Konferencja prasowa filmu "Różyczka"

Jan Kidawa-Błoński
Jan Kidawa Błoński. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

W środę 3 marca w warszawskim kinie Atlantic odbyła się konferencja prasowa twórców filmu „Różyczka”, w której uczestniczyli: reżyser Jan Kidawa Błoński, współautor scenariusza Maciej Karpiński, producent Włodzimierz Niderhaus, koproducent i przedstawiciel firmy dystrybucyjnej „Monolith Films” Mariusz Łukomski, koproducent Dominique Lesage, adwokat Robert Małecki oraz aktorzy Magdalena Boczarska i Robert Więckiewicz.

 

Podczas spotkania twórcy opowiedzieli dziennikarzom m.in. o źródłach swoich inspiracji, żmudnym procesie powstawania scenografii i kostiumów oraz sposobie montowania i zamieszczenia w filmie materiałów archiwalnych.

 

„Różyczka” opowiada historię kobiety (Magdalena Boczarska) uwikłanej uczuciowo w związek z pracownikiem służby bezpieczeństwa (Robert Więckiewicz), który nakłania ją do inwigilowania znanego pisarza (Andrzej Seweryn). Akcja filmu toczy się w burzliwym okresie końca lat sześćdziesiątych w Polsce. Autorzy umieszczają w treści znane epizody z tamtego czasu: premierę „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka czy zamieszki marcowe z 1968 roku.

Reżyser Jan Kidawa-Błoński tak opowiedział o powstawaniu scenariusza: – Pisząc ten tekst zainspirowaliśmy się kilkoma historiami, które w ostatnich czasach zostały upublicznione: to przede wszystkim głośna historia Bertolda Brechta i jego kochanki, zwerbowanej przez STASI; wyszła również ostatnio na jaw prawda o kochance Sergiusza Jesienina, która pracowała dla KGB, ukazała się książka dr Petera Raina, który w „Bliskim szpiegu” opisał swoją wstrząsającą historię bycia inwigilowanym przez żonę, pracującą dla SB. Te wszystkie przypadki, ta cała otoczka niewątpliwie zainspirowały nas, by powstał scenariusz filmu, który zdecydowaliśmy się osadzić w roku 1968 – dosyć szczególnym roku nowożytnej historii Polski. Rok ’68 to taki czas, który nie został satysfakcjonująco przedstawiony, wyczerpany – nie wyciągnięto z niego wszystkiego, co wydaje się być interesujące. W związku z czym historię naszych bohaterów postanowiliśmy umiejscowić właśnie tam.

Maciej Karpiński, współautor scenariusza tak opowiadał o kontrowersjach wokół inspiracji filmu: – Losy bardzo wielu ludzi były w tamtych czasach niezwykle skomplikowane. Zarówno znanych i sławnych jak i takich, którzy byli całkowicie anonimowi. Wiele osób niejednokrotnie przeżywało bardzo tragiczne sytuacje, często związane także z przeżyciami emocjonalnymi – takich sytuacji były setki. Nie oczekiwaliśmy pojawienia się kontrowersji ani nie próbowaliśmy ich w żaden sposób wywołać. Ja stokrotnie wolę, abyśmy rozmawiali o filmie i jego zawartości, o jego treści i formie, aniżeli o sprawach marginalnych. Zwrócę państwu uwagę, że dziesiątki filmów powstają obecnie na świecie, inspirowanych prawdziwymi historiami i jakoś nikogo to nie dziwi i nie bulwersuje. Myślę, że powinniśmy skończyć z pretensjonalnym doszukiwaniem się takich intencji czy konkretnych inspiracji, manipulacji. Rozmawiajmy o tym co jest ważne, o filmie. Rozmawiajmy o historii w nim opowiedzianej – to jest historia tych ludzi, którzy są na ekranie, a nie żadnych innych.

 

Autorzy filmu opowiadali także o technicznych zmaganiach na planie i o pomyśle na włączenie do struktury fabularnej materiałów archiwalnych.

Mieliśmy dwie bardzo silne motywacje, aby zrobić tak a nie inaczej: pierwsza to motywacja artystyczna – wydawało się, że materiał archiwalny, w którym są autentyczne emocje to będzie zawsze coś bardziej silnego w połączeniu z materiałem wykreowanym. To lepsze niż realizacja scen inscenizowanych, które nigdy nie będą tej temperatury posiadały. Wiązało się to oczywiście z pewnym ryzykiem – operator podjął się karkołomnego procesu obróbki taśmy, by zbliżyć do siebie w sposób naturalny czarnobiałe zdjęcia archiwalne i kolorowy materiał. Wyglądało to w ten sposób, że negatyw został niedoświetlony, co jest procesem nieodwracalnym, potem poprzez specjalne procesy trzeba go wywołać. Gdyby się to nie udało – zdjęcia trzeba by było powtórzyć. Operator nie spał po nocach, ale wiedzieliśmy, że jeśli chodzi o stronę artystyczną i wymiar takiego połączenia to na pewno będzie dobrze, jeśli takie ryzyko podejmiemy. Udało się znakomicie. Natomiast druga, równie silna motywacja jest związana z ogólnym stanem budżetu polskich filmów. Robiąc film, którego akcja dzieje się 40 lat temu, stając przed koniecznością odtworzenia przestrzeni, wprowadzenia tam osób w kostiumach i realizacja dużych scen masowych – stajemy przed wyzwaniem znacznego powiększenia budżetu tego filmu. Takiej możliwości nie było, także racjonalizm i potrzeba ekonomicznego myślenia skłoniły nas w kierunku rozwiązań artystycznych. Spotykam się z tym od dawna, że polscy filmowcy są doceniani za wymyślanie fantastycznych rzeczy – a oni wymyślają je, bo nie mają innego wyjścia – inaczej nie udałoby się osiągnąć zamierzonego efektu. Jan Kidawa-Błoński zdradził także, iż na potrzeby realizacji ekipa obejrzała wszystkie istniejące materiały dotyczące marca ’68, jakie udało się odnaleźć w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej a także wśród zasobów Telewizji Publicznej i WFDiF. Myślano również o wykorzystaniu zarejestrowanych fragmentów „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka, lecz okazało się że materiały ze spektaklu nie są już dzisiaj kompletne.

 

Aktorzy opowiedzieli m.in. o procesie budowania swych ról. Magdalena Boczarska wspomniała, iż największą trudność na planie sprawiał jej udział w scenach erotycznych. – Myślę że jest to zupełnie zrozumiałe – powiedziała – kręcenie takich scen jest niezwykle trudne a ten film nie mógł się bez nich obejść. Były one potrzebne do tego, aby absolutnie uwiarygodnić relacje z jednym jak i z drugim mężczyzną. Wybór aktorki do roli tytułowej okazał się niezwykle trudny, jednak po zdjęciach próbnych reżyser dostrzegł, jak sam to określił „to coś”, co być może zaowocowało w filmie – że pomiędzy aktorami była jakaś nadzwyczajna chemia, wyraźnie nie wynikająca tylko z umiejętności aktorskich.

 

Natomiast Robert Więckiewicz żartował: – Chemia miedzy nami to była cała tablica Mendelejewa, ewentualnie jeszcze pierwiastki które nie zostały odkryte. Mówiąc poważnie: rzeczywiście uczestniczyłem w poszukiwaniach aktorki, która miała zagrać rolę Różyczki. Strasznie kibicowałem Magdzie. Cieszę się z tego, że to ona zagrała ta rolę.

Dziennikarze pytali także twórców filmu o to, jak udało się zrealizować film tak pieczołowicie oddający klimat epoki lat sześćdziesiątych. Reżyser opowiedział anegdotę o samochodzie, jakim w filmie jeździ Robert Więckiewicz: dlaczego Robert jeździ w tym filmie wartburgiem? Na archiwalnych materiałach widać, że w czasie marcowych zamieszek przed bramą Uniwersytetu Warszawskiego stoi ów wartburg, jakoś dziwnie chroniony, stoi spokojnie i czasem nawet ktoś do niego podchodzi. Widać, że funkcjonariusze SB szanują osobę, która siedziała w tym wartburgu. Ja zdecydowałem, że ten samochód stojący przed bramą będzie należał do Roberta. Jest to samochód, który był w tamtych czasach na ulicach Warszawy dość częstym gościem. Dawano go również oficerom służby bezpieczeństwa, by nie rzucali się w oczy. Być może, gdy film wejdzie na ekrany ten pan, który siedział w rzeczywistości w tym wartburgu się ujawni i go poznamy.

Obecny podczas konferencji prawnik Robert Małecki tak ustosunkował się do zarzutów wysuwanych przez osoby doszukujące się w filmie odwzorowania realnych postaci i wydarzeń: – Nie ma twórczości która nie byłaby inspirowana wydarzeniami bieżącymi. Nie wyobrażam sobie, aby można było od jakiegokolwiek twórcy domagać się, by nie inspirował się zdarzeniami czy osobami z przeszłości. W związku z tym wszelkiego rodzaju wezwania, których celem jest by nie nawiązywano do znanych postaci z historii, w żaden sposób nie tylko naruszają zasady konstytucyjne demokratycznego państwa prawa, którym Polska jest, ale dotykają w zasadzie fundamentalnych kwestii naszej cywilizacji: wolności twórczości (…) Chciałbym tutaj poruszyć temat drugiej strony, mianowicie praw krytyków, dziennikarzy, historyków do tego by oczywiście nie unikać najszczerszej dyskusji na temat utworów i zdarzeń które inspirowały twórców. Innymi słowy, wolność twórczości z jednej strony, wolność dyskusji na temat tej twórczości absolutnie nieograniczona. Natomiast jedyną granicą spoza kwestii inspiracji, spoza kwestii wolności słowa i wolności prasy jest kwestia ochrony dóbr osobistych. Otóż jesteśmy wolni w dyskusji i twórczości a jedynym ograniczeniem jest naruszanie cudzych dóbr osobistych. Proszę państwa – ten film niczyich dóbr osobistych oczywiście nie narusza. Zacytuję oświadczenie reżysera: „Różyczka”, ani wszelka dyskusja na jej temat nie narusza i nie zagraża niczyim dobrom osobistym. Dlatego proszę i apeluję: nie bójcie się oglądać, dyskutować, pisać, zadawać pytań na temat „Różyczki” – wszyscy mamy do tego pełne i niezbywalne prawo, a jedynym ograniczeniem tego prawa są: wierność treści filmu i zakaz krzywdzenia innych osób.

04.03.2010

Galerie zdjęć