Istota, która rozjaśniała życie

W czwartek w Skolimowie zmarła Irena Kwiatkowska, legendarna aktorka teatralna, filmowa, kabaretowa. W przyszłym roku obchodziłaby setne urodziny.

Dla wielomilionowej widowni pozostanie na zawsze matką Pawła z nieśmiertelnego serialu Jerzego Gruzy „Wojna domowa” oraz kobietą pracującą z serialu „Czterdziestolatek”.

Już za życia była legendą. Dzisiejsi trzydziestolatkowie powinni pamiętać, że była muzą Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. To z myślą o niej nasz znakomity poeta stworzył postać Hermenegildy Kociubińskiej.

Nie należę do wesolutkich i rozkosznie szczebiocących kobieciątek opowiadających dowcipy. Już w dzieciństwie męczarnią były dla mnie prośby w rodzaju „Irenko powiedz wierszyk”. Tego nie znosiłam.

Irena Kwiatkowska w 1935 r. ukończyła Wydział Aktorski Polskiego Instytutu Sztuki Teatralnej w Warszawie. W tym samym roku zadebiutowała jako aktorka teatralna. Od tamtej pory zagrała na scenach wielu teatrów w Warszawie, Katowicach, Poznaniu i Krakowie. Na swoim koncie miała występy estradowe z kabaretami: „Siedem kotów”, „Szpak” i „Dudek”, a także telewizyjne z „Kabaretem Starszych Panów”. Brała również udział w tworzeniu audycji radiowej „Podwieczorek przy mikrofonie”. W latach 1953-56 wykładała w warszawskiej PWST. W 1994 roku przeszła na emeryturę, jednak nadal występowała gościnnie.

 

Wśrod kilkudziesięciu odznaczeń Irena Kwiatkowska otrzymała m.in Order Uśmiechu, Statuetkę Gwiazda Telewizji Polskiej w 2002 roku z okazji 50-lecia TVP. W 2003 roku podczas VIII Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach odcisnęła dłoń na Promenadzie Gwiazd a w 2008 – otrzymała Specjalną „Złotą Kaczkę na 100-lecie Polskiego Kina” w kategorii: Aktorka Komediowa Stulecia.

 

Ostatnie lata spędziła w Domu Aktora Weterana w Skolimowie.

Muszę przyznać, że wcale nie czuję upływu lat – mówiła mi z okazji 85 urodzin. – I wydaje mi się, że nie ma we mnie nic z czcigodnej jubilatki. Myślę, że wszyscy, którzy są w moim wieku potwierdzą, że jakoś nie czuje się tych lat. Nigdy nie układałam sobie recepty na długowieczność. Ciągle jestem zajęta, więc nie mam czasu myśleć o sobie. Na szczęście czuję się dobrze i wszystko idzie mi gładko, do tego wciąż spotykam się z przejawami sympatii u widzów, którzy oglądają mnie w spektaklach teatralnych i filmach.

Irena Kwiatkowska jedynie przez wrodzoną skromność mówiła o wyrazach sympatii, bo tak naprawdę dużo odpowiedniejszym określeniem uczucia z jakim spotyka się od lat są podziw i uwielbienie. I to zarówno u widzów, jak i reżyserów, a także aktorów. Krytyka podkreśla, że taki talent zdarza się raz na tysiąc lat.

Wielka dama sceny, estrady i kabaretu z magią teatru zetknęła się już w dzieciństwie, kiedy to w ochronce, do której chodziła przygotowywano szopkę. Marzyła wtedy o zagraniu aniołka lecz nauczycielka wbrew jej oczekiwaniom zaproponowała jej postać diabełka. Podobnie niekonwencjonalnie obsadzana była także w gimnazjum. Wtedy to polonistka wyznaczyła jej rolę Zagłoby w „Ogniem i mieczem” oraz Papkina w „Zemście”.

Znany z filmów Zanussiego i Kieślowskiego znakomity aktor i reżyser, Aleksander Bardini, studiujący z Ireną Kwiatkowską w przedwojennym PIST przyznawał wielokrotnie, że była ona największą osobowością na roku. Słynny Aleksander Zelwerowicz, patron Akademii Teatralnej w Warszawie, powiedział niegdyś – Nic dziwnego, że – jak mówią byłem znakomitym pedagogiem, skoro miałem uczniów tej miary, co Irena Kwiatkowska. Konstanty Ildefons Gałczyński, stworzył z myślą o aktorce postać Hermenegildy Kociubińskiej, a w jego domu panował swoisty kult Kwiatkowskiej. Gałczyński bardzo liczył się z opinią znakomitej aktorki i wielokrotnie korzystał z jej rad.

Wśród osób, które wywarły duży wpływ na karierę artystyczną aktorki byli oczywiście twórcy „Kabaretu Starszych Panów”. Jeremi Przybora podsumowując tę współpracę w specjalnym liście otwartym napisał m.in: – Zacząłem pisać. Pisać i patrzeć na Ciebie. I słuchać jak od pierwszej czytanej próby rozwija się powołana przez Ciebie do życia postać. Jak przekracza ramy zakreślone tekstem i żyje poza nim swoim własnym życiem, zaskakując autora mnóstwem wypełniających je precyzyjnie przemyślanych drobiazgów. Czy ktokolwiek kiedykolwiek wykonywał zdumiewające skoki w tył, śpiewając tango, tak jak to czyniła kreowana przez Ciebie, porzucana przez nieznanych sprawców hrabina Tyłpaczewska?

Irena Kwiatkowska niechętnie zgadzała się na wywiady. Uważała, że jako aktorka najlepiej wypowiada się poprzez role. Mnie podczas jednego z kilku spotkań udało się namówić ją na zwierzenia wojenne, o których nie wspominała prawie nigdy. A miała się czym pochwalić. W czasie powstania warszawskiego była sanitariuszką. Wykazała się wtedy wielkim bohaterstwem, co najmniej kilka razy niemal cudem uniknęła śmierci.

To bardzo tragiczne wspomnienia, i trudno mi je zamknąć w kilku zdaniach – mówiła mi Pani Irena, która w czasie wojny wstąpiła także do organizowanych przez Leona Schillera „lotnych” zespołów teatralnych. – Przedzieraliśmy się przez piwnice i barykady, takie dwu- i trzyosobowe grupy aktorów. Odwiedzaliśmy w szpitalach naszych żołnierzy. Na Lwowskiej m.in spotkałam znanego poetę i satyryka Światopełka Karpińskiego. Kiedy dotarłam tam po raz drugi i zobaczyłam, że szpital jest zbombardowany, byłam pewna, że Światopełk zginął. Na szczęście okazało się, że wydostał się z tego piekła, o czym przekonałam się po latach spotkawszy go w Ameryce.

Po kapitulacji Warszawy Irena Kwiatkowska uciekła z transportu do Pruszkowa. Cudem uniknęła Auschwitz.

Jako aktorka doskonale spełniła się w teatrze, kabarecie, trzeba jednak przyznać, że nie rozpieszczał jej natomiast film. W 1953 r. pojawiła się w „Sprawie do załatwienia” jako kobieta zachwycająca się amerykańskimi ciuchami i dzięki niej ta socrealistyczna agitka nabrała na moment życia. Zagrała w kilku komediach: „Żołnierz królowej Madagaskaru” (1958), „Tysiąc talarów” (1959), „Klub kawalerów (1962). Wreszcie jej talent zabłysł w „Hallo szpicbródka” (1978), ale bufetowa Makowska to było kolejne kabaretowe wcielenie spointowane rewelacyjną piosenką „Roztańczone nogi”.

Wystąpiła też w „Rozmowach kontrolowanych” Chęcińskiego wg scenariusza Stanisława Tyma.

Była zupełnie wyjątkowym zjawiskiem w polskiej kulturze – uważa Tym. – Tak zaskakująco niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju. Aktorstwo tej klasy, taka umiejętność mówienia komedii, czy żartu zdarza się raz na kilka stuleci. Niezwykle pracowita, wnikliwa i szalenie wymagająca. Ona miała poczucie prawdy, a jednocześnie słuchając jej czuło się, że ma do wypowiadanych słów ironiczny dystans. Żarty w jej wykonaniu zawsze nabierały jakiejś dodatkowej głębi.

Znakomicie wykorzystał jej talent filmowy Jerzy Gruza. Najpierw powierzając jej postać Zofii Janowskiej, matki Pawła w „Wojnie domowej”, a potem kobiety pracującej, która żadnej pracy się nie boi w „Czterdziestolatku”.

Kobieta Pracująca, w wykonaniu Ireny Kwiatkowskiej stała się forpocztą feminizmu – twierdzi Gruza – a już na pewno postaw kobiet świadomych swojego znaczenia i roli w społeczeństwie. Pojawiała się w najbardziej kłopotliwych sytuacjach niczym deus ex-machina i zawsze pomagała rozwiązać największe problemy.

Irena Kwiatkowska była gigantem humoru. Przewrotnego i bardzo inteligentnego – mówi Magda Umer. Seriale „Wojna Domowa” i „Czterdziestolatek” z jej udziałem można właściwie oglądać na okrągło. Zważywszy na religijność Pani Ireny, nie mam wątpliwości, że Pan Bóg po każdej emisji filmów, kabaretów i programów z Jej udziałem, nagradzał ją życzliwym uśmiechem.

Jan Bończa-Szabłowski

03.03.2011