Łukasz Dzięcioł: Przecieram ścieżki

Łukasz Dzięcioł. Fot. Marcin Kułakowski, PISF
Łukasz Dzięcioł. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

Rozmawiamy z Łukaszem Dzięciołem, który był w tym roku uczestnikiem prestiżowego programu „Producers on the move” – cyklu warsztatów i spotkań panelowych organizowanych dla 25 najlepszych młodych producentów z Europy, organizowanych podczas Festiwalu w Cannes. Łukasz zasiadał też w Jury konkursu East of the West zakończonego niedawno Festiwalu w Karlowych Warach.

Pierwsze Ujęcie: Jakie najważniejsze wrażenia zostały ci po programie „Producers on the Move”?

 

Łukasz Dzięcioł: Nowe znajomości, nowe znajomości i jeszcze raz, nowe znajomości. To moim zdaniem najważniejsze i to też największa zaleta tego programu. Cenne jest to, że poznałem dwudziestu czterech producentów z różnych krajów europejskich, którzy podobnie jak ja zostali wybrani przez rodzime instytuty filmowe. Dowiedziałem się, że są to bardzo aktywni ludzie, którzy wiele już osiągnęli i z którymi mogłem porozmawiać między innymi o tym, jak funkcjonuje produkcja filmowa w innych krajach.

 

Poza tym, co roku na te spotkania zapraszani są uczestnicy wcześniejszych edycji „Producers on the Move”, więc miałem również okazję poznać parę osób, których inaczej pewnie nigdy bym nie spotkał. Byli tam także ludzie z programu MEDIA, z którym European Film Promotion blisko współpracuje oraz z ACE, EAVE i Eurimages.

 

Poznałeś ich wszystkich?

 

Tak. Mam nadzieję, że to będzie dla mnie dobry początek przecierania europejskich ścieżek. Tym bardziej, że braliśmy też udział w spotkaniach z instytucjami, które finansują produkcję filmową. Na przykład z niemieckimi bankami. To są pozornie rzeczy na razie niedostępne, ale dobrze wiedzieć, jak to funkcjonuje.

 

Widzisz różnice w myśleniu o produkcji między osobami z różnych krajów?

 

Widzę. Ludzie, których poznałem, nastawieni są głównie na koprodukcje. Oczywiście, jest mała część producentów, którzy finansują swoje filmy w stu procentach w krajach, z których pochodzą. Ale my spotkaliśmy się tam również po to, żeby się podzielić pomysłami i szukać ewentualnych partnerów do współpracy. Dlatego w trakcie warsztatów odbywał się pitching. Wszyscy siedzieliśmy przy ogromnym stole. Każdy opowiadał o tym, co robi, prezentował projekt, który rozwija. Niektórzy mieli ich dwa lub trzy. Ja wybrałem najnowszy film Pawła Borowskiego, nad którym, na etapie developmentu, pracujemy już od paru miesięcy. Bardzo chcemy zaangażować część obsady z zagranicy i myślimy również wykorzystaniu zagranicznych lokacji. Wydało mi się więc naturalne, żeby zaprezentować właśnie ten projekt.

 

I jest zainteresowanie?

 

Znalazłem dwóch potencjalnych koproducentów, którym pomysł się bardzo spodobał. Korespondujemy i zastanawiamy się, jak to ugryźć. Jeden z nich to producent holenderski. Zaawansowane rozmowy prowadzę też z firmą z Luksemburga, z którą moja firma współpracuje teraz przy innym projekcie. Oprócz ciekawej historii, w moim pitchingu przekonało ich to, że chcemy, aby ten film powstawał po angielsku. Wtedy automatycznie otwieramy się na wiele pól dystrybucji i eksploatacji filmu – niedostępnych, gdy dialogi powstają w języku narodowym.

 

„Producers on the Move” to pięć naprawdę bardzo intensywnych dni. Ale to wciąż tylko pięć dni. Dwa stałe punkty w ciągu dnia to wspólny lunch i kolacja. To tam mieliśmy okazję usiąść i pogadać. Muszę przyznać, że ten czas wykorzystałem do maksimum. Zapoznałem się wcześniej ze wszystkimi nadesłanymi projektami i materiałami producentów. W trakcie warsztatów nigdy nie ma na to czasu. Wyszedłem z założenia, że jeśli mam już taką okazję to chciałbym jak najwięcej dowiedzieć się u ludziach uczestniczących w programie i sprawdzić na ile ich filmy i podejście do produkcji jest zbieżne z moim. Przez dwa tygodnie przed festiwalem wieczorami oglądałem po dwa, trzy filmy, czytałem treatmenty. Przyjeżdżając do Cannes czułem się dobrze przygotowany i może dlatego większość ludzi mnie zapamiętała.

 

A w drugą stronę: zainteresował cię jakiś projekt, w który mógłbyś wejść jako koproducent?

 

Tak, pojawiło się kilka ciekawych projektów, interesujących w kontekście koprodukcji. Ludzi, którzy się nimi zajmują spotkałem zresztą po raz kolejny na zakończonym w zeszłym tygodniu festiwalu w Karlovych Varach. Ale niestety wiem też, że większości projektów, które mi się podobają, nigdy nie wyprodukuję ze względu choćby na ograniczenie czasowe.

 

Czy spotkania ze specjalistami i przedstawicielami branży, w których braliście udział w Cannes, poszerzyły jakoś twoje postrzeganie pracy producenta? Coś zmieniły, dodały?

 

Nie mogę powiedzieć, żebym dowiedział się rzeczy kompletnie nowych. Spotykaliśmy się na organizowanych lunchach i kolacjach i byliśmy na kilku imprezach – natomiast cel był jeden: żeby się poznać i budować sieć kontaktów.

Przed przyjazdem do Cannes dokładnie wiedziałem na przykład, jak funkcjonuje Eurimages. Natomiast ważne było samo poznanie Roberto Olli i wszystkich, którzy tam pracują. Bo to oni czytają projekty i kwalifikują je na wstępnym etapie. Cieszę się też, że poznałem dyrektora ACE, programu do którego zostałem zresztą zaproszony, ale myślę, że w tym roku jeszcze się nie zdecyduję na udział. Planuję to na przyszły rok, bo to topowy europejski kurs producencki. Uczestnicząc w nim, stykasz się z przedstawicielami elity europejskiej produkcji.

 

Powiedziałeś niedawno, że nie warto robić filmów tylko na polski rynek, zrozumiałych wyłącznie przez Polaków. Co przez to rozumiesz?

 

To jest kwestia modelu pracy, jaki sobie wybrałem. Dla mnie film musi być uniwersalny i zrozumiały za granicą. Jednym z podstawowych kanałów promocji takiego kina są festiwale zagraniczne. Jeśli nie jesteśmy w stanie zakwalifikować się na żaden festiwal i znaleźć agenta sprzedazy filmu – to zły znak. Dlatego robimy coraz więcej koprodukcji, nawet mniejszościowych. W ogóle mam wrażenie, że taki styl pracy bardzo mnie rozwija, bo pozwala mi spojrzeć na film z innej prespektywy, oczami koproducenta.

Mój plan jest prosty – staram się skupiać na projektach, które prowadzę z polskimi reżyserami, z potencjałem na dystrybucję międzynarodową.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

14.07.2011