Staroniowie o "Pod ochroną"

Podczas 14. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu Małgorzata i Wojciech Staroniowie, po polskiej premierze filmu, opowiedzieli o realizacji współfinansowanej przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej argentyńsko-polskiej koprodukcji „Refugiado” („Pod ochroną”).

Światowa premiera w Cannes

„Refugiado” jest miejskim filmem drogi i jednocześnie rodzajem rodzinnego thrillera. Film opowiada o skrywanej przemocy w rodzinie widzianej z perspektywy dziecka. Ofiarą konfliktu między matką i ojcem staje się siedmioletni Matias, który za wszelką cenę stara się ocalić swój świat. Reżyserem filmu jest Argentyńczyk Diego Lerman, autor nagradzanych na zagranicznych festiwalach filmów „Niewidzialne oko”, „W międzyczasie „, „Niespodziewane”. Autorem zdjęć jest Wojciech Staroń. Polskim producentem filmu jest Małgorzata Staroń (Staron-Film). Światowa premiera filmu odbyła się na 67. Międzynarodowym Festiwalu w Cannes w ramach sekcji Quinzaine des Réalisateurs (Directors’ Fortnight).

Kolejny film zrealizowany w Argentynie

Małgorzata i Wojciech Staroń realizują filmy w Argentynie już od wielu lat. – Argentyna zaczęła się w 1999 roku naszym pierwszym wyjazdem. Robiliśmy wtedy film „El Misionero” – nasz autorski dokument. Wtedy urodził się również nasz syn Janek. Potem te związki z Argentyną były tak silne, że wróciliśmy i po dziewięciu latach zrobiliśmy kolejny dokument „Argentyńska lekcja” i równolegle z nią zaczęły się koprodukcje fabularne – opowiadał Wojciech Staroń.

Kilkuletnia współpraca z Diego Lermanem

Współpraca Małgorzaty i Wojciecha Staroniów z Diego Lermanem trwa już kilka. – Poznaliśmy go przy okazji kręcenia filmu „Argentyńska lekcja” na festiwalu w Buenos Aires. Producent Diego Lermana jest z pochodzenia Polakiem i nawiązaliśmy z nim kontakt. Najpierw mieliśmy kręcić film dokumentalny o Gombrowiczu, ale później współpraca przerodziła się w pracę nad filmem „Pod ochroną”. Do zdjęć nie mogło dojść przez wiele lat, bo było dużo perypetii. Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć została zmieniona główna aktorka. W końcu w tym roku, w lutym i w marcu odbyły się zdjęcia, a film był już gotowy pod koniec marca – podkreślała Małgorzata Staroń.

Duet reżyser – operator

Wojciech Staroń: – Z Diego pracowało mi się bardzo dobrze. Południowcy chyba bardziej czują obraz niż nasi reżyserzy. To są ludzie wykształceni plastycznie, często też fotograficznie. Szukaliśmy wspólnie rytmu filmu, szukaliśmy punktu widzenia kamery i próbowaliśmy nadać kamerze osobowość. To było nasze wspólne zadanie. Ze sceny na scenę uczyliśmy się tego filmu. Uczyliśmy się, jak i dokąd idziemy. To jest film drogi, więc wszystko w nim wydarzało się raz i przechodziliśmy dalej.

Dziecko w roli głównej

Wojciech Staroń: – Tak jak w naszym poprzednim filmie „Nagroda” Pauli Markovitch, tutaj głównym bohaterem też jest dziecko i odbywa się gonitwa za dzieckiem. To również nadaje rytm pracy kamery, ustawieniom. Kamera jest opowiadaczem historii i ona zawsze musi mieć swoją osobowość, przeżywać coś albo dystansować się, zbliżać się albo oddalać od historii i od ludzi. Być cały czas na poziomie dziecka, albo spojrzeć z góry. To wszystko ułatwia reżyserowi opowiedzenie historii, którą ma zobaczyć widz. Takie jest zadanie operatora.

 

– Pierwsza wersja scenariusza była napisana dla czteroletniego chłopca, który był mniej świadomy tego, co się działo z jego matką. Podczas zdjęć próbnych okazało się, że wszystko się zatrzymywało, nie szło. Diego zdecydował się wtedy na starszego aktora, z którym będziemy mogli popracować już trochę bardziej psychologicznie, być trochę dłużej na planie i przerobił scenariusz na starsze dziecko – podkreślał Wojciech Staroń.

 

Małgorzata Staroń: – Sebastian, odtwórca głównej roli, został wyszukany wśród uczestników kółka teatralnego dla dzieci, które mają ADHD. Reżyserowi spodobał się jeden z uczestników kółka, które prowadziła coach dzieci przy tym filmie i współscenarzystka (María Meira). Jego nadpobudliwość wiele dodawała.

 

Wojciech Staroń: – Sebastian był bardzo trudny na planie, w zasadzie na nic się nie zgadzał. Musieliśmy zazwyczaj czekać, aż coś zrobi sam i łapać to natychmiast. Nie chciał nigdy powtarzać, ale to wiemy, że w przypadku gry dzieci to jest jeden dubel i koniec.

Polskie i argentyńskie scenariusze

Wojciech Staroń opowiedział również o swoich obserwacjach dotyczących polskich i argentyńskich scenariuszy filmowych: – Od paru lat analizuję, na czym polegają główne różnice. Na pewno historie, które czytam w Polsce, różnią się od tych argentyńskich tym, że scenarzysta chce bardzo często opowiedzieć za dużo. Jest bardzo dużo wątków, ale niewiele z nich przekłada się na obraz, nadaje się do medium, jakim jest film. Historie, które czytałem w Argentynie, opowiadają o rzeczach zwykłych, ale w sposób niezwykły. U nas jest odwrotnie. Mamy dużo scenariuszy, które opowiadają o rzeczach niezwykłych, ale w sposób przeciętny, bo często rzeczy niezwykłe nie dają się przełożyć na ciekawy obraz. Wydaje mi się, że to wynika z tego, że film przestał być manifestem, walką o coś, a jest opowiadaniem pewnej historii, lepiej lub gorzej. Argentyna jest krajem dużo biedniejszym niż Polska, jest w niej większa skala rozpiętości problemów społecznych. Mam poczucie, że tam jest teraz tak, jak kiedyś w Polsce 30, 40 lat temu i że film powinien odbijać to, co się dzieje w społeczeństwie, różne bolączki, problemy. U nas to się dzieje rzadko. Nikt się nie pyta, jak żyć.

Argentyńscy producenci

Małgorzata Staroń podzieliła się uwagami na temat argentyńskich producentów filmowych: – Wydawałoby się, że będą słabo zorganizowani, ale wręcz przeciwnie, byli super zorganizowani, ponieważ musieli szukać finansowania na film na całym świecie. Ich instytut filmowy wypłaca pieniądze dopiero po zdjęciach, musieli więc przystąpić do współpracy z innymi producentami o wiele wcześniej, dlatego Diego dostał stypendium na produkcję filmu z Berinale, dlatego wystąpili do francuskiego CNC o dofinansowanie. Mieli również też taki ekwiwalent naszego Eurimages – Iber Media. To wszystko są małe kwoty, ale wymaga bardzo dużej aktywności. Producent też właściwie Polak, nie tylko Argentyńczyk, był bardzo aktywny. Dobrze się z nim zawsze współpracowało. Nie stawiał się w roli producenta wiodącego, tylko przygotowywaliśmy coś razem. To była bardzo partnerska współpraca. Film otrzymał również dofinansowane z PISF – Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

 

Wojciech Staroń: – W Argentynie mieliśmy ekipę, która była bardzo zaangażowana i producent rzeczywiście kreatywnie dobierał sposób pracy ekipy, do budżetu i do typu filmu. Jeśli mamy dziecko i mamy sposób obserwacji, gdzie nie wszystko jest przewidywalne, to wtedy jest trochę więcej dni zdjęciowych, a oszczędzamy na sprzęcie technicznym. U nas często oszczędza się na ilości dni zdjęciowych.

Polsko-argentyńska ekipa

Wojciech Staroń: – Przy realizacji filmu współpracowało z nami 6 osób z polskim pochodzeniem. Nawet matkę głównej bohaterki zagrała Argentynka Marta Lubos, która ma polskie korzenie. Tam przemysł filmowy jest w dużej mierze tworzony przez emigrantów, również tych przedwojennych z Polski.

Praca na planie i w drodze

Wojciech Staroń: – Na planie o dziwo wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, w przeciwieństwie do naszego poprzedniego filmu („Nagroda”), gdzie część ekipy pochodziła z Meksyku. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane również dlatego, że mieliśmy bardzo mało czasu. Poza tym Diego jest bardzo pracowity. Przyjeżdżaliśmy bardzo wcześnie rano na plan i jeszcze bez ekipy ustawialiśmy kadry i sposób pracy kamery. Po tym ja ustawiałem światło, potem jak przyjeżdżali aktorzy byliśmy gotowi i w 5 godzin musieliśmy wszystko nakręcić z aktorami.

 

Małgorzata Staroń: – Diego jeździł razem z nami samochodem na plan. Czasami zdjęcia były realizowane bardzo daleko i on przez ten cały czas rozmawiał z montażystą, który w tym czasie montował sceny z poprzedniego dnia.

 

Wojciech Staroń: – Ostatniego dnia zdjęciowego mieliśmy praktycznie pierwszą układkę filmu. To był rzeczywiście ciekawy eksperyment z montażem, który zakończył się praktycznie po dwóch tygodniach pracy.

Dystrybucja filmu

Małgorzata Staroń: – Film miał to szczęście, że miał premierę na festiwalu w Cannes. Tam zainteresowała się nim francuska agencja sprzedaży Memento Films, jedna z większych na świecie i to ona poszukuje dystrybutorów w każdym z krajów, który nie jest koproducentem. Film został już sprzedany do kilkunastu krajów. A u nas jest jeszcze kwestia otwarta.

 

Paulina Bez

05.08.2014