Ewa Puszczyńska o nominacjach

Tuż po nominacjach do Oscara rozmawialiśmy z producentką współfinansowanej przez PISF „Idy” Ewą Puszczyńską z Opus Film. Twórcy filmu powalczą o nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej aż w dwóch kategoriach: Najlepszy Film Nieanglojęzyczny oraz Najlepsze Zdjęcia.

PISF: Jak pierwsze wrażenia po usłyszeniu tak wspaniałych wiadomości?

 

Ewa Puszczyńska: Nadal kręci mi się w głowie i mam jakiś wewnętrzny dygot. To już w tej chwili dygot radości. Gdy oglądaliśmy i czekaliśmy na nominacje to był to dygot ze zdenerwowania, nie wiedziałam, co się stanie. Moje doświadczenie w tym, co się dzieje w L.A. i jak to wszystko jest rozgrywane dawało mi podstawy do tego, aby nie być pewną do końca. Nie byłam pewna, czy będziemy mieli nominację, mimo że byliśmy wymieniani we wszystkich rankingach.

 

Amerykański krytyk filmowy Scott Feinberg przewidział jako niespodziankę, że „Ida” może otrzymać nominację za zdjęcia. Tak się stało i powiem, że strasznie się cieszę z nominacji dla Łukasza Żala. Powiem nieskromnie, że to był mój pomysł, aby to on przejął zdjęcia po Ryszardzie Lenczewskim. Były inne pomysły na innych operatorów, ale udało mi się Pawła Pawlikowskiego przekonać i Łukasz się fantastycznie sprawdził. Uważam, że wszystkie nagrody dla niego są jak najbardziej zasłużone.

 

Jak będą wyglądały państwa następne kroki? Jak wyglądają plany promocji aż do 22 lutego?

 

Kampania jest głównie oparta na Pawle Pawlikowskim, który jest w tej chwili w Meksyku, ale zaraz wraca do Stanów. Lada chwila dostanę kalendarz wydarzeń od naszej agencji PR i będę mogła udzielać dokładniejszych informacji. Taki terminarz, tyle że dotyczący działań przed nominacją, dostaliśmy wcześniej. Wtedy dokładnie będziemy wiedzieli, co się będzie działo: jakie spotkania, pokazy i lunche przed nami. Tak tam się lobbuje. Generalnie czeka nas ciężka praca od dzisiaj do 22 lutego.

 

Co taka nominacja do Oscara oznacza dla producenta filmowego w Polsce?

 

Mam nadzieję, że będzie mi łatwiej sfinansować kolejny film Pawła Pawlikowskiego. Jesteśmy na początku developmentu. Będzie to dużo większy film, wymagający większej międzynarodowej koprodukcji. Dlatego myślę tutaj o finansowaniu nie tylko z polskich źródeł, ale również ze źródeł międzynarodowych. Myślę, że producentowi z Polski, który ma nawet nominację do Oscara będzie łatwiej. To już w tej chwili widać. Otrzymuję mnóstwo propozycji koprodukcyjnych. To bardzo zabawne, że tylu ludzi chce być nagle moimi przyjaciółmi na Facebooku. Rzeczywiście, wokół „Idy” jest głośno. Nie zapeszajmy – mam nadzieję, że tę nogę na Festiwalu w Gdyni złamałam nie na próżno.

 

Czy sądzi pani, że sukces „Idy” sprawia, że polskie kino będzie bardziej dostrzeżone przez świat?

 

Myślę, że będzie traktowane bardziej poważne i z większą uwagą. Myślę, że teraz kinomani na całym świecie będą przykładać większą uwagę do tego, że jeśli film jest z Polski, to przynajmniej warto go obejrzeć. Spójrzmy na sytuację „Joanny” i „Naszej klątwy”. Oba są świetne. Wiele osób mówiło, że to niemożliwe, aby dwa polskie krótkie dokumenty były nominowane. I są nominowane. Myślę, że świadczy to o sile tych filmów, o tym, jak dobre filmy możemy w Polsce robić. To fantastyczne.

 

Natomiast tak jak już mówiłam: pobyt na Złotych Globach i ten tydzień w Los Angeles niestety również obfitował w taką przykrą obserwację, że filmy nieanglojęzyczne tak naprawdę nie za bardzo ten amerykański świat filmowy obchodzą. To jest jednak oddzielny świat. Oczywiście filmy te są istotne dla ludzi, którzy są fachowcami i kinomanami. Natomiast w świecie wielkich gwiazd nie bardzo to kogoś interesuje. Może to będzie się pomału zmieniać.

 

Z Ewą Puszczyńską rozmawiała Marta Sikorska

16.01.2015