Mistrz obrazu. Zmarł Kurt Weber

4 czerwca 2015 zmarł Kurt Weber.

Kurt Weber urodził się 24 maja 1928 roku w Cieszynie, w rodzinie polskich żydów. Po wybuchu II wojny światowej, z obawy przed hitlerowskimi prześladowaniami, młody Kurt pojechał z rodzicami na wschód. Gdy po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej, NKWD zaczęło wywozić uchodźców z zachodu, sąsiedzi Weberów przyszli się z nimi pożegnać. Nadgorliwy oficer NKWD postanowił zabrać obie rodziny i tak przyszły operator trafił do łagru. Po wyjściu na wolność, młody Kurt Weber szkolił się na pomocnika kinomechanika w kinie objazdowym. Umiejętności te przydały się, gdy – po kolejnej podróży – w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech, żołnierze szukali kogoś, kto im pomoże naprawić kamerę. Zgłosił się Weber i, jak przyznawał, to właśnie wtedy zafascynował się kinem i postanowił zdać do szkoły przysposobienia filmowego w Łodzi.

Szkoła filmowa w Łodzi i pierwsze filmy fabularne

W książce Ewy Poleskiej (Petelskiej) „Filmówka” zanotowane są pierwsze wrażenia Webera ze studiów, które rozpoczął pod koniec lat 40. – Raplewski, Jaworski czy Nasfeter mieli około trzydziestki, ja zaledwie dziewiętnaście lat. Czułem się jak dziecko w wesołym miasteczku. Odnosiłem wrażenie, że obcuję z samymi geniuszami. Byłem lekko zastraszony i pewnie rodziły się we mnie kompleksy. Starałem się stać z boku i nie zwracać na siebie uwagi – wspominał. Uwagę zwrócili na niego inni, w tym legendarny Stanisław Wohl, który zatrudnił go jako swojego asystenta na uczelni. Już pod koniec studiów Weber pracował na planie Wandy Jakubowskiej przy „Żołnierzu zwycięstwa” (1953) jako operator kamery. Po dyplomie realizował też filmy dokumentalne, w 1955 roku zrobił „Pod jednym niebem”, o zagładzie warszawskiego getta. Komentarz do filmu napisał Tadeusz Różewicz, a czytała go Halina Mikołajska. Trzy lata później Weber zrobił zdjęcia do „Spacerku staromiejskiego”, (1958) dokumentu o warszawskiej Starówce, który reżyserował Andrzej Munk oraz do „Trochę słońca…” Stanisława Barei o turystyce na Mazurach (drugim autorem zdjęć był Sergiusz Sprudin).

W tym samym roku powstała „Baza ludzi umarłych” Czesława Petelskiego, gdzie Kurt Weber debiutował jako samodzielny operator. W wywiadach wspominał ten film jako jeden z trzech najważniejszych, jakie zrealizował w całej swojej karierze zawodowej. – Szedłem na całego, nie zastanawiałem się, co robię. Chciałem, żeby było efektownie i przekonywująco i miało atmosferę i coś dopowiadało do koncepcji reżyserskiej i scenariusza – mówił. Krytyk Łukasz Maciejewski, tak pisze o filmie: – po latach z filmu Petelskiego pamięta się przede wszystkim wykreowaną przez Webera atmosferę. Posępne, muliste niebo; błoto; rozjeżdżone drogi; ponure sylwety wielkich ciężarówek; znużone i osowiałe twarze mężczyzn. Hłasko w swoim opowiadaniu opisał wyśniony raj znieważony piekłem na ziemi, Kurt Weber we współpracy z Czesławem Petelskim, pokazał natomiast, że pojęcia piekła i raju, to w gruncie rzeczy ten sam spleen. Mistrzostwo operatora polegało także na tym, że w naturalistycznej materii prozy Marka Hłaski, udało się Weberowi uzyskać efekt poetyckiego uogólnienia. Świat zewnętrzny – rozległe, zachmurzone pejzaże, uzupełniał się z wewnętrznym kryzysem ludzi milczących w czterech ścianach, zamkniętych w sobie. Ubłocony, realistyczny koniec świata w „Bazie ludzi umarłych” był zatem miejscem symbolicznym. Oznaczał kres nadziei na lepsze jutro. (www.sfkadr.com). Weber współpracował jeszcze z Czesławem Petelskim oraz jego żoną i współreżyserką Ewą przy „Kamiennym niebie” (1959) oraz „Czarnych Skrzydłach” (1962).

Współpraca z Kutzem, Konwickim, Majewskim

Zrobił też zdjęcia do niezapomnianych, najważniejszych w historii polskiego kina filmów takich jak „Ludzie z pociągu” Kazimierza Kutza (1961), gdzie reżyser przygląda się różnym postawom ludzkim w czasie okupacji. W 1965 roku zrealizował „Salto” Tadeusza Konwickiego, drugi z jego ulubionych filmów. Wspomina, że większość energii na planie ekipa wkładała w walkę z pogodą – zdjęcia rozpoczęły się w październiku, a na ekranie miała być wiosna. Ekipa scenografów co rano doczepiała liście do drzew, aktorzy ssali przed ujęciami lód, żeby z ust im nie szła para, a operatorzy oświetlali mocno i kontrowo plan. Wcześniej z Konwickim nakręcił już „Zaduszki” (1961), gdzie jedną ze swoich pierwszych ról zagrała Beata Tyszkiewicz, która wspomina, że gdy zobaczyła jedną ze scen ze sobą na ekranie, biło z niej światło. Wtedy pomyślałam sobie, że może zostanę aktorką? (ikmag.pl).

W filmografii Webera znajdują się także takie wyśmienite filmy jak „Jutro premiera” Janusza Morgensterna (1962), „Piekło niebo” Stanisława Różewicza (1966), oraz trzeci wymieniany przez operatora ulubiony tytuł, „Urząd” Janusza Majewskiego (1969). Z reżyserem współpracował jeszcze przy filmie telewizyjnym „Błękitny pokój” (1965) oraz „Sublokatorze” (1966): to był ostatni film, jak Kurt Weber nakręcił w Polsce. W wyniku antysemickiej nagonki w 1968 roku, wyemigrował do RFN. – Gdy wyjeżdżałem to niechęci do ludności pochodzenia żydowskiego nie odczułem w kontaktach indywidualnych. Odczułem je w kontaktach instytucjonalnych. Instytucje były nastawione nieżyczliwie, wrogo, nietolerancyjnie i niesprawiedliwie – wspominał na antenie Polskiego Radia. Po wyjeździe zrobił zdjęcia do kilkunastu filmów kinowych i telewizyjnych. Sam też stał się bohaterem, gdy w 2002 roku Andrzej Cebula i Dorota Pułaska zrealizowali dokument „Światło i cień. Nieobiektywna opowieść o Kurcie Weberze”. W 2014 roku ukazała się jego autobiografia „Dokumenty podróży”.

Zapytany o to, jaką radę dałby adeptom swojego zawodu, powiedział dowcipnie: – Operator musi mieć wyobraźnię jak Leonardo da Vinci, siłę przebicia jak czołg i umiejętność dostosowania się do sytuacji jak kurtyzana. Zmarł 4 czerwca 2015 roku w Moguncji.

05.06.2015