„Galerianki" - film pełnometrażowy z etiudy

Nagrodzone na wielu festiwalach krótkometrażowe „Galerianki” pokazały ważny współczesny problem: młodych ludzi, których marzeniem jest kupowanie luksusowych rzeczy. Żeby je spełnić posuwają się nawet do prostytucji.


W filmie gimnazjalistki szukają w centrach handlowych sponsorów, 20-30-letnich mężczyzn, którzy w zamian za usługi seksualne kupują dziewczynom luksusowe prezenty.

 

Po festiwalowych sukcesach „Galerianek”, które powstały w Warszawskiej Szkole Filmowej, reżyserka Katarzyna Rosłaniec zaczęła pracę nad scenariuszem opartego na tej etiudzie filmu pełnometrażowego. Powstawał on w ramach Laboratorium Scenariuszowego Studia Munka i znalazł producenta (WFDiF) podczas pitchingu Laboratorium na festiwalu w Gdyni. Projekt otrzymał od PISF dotacje: 20 000 zł stypendium scenariuszowego w 2007 r., a w następnym roku 1 000 000 zł na produkcję. Film jest po zdjęciach, trwają prace postprodukcyjne.

 

Pokazać świat prawdziwie, a nie odważnie
Rozmowa z Katarzyną Rosłaniec

 

Pani film odważnie opowiada o tak zwanych „galeriankach”. Pokazywanie takich współczesnych zjawisk w to ważna rola kina, szczególnie tworzonego przez młodych twórców. To oni są przecież bliżej problemów młodego pokolenia. Czy Pani zdaniem to także sposób, by przyciągnąć do kin młodych ludzi na polskie filmy?

 

– Opowiadam nie odważnie, tylko prawdziwie. Bardzo starałam się, żeby to, co znajduje się w filmie było jak najbardziej prawdziwe, bo tylko tak można o czymś w ogóle opowiadać. Tak mi się przynajmniej wydaje. Jeśli odbieram w środku nocy telefon i słucham przejmującej opowieści swojej koleżanki, to jeśli poczuję, że to nieprawda, odłożę słuchawkę. Tyle, że ja w filmie nie opowiadam o zjawisku. Opowiadam historię specyficznej relacji dwóch 15-latek: Alicji i Mileny, w której pojawia się chłopak, Michał. Klasyczny trójkąt. To, że Milena ma taki sposób na życie, że podrywa starszych mężczyzn, którzy mają chociaż tyle pieniędzy, żeby kupić jej dżinsy, a Alicja, żeby być blisko niej, musi być taka ja ona, mieć fajne ciuchy, kosmetyki, umieć poderwać faceta… To jest tylko tłem filmu.

Czy film o młodzieży jest sposobem na przyciągnięcie młodych ludzi do kina? Na pewno opowiadanie o sprawach bezpośrednio ich dotyczących jest dla tych widzów ciekawe, tak samo jak dla dwóch ornitologów ciekawa jest historia o dwóch ornitologach. Tak jest zresztą ze wszystkim, np. z modą. Nastolatki ubierają się w sklepach z ciuchami dla młodzieży. Pewnie, że czasami fajnie jest, dla odmiany założyć coś z szafy mamy czy wujka marynarza, są też tacy, co ubierają się tylko w rzeczy z szafy wujka. Ale większość jednak kupuje w sklepach firm młodzieżowych.

 

Pracuje pani teraz nad pełnometrażową wersją swojej wcześniejszej etiudy. Jaka jest różnica w pracy nad obiema formami?

 

– Wszystko jest inne oprócz najważniejszego: w taki sam sposób pracowałam z aktorami. Szczególnie dużo pracy, w obu przypadkach, włożyłam w pracę z młodymi aktorami. Cała reszta była zupełnie inna. Etiuda powstała z pasji i chęci zrobienia filmu przeze mnie i moich przyjaciół, za co im zawsze będę bardzo dziękować.

 

To był taki magiczny czas, kiedy liczyło się tylko to, że musimy zrobić ten film. Strasznie dużo mieliśmy problemów, ale jak to sobie teraz przypominam, nie traktowaliśmy ich jako problemy. Pamiętam na przykład, jak podjeżdżamy pod mieszkanie, gdzie miały być zdjęcia. Kobieta nie otwiera drzwi, rozmyśliła się. Mówię: „Nie ma sprawy, kręcimy u mnie”. Mam tylko jeden pokój, a potrzebne są dwa. Pan Artur Barciś już w drodze, biegnę piętro niżej do sąsiadki i proszę o zgodę na godzinkę zamieszania u niej. Ostatnią scenę kręciliśmy w nocy w osiedlowym parku. Wszyscy byliśmy po kolana w psich kupach. Mój kolega, który wtedy pełnił funkcje dźwiękowca, przerywał każde ujęcie krzycząc, że nie wytrzyma, bo jest uczulony na kupy! Wytrzymał. Teraz ten sam Kamil Czwartosz montował ze mną film – pełen metraż, w którym wszystko było uporządkowane, normalne. Tak jak należy. Czyli inaczej.

 

Jest pani autorką scenariuszy obu filmów. Czy pracując nad wersją pełnometrażową pisała pani scenariusz od nowa, czy rozszerzała raczej pierwszą wersję? Jak wyglądała praca w Laboratorium Scenariuszowym?

 

– Na początku próbowałam dopisać sceny do etiudy, ale z biegiem czasu stawało się odwrotnie: coraz mniej scen z etiudy zostało w pełnym metrażu. W rezultacie może dwie są zupełnie takie same. To przekształcanie zaczęło się od Laboratorium Scenariuszowego. Na wstępie usłyszałam od jednego z wykładowców: – No, ale pani zrobiła już taki film, czemu chce pani go robić jeszcze raz?

 

„Galerianki” od początku były pomysłem na pełnometrażowy film, więc te słowa absolutnie mnie nie zniechęciły. Zaczęłam raczej myśleć o nim od nowa. I tak, w obecnym filmie pozostał wprawdzie wątek dziewczynki nie mającej nowego telefonu komórkowego, ale nie jest to już wątek główny tak jak to było w krótkim filmie.

 

Przy filmie pełnometrażowym pracują inni aktorzy niż w pierwszej wersji.

 

– Od czasu etiudy minęły dwa lata i moje małoletnie aktorki trochę się zmieniły. Po drugie i chyba ważniejsze, zmieniła się moja koncepcja bohaterów. Szczególnie dotyczy to głównej bohaterki. Madzia Ciurzyńska w etiudzie doskonale stworzyła postać „szarej myszki” marzącej o niedostępnym świecie atrakcyjnych koleżanek. Tym razem nie chciałam, żeby Alicja, główna postać, była taką „szarą myszką”, z definicji skazaną na odrzucenie lub w najlepszym wypadku na podporządkowanie.

 

W filmie pełnometrażowym Alicja pochodzi z normalnej z pozoru rodziny. Jest wyjątkowo ładna, więc ma powodzenie u kolegów z klasy. Chciałam pokazać, że takie dziewczynki mogą mieć problemy podobne do tych, jakie miała wcześniejsza Alicja. To, że jest zadowolona ze swojego wyglądu, nie znaczy, że po wyjściu z domu zachowa pewność siebie i indywidualizm.

 

Nie każdy zresztą musi być indywidualistą. Chęć przynależenia, zawierania silnych relacji nie jest przecież czymś złym. Taką potrzebę mamy szczególnie w wieku 15 lat, kiedy świadomość samych siebie, swojej osobowości nie jest jeszcze ukształtowana. A dlaczego wybieramy na wzór takie, a nie inne osoby? Po pierwsze barwne, rzucające się w oczy postacie przyciągają te nieśmiałe i delikatne na zasadzie przeciwności. Poza tym uczucia są czasem niewytłumaczalne.

 

Dodam tylko, że Magda Ciurzyńska, która gra główną rolę w etiudzie, w wersji pełnometrażowej gra postać Julii.

 

rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

21.01.2009