Konferencja prasowa "W ciemności"

W ciemności

 

3 stycznia odbyła się konferencja prasowa polskiego kandydata do Oscara – filmu „W ciemności” Agnieszki Holland, który 5 stycznia trafi na ekrany naszych kin.

 

W konferencji udział wzięli reżyser Agnieszka Holland, operator Jolanta Dylewska, polski koproducent, Juliusz Machulski ze Studia Filmowego Zebra i koproducent niemiecki Marc-Daniel Dichant ze Schmidtz Katze Filmkollektiv, a także aktorzy: Robert Więckiewicz (filmowy Leopold Socha), Agnieszka Grochowska (Klara Keller), Kinga Preis (Wanda Socha), Marcin Bosak (Janek Weiss), Julia Kijowska (Chaja), Krzysztof Skonieczny (Szczepek) i Michał Żurawski (Bortnik) oraz Agnieszka Odorowicz dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który dofinansował film oraz prowadzi jego kampanię Oscarową.

Polski kandydat do Oscara

Nominacje do Oscarów zostaną ogłoszone 24 stycznia 2012. Dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz, pytana o uzasadnienie wyboru „W ciemności” jako polskiego kandydata do nagrody Akademii mówiła: – Polskiego kandydata do Oscara wybiera komisja Oscarowa, którą powołuję Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tak się stało i w tym przypadku. Właściwie podjęliśmy tę decyzję jednomyślnie, wiedząc, że to jest najlepszy film polskiej produkcji, który ma największe szanse na nominację do Oscara ze względu na swoje walory artystyczne, ale także na osobę reżyserki i temat tej historii. Liczymy i trzymamy kciuki, że nam się powiedzie i że film otrzyma nominację w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny.

 

 

Prawa do rozpowszechniania nowego obrazu Agnieszki Holland w Stanach Zjednoczonych nabyła już w lutym 2011 roku firma Sony Pictures Classics, specjalizująca się w promocji i dystrybucji w USA filmów nieanglojęzycznych. Dystrybutor zorganizował w Stanach kilka branżowych pokazów „W ciemności”, żeby umożliwić filmowi ubieganie się o nominacje Akademii również w innych kategoriach. Agnieszka Holland pytana o to, czy jej film ma szansę na powtórzenie sukcesu „Listy Schindlera” odparła: – Jeśli chodzi o inne kategorie, to Sony Pictures otworzyło taką możliwość, ale nie porównujcie tego z „Listą Schindlera”, za którą stała i sława Spielberga, i cały mechanizm promocyjno-finansowy dużego studia amerykańskiego. Nie możemy się z tym mierzyć, nie mamy takich środków. Jeżeli by się coś takiego zdarzyło, to byłoby w zasadzie na pograniczu cudu i wyjątkowo sprawnego PR-u w jakiejś kategorii zawodowej. Ja bym raczej na to nie liczyła. Zresztą, mówię to również kolegom, którzy są na listach umieszczeni. Jest tam Jola, Robert, ja i scenarzysta bodajże. Myślę, że to już jest honor, że w ogóle bierze się nas pod uwagę, ale trudno byłoby zmusić 3 czy 4 tysiące ludzi, żeby nagle ten film zobaczyli w momencie, kiedy pod koniec roku zawsze tych filmów są setki, a niektóre są bardzo głośne. To one zwykle przyciągają uwagę.

Film a rzeczywistość

Reżyserka, zapytana o to, ile w jej filmie jest prawdy, a ile fabularnej fikcji, odpowiedziała: – Nie bazowaliśmy na przekazie Krystyny Chiger. Jej książka „Dziewczynka w zielonym sweterku” nie była nam jeszcze znana. Scenariusz jest oparty głównie na książce Roberta Marshalla „W kanałach Lwowa”, która z kolei oparta była na pamiętniku Ignacego Chigera, ojca Krysi, którego w filmie gra Herbert Knaup oraz na relacjach Mundka Marguliesa, Pauliny Chiger, bo oni wtedy jeszcze żyli i nawet wybrali się z autorem do Lwowa, gdzie nakręcono film dokumentalny dla BBC. Scenariusz i film są Marshallowi dość wierne, jednak uczyniliśmy pewne zabiegi kompilacyjno-konwersacyjne. Tych postaci w rzeczywistości było więcej. Zorientowaliśmy się, że jeżeli chcemy opowiedzieć tę historię w sposób dramaturgicznie zwarty i również możliwy do zainscenizowania, to musimy ograniczyć ilość postaci i niektóre z nich, które nie miały wyrazistego bytu, połączyliśmy z innymi. Wydaje mi się, że odtworzyliśmy dość wiernie istotną prawdę tych wydarzeń i tych ludzi, co zresztą ta osoba, która to pamięta bezpośrednio, a która jeszcze żyje, Krystyna Chiger, potwierdziła. Ona odebrała ten film jako niebywale prawdziwy.

Operowanie światłem w ciemności

Nagrodzona Złotą Żabą festiwalu Plus Camerimage za zdjęcia do filmu Holland Jolanta Dylewska opowiadała o wyzwaniach zawodowych, z którymi musiała się zmierzyć w trakcie realizacji: – Jeśli przypomną Państwo sobie pewne sceny z kanałów np. w filmach „Lista Schindlera”, „Niepotrzebni mogą odejść”, „Trzeci człowiek”, „Kanał” Wajdy, to takim podstawowym estetycznym zabiegiem oświetleniowym jest oświetlanie wnętrza światłem kontrowym, które ma to do siebie, że tworzy bardzo organiczny obraz, na którym znakomicie prezentują się postacie zarówno oświetlone, jak i nieoświetlone. Najtrudniejsze było to, że Agnieszka nie pozwoliła mi używać światła kontrowego, ponieważ to światło jest estetycznie znakomite, ale rzeczywiście nieuzasadnione w kanałach. Trudne, ale zarazem wyzwalające we mnie ogromną inwencję było to, że tam gdzie od większości reżyserów w moich poprzednich filach słyszałam: „Zrób trochę jaśniej”, Agnieszka mówiła: „Zrób ciemniej”.

Praca aktorów

Robert Więckiewicz nie był skłonny do opowiadania o trudnościach, z jakimi spotkał się na planie. W związku z tym Agnieszka Holland wypowiedziała się za niego: – Robert nosił na sobie ogromne ciężary. Pierwszym ciężarem był prawdziwy płaszcz z epoki, który ważył 27 kilogramów. Mieliśmy świetnego rekwizytora niemieckiego, który był szalenie solidny. Znalazł on wszystkie możliwe rekwizyty, jakie kanalarz z epoki mógł mieć w swojej torbie i ładował je do tej torby, więc Robert miał ten płaszcz, potem miał tę torbę. Gdy już był tak przedeptany zupełnie, przylepiano mu do ciała taką baterię, akumulator do latarki, która mu wisiała lub trzymał ją w rękach. I wtedy zaczynała swoją pracę operatora światła Jola Dylewska. Ponieważ zabroniłam jej, jak powiedziała, świecić kontrowo, więc głównym źródłem światła były właśnie latarki, które trzymali aktorzy, czyli głównie Robert i Krzyś Skonieczny. Chodziło teraz o to, żeby oni trzymali te latarki w odpowiedni sposób i żeby grając jakąś bardzo dramatyczną historię, sytuację, krzycząc jakiś dialog, jednocześnie oświetlali innych tak, jak chciała Jola. Robert się po prostu wściekał. Krzyczał: Co ja jestem? Oświetlacz? No, ale robił to pokornie, bo jest naprawdę dobrym kolegą.

 

Kinga Preis pytana o swoje wrażenia z pracy na planie, odparła: – Jak dzisiaj obejrzałam ten film po raz pierwszy z Państwem, to tak naprawdę zdałam sobie sprawę, jakie było moje skromne zadanie w tym filmie – że Wandzia miała stanowić siłę dla swojego męża i że w piękny sposób ten film opowiada o bardzo prostej miłości. O tym, że jeden człowiek dla drugiego powinien być siłą i inspiracją. Może być bardzo prostym człowiekiem, ale może prawdziwie kochać, starać się i mimo tego, że bardzo się boi o życie swoje i swoich najbliższych, to z tego strachu może się wyzwolić po to, żeby troszczyć się o innych ludzi, bardzo mu czasem dalekich i obcych.

Produkcyjna wieża Babel

W filmie Holland aktorzy operują pięcioma językami. Krzysztof Skonieczny pytany o kwestie językowe opowiadał: – Rzeczywiście, razem z Robertem i jego filmową córeczką oraz Kingą Preis mówimy bałakiem, czyli językiem lwowskiej ulicy. Nauczycielem, naszym coachem od tego języka był wspaniały pan, stary Lwowiak z ducha i z tożsamości – Ryszard Mosingiewicz. Dla mnie uczenie się tego języka było czystą przyjemnością.

 

Agnieszka Holland dopowiedziała: – Krzysztof w ogóle pojechał do Lwowa, obejrzał filmy Szczepka, wszystkiego wysłuchał, kupił wszystkie książki. Po prostu zadziałał jak prawdziwy method actor amerykański. W bałaku największy naturalny talent miała Kinga, która po prostu usiadła i zaczęła mówić bałakiem. Za to Julka Kijowska i Marcin Bosak nauczyli się jidysz, który wcale nie jest łatwiejszy. Michał Żurawski przyswoił ukraiński, a nasi niemieccy koledzy Maria, Herbert i Benno nauczyli się polskiego. Więc produkcja tego filmu to była taka wieża Babel i szkoła językowa.

Modelowa koprodukcja

Dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz zwróciła uwagę na jeszcze jeden aspekt „W ciemności”: – Film jest koprodukcją wzorcową. Udział Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w budżecie wynosi zaledwie 22,67 %. To jest przykład realizacji filmu przez polskiego reżysera i część ekipy z udziałem partnerów zagranicznych, który można uznać za modelowy.

 

Kalina Cybulska

03.01.2012