedł wydreptanymi ścieżkami. To pozostawiam innym. A co do gwiazd, które się u nas pojawią to odpowiem może z pewną dozą afektacji, tak jak już nieraz odpowiadałem: nie znam ich nazwisk, bo to są gwiazdy przyszłości.

 

Rozmawiała Marta Sikorska

07.05.2012