Liat Benhabib o dokumentach

Liat Benhabib. Fot. Marcin Kułakowski, PISF
Liat Benhabib. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

W ramach programu współfinansowanego przez PISF 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego odbywa się Konkurs Dokumentalny, w którym znalazło się 17 produkcji. Rozmawiamy z zasiadającą w jury Liat Benhabib z Centrum Audiowizualnego przy Yad Vashem.

 

PISF: Jest pani członkiem tegorocznego jury Konkursu Filmów Dokumentalnych. Jak doszło do pani współpracy z Warszawskim Festiwalem Filmowym?

 

Liat Benhabib: Dyrektora Warszawskiego Festiwalu Filmowego, Stefana Laudyna, poznałam w lipcu na festiwalu w Jerozolimie. Kieruję stworzonym w 2005 roku Centrum Audiowizualnym przy Yad Vashem, które jest biblioteką audiowizualną. Przechowuje się w niej filmy, których tematyka związana jest z Holokaustem. To filmy z całego świata, zarówno krótkometrażowe dokumenty jak i wysokobudżetowe produkcje z Hollywood. Jestem także producentką filmów dokumentalnych, a przez kilkanaście lat pracowałam jako szefowa castingów przy produkcjach telewizyjnych i filmowych. Zaproszenie mnie do Warszawy uważam za szczególne wyróżnienie – jestem tu po raz pierwszy.

 

Jakimi kryteriami kieruje się pani przy ocenianiu filmów dokumentalnych?

 

Bardzo lubię oglądać filmy, od dawna jest to dla mnie ogromna przyjemność . W Tel Awiwie studiowałam filmoznawstwo i psychologię. Od zawsze mówię, że większą radość sprawia mi oglądanie, niż produkowanie filmów. Produkcja wymaga wiele pracy i jest wyczerpująca. Kocham kino i mogę oglądać filmy nawet w kilkugodzinnych maratonach. Oceniając filmy na pewno biorę pod uwagę więcej, niż jedno kryterium. Liczy się dla mnie w jaki sposób filmowiec dociera do wyznaczonego przez siebie celu, także szacunek z jakim opowiada o danym temacie czy osobie. Oczywiście istotny też jest język kina, jego aspekt techniczny, użycie narzędzi. Dobry film jest zawsze połączeniem tych dwóch czynników. Film może być bardzo interesujący, może mieć ciekawą treść, przedstawiać ciekawy temat i opowiadać o ważnych wyborach. Ja jednak zawsze szukam czegoś więcej, zastosowania języka filmu w wyjątkowy, ale zarazem skuteczny i właściwy sposób. Może to być film dokumentalny zrealizowany w bardzo klasycznym stylu, ale film zaczyna być ciekawy wtedy, kiedy jego forma najlepiej pasuje do treści. Filmy to przede wszystkim historie. Trzeba umieć opowiadać, ale trzeba mieć też coś ciekawego do opowiedzenia.

 

Aby wybrać najlepsze filmy z Konkursu Dokumentalnego musi pani współpracować z pozostałymi członkami jury – jak wygląda wspólne podejmowanie decyzji?

 

Mamy świetny zespół, staliśmy się niemal małą rodziną (śmiech). W mojej drużynie są: polski reżyser Janusz Mrozowski i Christian Frei ze Szwajcarii. Taka współpraca to bardzo radosne doświadczenie, dzielimy się pomysłami, dużo rozmawiamy o tym, co obejrzeliśmy. Samo dostrzeganie innego niż własny punktu widzenia jest inspirujące. Pochodzimy z różnych miejsc, różnimy się zawodami. Zawsze kiedy film jest dobrze opowiedziany, to zauważą to osoby z różnych środowisk, taki film przekracza granice i jest zrozumiały niemal wszędzie. Dobry film błyskawicznie przekonuje do siebie publiczność. Nie mogę się doczekać spotkania naszego jury w piątek. Konkurs dobiega końca, a nam do obejrzenia pozostało jeszcze kilka filmów. Czeka nas więcej niespodzianek, mam już swoich faworytów, ale mam również nadzieję na coś, co mnie jeszcze zaskoczy.

 

Czy zdarza wam się obejrzeć film ponownie?

 

W konkursie mamy 17 tytułów. Musimy je obejrzeć w ciągu 7 dni. Jest więc sporo pracy. Musimy oglądać 3 filmy dziennie, nie mamy więc czasu na ponowne obejrzenie konkursowych dokumentów. Jestem jednak przekonana, że do kilku filmów chciałabym wrócić. Zazwyczaj jednak zwracam uwagę na pierwsze wrażenie, jakie robi na mnie dany film, czy coś po nim we mnie zostaje. Nawet jeśli jest to zły film i jest niezwykle denerwujący. Po każdym seansie robię notatki. W połowie festiwalu zrobiliśmy także spotkanie, ale wciąż mamy coś do obejrzenia.

 

Trudno wybrać najlepszy film, kiedy wśród tych 17 tytułów jest i dokument Morgana Spurlocka o reklamie, i jednocześnie film o tradycyjnej muzyce japońskiej.

 

W tegorocznym konkursie mamy bardzo dobre filmy. Tak jak w realizacji filmów, tak w opowiadaniu historii – chodzi o wybory. Trzeba wybierać, narzucić sobie jakieś ograniczenia i przestrzegać ich. Trzeba też cały czas pamiętać, że mamy wybrać jeden film, ten najlepszy na Warszawskim Festiwalu Filmowym 2011. Zarówno pod względem treści jak i stylu. Nie zapominajmy też o wydźwięku emocjonalnym. Ja mam bardzo analityczne podejście do oglądanych obrazów. Mimo że realizowałam filmy, moją główną bazą jest filmoznawcze wykształcenie, zajmowałam się analizą filmu, także teorią. Szukam więc tych dodatkowych wartości, składników dzieła filmowego. Patrzę na to, jak filmowiec opowiada swoją historię, jak korzysta z języka filmowego. Kolejna warstwa filmu to niesione przez niego wartości, czy dany obraz pokazuje wielowątkowo daną problematykę, czy twórca mówi własnym głosem.

 

Jednocześnie taka ocena nie może być matematyką, bezdusznym przyznawaniem punktów. Chodzi o coś, co czasem dostrzegalne jest tylko w drobnym elemencie, coś co otwiera widza na daną sytuację, problem. Osobista historia, ciekawy bohater, czy zjawisko. Wierzę w to, że filmowiec robi film dokumentalny dla publiczności i jego zadaniem jest zrealizować go jak najlepiej.  Nie robi filmu dla kogoś wyróżnionego, czy też dla krytyków – powinien o tym pamiętać.

 

Czy miała pani jakieś oczekiwania związane z programem konkursu?

 

Kiedy idę do kina czasem wystarczy jedynie tytuł przykuwający moją uwagę. Czasem też wybieram film o bliskiej mi tematyce. Zazwyczaj nie czytam opisów, recenzji, nawet mając ulubionych krytyków, z którymi dzielę punkt widzenia. Muszę przyznać, że tym razem było inaczej. Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam opisy wszystkich festiwalowych filmów. Program jest bardzo zróżnicowany, a mnie ciekawi wszystko – od historii tancerza z Kambodży, po przeżycia bułgarskiego kibica. Opowieść to opowieść, nie wiedziałam czego oczekiwać – nastawiłam się po prostu na dobre kino.

 

Piękno filmu dokumentalnego leży w pokazywaniu kawałka rzeczywistości, pokazywaniu czegoś prawdziwego. To czyjaś historia, czyjaś rzeczywistość. Lubię ludzi i zawsze mogę się czegoś nauczyć o człowieku z filmu dokumentalnego, to nie jest jakieś sience-fiction. Ten gatunek także lubię, choć do odczytania filmu fantasy potrzebny jest pewien klucz. W dokumencie mamy to podane na tacy. Praca dokumentalisty polega na tym, aby tego nie zniszczyć.

 

Wracając do sience-fiction: Ari Folman, z którym pani kiedyś współpracowała, robi po „Walcu z Bashirem” nowy film – tym razem na podstawie prozy Stanisława Lema.

 

Ari Folman to postać wyjątkowa, także w Izraelu. Pracowałam z nim jakieś 10 lat temu przy serialu dokumentalnym. Zajmowałam się wtedy castingiem – wyszukiwałam osoby i ich ciekawe historie opowiadające o miłości, bo taka była przewodnia myśl serialu. Zrealizowałam wspólnie z Arim Folmanem pilot tego serialu. Wyjątkowe w tej produkcji było to, że już wtedy, chyba po raz pierwszy, Ari Folman używał w dokumencie animacji, co potem oczywiście rozwinął w „Walcu z Bashirem”. Ten film z kolei wydaje mi się bardzo ważny – nie tylko dlatego, że opowiada o tym, jak wojna dotyka ludzi, ale mówi również o sposobach radzenia sobie ze wspomnieniami, z lukami w pamięci i traumą. Film ma wiele warstw, a wojna w Libanie to nadal otwarta rana, mimo upływu 30 lat.

 

Czy film ten spopularyzował kino dokumentalne w Izraelu?

 

Ten gatunek zawsze był u nas bardzo popularny. Produkujemy niewiele pełnometrażowych filmów fabularnych – rocznie od 5 do 10, wyjątkowo całkiem niedawno powstało 15-20 filmów fabularnych.  

O wiele więcej powstaje dobrych filmów dokumentalnych w Izraelu, więc „Walc z Bashirem” nie jest tu wyjątkiem. Żyjemy w ogromnie ciekawym miejscu, pełnym konfliktów, sporów. Jesteśmy społeczeństwem emigrantów, jest wiele aspektów bycia obywatelem Izraela. Być może to również sprawia, że od wielu, wielu lat dokumenty z Izraela cieszą się międzynarodowym uznaniem.

 

Jak filmowcom pomaga Yad Vashem? Całkiem niedawno na festiwalach oraz w kinach pojawił się dokument „Niedokończony film”, przy którym znajdują się podziękowania dla pani i dla Centrum Audiowizualnego.

 

Większość prowadzonych przez nas projektów opiera się na darowiznach, ponieważ otrzymywany przez nas budżet jest dosyć skromny. W 2009 otrzymaliśmy darowiznę, która została przeznaczona na koprodukcje filmowe, więc wspomogliśmy realizację kilku obrazów, około 7 czy 8. Wszystkie z nich były dokumentami. „Niedokończony film” był właśnie taką produkcją współfinansowaną przez Yad Vashem. Temat wydał nam się bardzo ciekawy, sam proces zbierania materiałów trwał dosyć długo.

 

W Centrum Audiowizualnym tworzycie państwo kolekcję filmów poświęconych Holokaustowi. W jaki sposób powiększacie wasze zbiory?

 

Wszystkimi możliwymi sposobami! To prawdziwie syzyfowa praca. Rozpoczęliśmy od 1000 filmów w katalogu, w listopadzie 2005 roku. Mamy niewielką ekipę, oprócz mnie pracują nad tym 4 osoby. Mamy 45 stanowisk komputerowych w Centrum, na których można oglądać filmy, cały czas digitalizujemy nasze zbiory. W tej chwili katalog liczy około 7000 tytułów. Wpisujemy do katalogu nie tylko podstawowe dane dotyczące produkcji, ale również informacje o tym, kiedy dzieje się akcja, w jakich miejscach.

 

Dużo podróżujemy. Ja mówię po hiszpańsku, francusku, oczywiście po angielsku. Moi współpracownicy mówią po rosyjsku, włosku. Nieczęsto uczestniczymy w międzynarodowych festiwalach, prowadząc poszukiwania, ale kolekcjonujemy ich katalogi. Kontaktujemy się z dystrybutorami.  Liczą się nawet przypadkowe spotkania – właśnie podczas festiwalu, tutaj w Warszawie poznałam reżysera Pawła Salę i okazuje się, że kilka lat temu zrealizował dokument „Statyści”, o osobach statystujących na planie „Pianisty” Romana Polańskiego. Liczy się pomoc każdego, czekamy na wszelkie informacje o produkcjach dotyczących Holokaustu.

 

Co roku otrzymuję około 200 filmów w interesującej nas tematyce, nawet nie prosząc o nie. Jeśli gdzieś wyjeżdżam, mam ze sobą listę filmów, które chciałabym włączyć do naszych zbiorów. Nawet tutaj, w wolnej chwili, przeglądam półki w sklepach z dvd, zabrałam ze sobą listę liczącą ponad 300 tytułów polskich produkcji. Kupiłam właśnie dvd z filmami Andrzeja Munka, cieszę się, że odkrywam jego arcydzieła i są one odrestaurowane.

 

Przyjeżdżają do nas ludzie z całego świata, prowadzimy mnóstwo zajęć edukacyjnych, odwiedzają nas setki nauczycieli. Podczas spotkań prezentujemy filmy z naszej kolekcji – poprzez kino najłatwiej docierać do młodych ludzi. Kontaktujemy nauczycieli z producentami filmów, aby mogli potem pokazać to, co zobaczyli u nas w swoich klasach. Te działania często sprawiają, że danym tytułem na nowo zaczynają się interesować coraz młodsze pokolenia kinomanów. Jestem filmowcem, nie historykiem, interesują mnie nowe sposoby zdobywania widzów, dystrybucja w Internecie, widzę w tym ogromny potencjał edukacyjny. Wierzę, że wkrótce rządy wielu państw zwrócą na to większą uwagę.

 

Z Liat Benhabib rozmawiała Marta Sikorska

 

Więcej informacji o Centrum Audiowizualnym Yad Vashem: www.yadvashem.org.

Program Konkursu Dokumentalnego 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego: www.wff.pl.

 

Warszawski Festiwal Filmowy jest współfinansowany przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej.

14.10.2011