Film Morgensterna od piątku w kinach

Od piątku można oglądać nowy film wielkiego mistrza polskiego kina Janusza Morgensterna. „Mniejsze zło” to opowieść o pisarzu-konformiście w czasach PRL-u, nawróconym grzeszniku. W roli głównej Lesław Żurek.

 

Film powstał na podstawie powieści Janusza Andermana „Cały czas”.

To historia młodego studenta, który za wszelką cenę chce zostać pisarzem. Kamil ma obsesję bycia kimś. Cynicznie wykorzystuje ludzi, nie cofa się przed plagiatem, by zrobić karierę. Staje się uznanym autorem, chociaż nie umie pisać; udaje opozycjonistę, zawsze płynie z prądem.

Ale coś zaczyna się zmieniać. Podczas stypy po pogrzebie ojca (w tej roli Janusz Gajos) Kamil poznaje szczegóły z przeszłości zmarłego – to wybory życiowe, o które nigdy nie podejrzewał ojca-karierowicza. Przeżywa wizytę w posierpniowym Gdańsku, spotkanie z matką stoczniowca zastrzelonego w 1970 r. Wreszcie stan wojenny. W bohaterze powoli dojrzewa przemiana. Próbuje naprawić dawne grzechy, ostatecznym odkupieniem stanie się pobyt w więzieniu, z którego wychodzi odmieniony.

Morgenstern jest twórcą filmów, które weszły do klasyki polskiego kina, m.in. „Do widzenia, do jutra” (1960) ze Zbigniewem Cybulskim, „Trzeba zabić tę miłość” z Jadwigą Jankowską-Cieślak (1972), „Mniejsze niebo” (1980) z Romanem Wilhelmim. Reżyserował też popularne seriale telewizyjne „Stawka większa niż życie”, „Kolumbowie” czy „Polskie drogi”. Jest producentem, szefem studia filmowego Perspektywa.

Janusz Morgenstern: – Zawsze chciałem mówić o tym, co jest prawdziwe. Moją zasadą jest tworzyć kino, które powoduje takie napięcie, że nie można oderwać od tego wzroku. Tym się kieruję przy wyborze projektu. Musi być to coś, co będę mógł dać widzowi i co jest dla mnie interesujące.

– Jeśli porównać mój ulubiony film „Do widzenia do jutra” i ostatni, „Mniejsze zło”, widać, jak się różnią. Za każdym razem starałem się odkrywać coś nowego. Opowiadać inną historię – mówi Morgenstern. – Przy tym „Do widzenia…” nie od razu wszystkim się podobało. Młodzież ten film kupiła, starsi już mniej. Po latach jednak jest on doceniany, a nawet uważany za kultowy.

– Większość moich projektów było ocenzurowanych. Dlatego nie robiłem zbyt wielu filmów – wspomina reżyser. – Wtedy praca była też inna. Współpracowaliśmy ze sobą, toczyła się nieustanna burza mózgów. Munk, Wajda, Kutz, Kawalerowicz czy Konwicki i paru innych – mocno się wspieraliśmy.

Lesław Żurek: – Wszyscy byliśmy pod dużym wrażeniem pracy z Januszem Morgensternem. Jakbyśmy zanurzyli się w czymś, czego istnienia nie byliśmy świadomi. Normalnie na polskim planie filmowym jest nerwowo, pośpiech. Tu było inaczej – niezwykły spokój. Działała siła autorytetu pana Janusza, ta atmosfera udzielała się wszystkim. Było to naprawdę niesamowite. Z czymś takim nigdy się nie spotkałem.

– Pan Janusz był bardzo otwarty na wszelkie zmiany w scenariuszu, podobnie jego współautor Janusz Anderman. Obaj byli wyczuleni na uwagi aktorów. Wszystko ewoluowało. Dziś mogę powiedzieć śmiało, że za takimi momentami i planami naprawdę się tęskni – mówi Żurek.

– To film, który skłania do głębszej myśli. Pytanie, czy współczesny polski widz lubi tego typu kino. Sam jestem ciekaw, jak zostanie on odebrany. Bardzo mi brakowało takiego kina. Mam przesyt nadekspresyjności w kinie, szybkich obrazów, efektów – dodaje aktor.

Janusz Gajos: – Postać ojca jest, moim zdaniem, szczególnym odwzorowaniem postaw moralnych wielu ludzi, którzy w warunkach tamtego ustroju próbowali znaleźć „sposób na życie”. Szukali mniejszego zła. Ów relatywizm był niejako wymuszony przez sytuację, w której poważna obrona postaw moralnych zalecanych przez „system” była skazana na wyśmianie. Znałem osoby, które w chodzeniu po tej paranoicznej linie miały pewną wprawę.

Ten film to próba przedstawienia tamtego czasu w sposób dość wiarygodny. Bez specjalnego zadęcia na nieomylną jednostronność.

 

W czym tkwi siła kina Janusza Morgensterna? – W doświadczeniu, umiejętności wybierania tematów i szczerości – mówi Gajos.

 

Na podstawie materiałów dystrybutora filmu

 

22.10.2009