Marek Koterski kończy 70 lat

Marek Koterski. Fot. Marcin Kułakowski, PISF
Marek Koterski. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

Marek Koterski jak mało który twórca potrafi mówić o bolączkach współczesnego Polaka, jego głęboko skrywanych kompleksach i marzeniach. Z niepokojami i fobiami Adasia Miauczyńskiego identyfikują się przecież miliony naszych rodaków. 3 czerwca reżyser kończy 70 lat.

 

Od początku swej kariery filmowej zaznaczył się bardzo oryginalnym, sobie właściwym charakterem pisma. Zanim został filmowcem, studiował historię sztuki i filologie polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Po ukończeniu polonistyki przymierzał się nawet do doktoratu. Przez pewien czas zainteresował się malarstwem. Zaczął studia na warszawskiej ASP w pracowni Eugeniusza Eibischa. Ostatecznie jednak zdecydował się na reżyserię w łódzkiej Filmówce.

Dokument

Ma w swym dorobku także filmy dokumentalne. Część z nich poświęcił teatrowi i ludziom teatru. Jako dokumentalista towarzyszył m.in. przygotowaniom do głośnej premiery Adama Hanuszkiewicza „Sen srebrny Salomei” w warszawskim Teatrze Narodowym. W teatrze z powodzeniem zrealizowano jego utwory m.in. „Dom wariatów”, „Zęby”, „Nas troje”, „Życie wewnętrzne”, czy „Nienawidzę”.

„Dom wariatów”

Jako reżyser filmów fabularnych zadebiutował w 1984 roku „Domem wariatów”. Młodemu, początkującemu reżyserowi udało się namówić do współpracy m.in. jednego z największych aktorów powojennego teatru i kina, Tadeusza Łomnickiego. To właśnie wtedy po raz pierwszy mieliśmy okazję do spotkania z Adasiem Miauczyńskim, którego, tak jak w „Dniu świra” i „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” zagrał Marek Kondrat.

 

W „Domu wariatów” z każdą chwilą potęguje uczucie wszechobecnego absurdu. Film przesycony jest czarnym, czasem ledwo zauważalnym humorem, obserwujemy bardzo powolne, wręcz statyczne sceny, które mogą nużyć.

Rytuał życia codziennego

Jest to jednak – jak w swojej recenzji zauważył Konrad Żygadło – powierzchowne podejście. Sytuacje, które widzimy w filmie, towarzyszą nam na co dzień, lecz często nie zdajemy sobie z nich sprawy. Wiele motywów, szczególnie tych, które pojawiają się w scenach końcowych, ma charakter symboliczny, a ich kontynuacje czy rozwinięcia obecne są w późniejszych produkcjach Koterskiego. Poza tematem absurdów i przyzwyczajeń, tego „rytuału życia codziennego”, widzimy poruszony problem „trudnego dzieciństwa”. Koterski doskonale ukazuje, jak teoretycznie nic nieznaczące sytuacje mogą odbijać się na naszym dorosłym życiu.

Filmy kultowe

Losy głównego bohatera kontynuowane były w kolejnych filmach; „Życie wewnętrzne”, „Nic śmiesznego”, „Ajlawju”, „Dzień świra” oraz „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” a ostatnio „Baby są jakieś inne”.

 

Filmy Marka Koterskiego szybko stają się dziełami „kultowymi”. Reżyser wychował sobie publiczność, która z wielkimi emocjami czeka na każdą jego premierę.

 

Nadał nową jakość aktorstwu Marka Kondrata, Cezarego Pazury, Wojciecha Wysockiego, a także Adama Woronowicza i Roberta Więckiewicza.

 

W filmach często obsadzał swojego syna, Michała Koterskiego. Jako pisarz zadebiutował opowiadaniem Zaczerpnąć dłonią, inspirowanym śmiercią Zbyszka Cybulskiego.

Zapaść na planie

W 1989 wyreżyserował także komediodramat obyczajowy „Porno”, który przypłacił zapaścią. – Codziennie postanawiałem, że nie pojadę na plan – zwierzył sie w wywiadzie Katarzynie Bielas. – W końcu dostałem zapaści, trzy razy. Skończyło się na tym, że leżałem pod kroplówką na OIOM-ie w szpitalu u znajomego lekarza. Rano przyjeżdżali po mnie z filmu, dostawałem przepustkę i zabierali mnie na plan z wenflonem w żyle. Wieczorem wracałem.

Ambicja

W wywiadzie tym potwierdził też, że od dzieciństwa był człowiekiem bardzo ambitnym. Tę cechę wyzwalała w nim mama: – Moja mama, w dzieciństwie, bardzo podkręcała mnie ambicjonalnie. Byłem chorobliwie ambitnym dzieckiem. Musiałem mieć nagrody po każdej klasie itd. Wiedziałem, że za wszelką cenę chcę być kimś, nie wiedziałem tylko, kim. Pamiętam, że w podstawówce kupiłem sobie stukartkowy zeszyt i, nie mając jeszcze w życiu nic napisanego, na pierwszej stronie napisałem: Marek Koterski, „Utwory wybrane”.

 

Marzenia mamy zmieniały się, właściwie drugorzędne było, kim zostanę – chirurgiem, architektem, mecenasem – ważne było tylko, aby był to ktoś z pozycją. Mama chciała po prostu lepszego losu dla mnie, niż sama miała. Nie wiem, co by się działo, gdybym powiedział jej np. że chcę śpiewać.

 

Jan Bończa-Szabłowski

03.06.2012