Młodzi trzymają się mocno

Marek Piotrowski

Marek Piotrowski. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

To ostatni dzień konkursowych projekcji. Emocje rosną. Publiczność świetnie przyjęła dwa premierowe filmy – „Moją krew” Marcina Wrony i „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha – pokazane w konkursie głównym.

 

Bohater „Mojej krwi”, przegrany, ciężko chory bokser (świetna rola Eryka Lubosa) proponuje młodej Wietnamce małżeństwo, pod warunkiem, że ona urodzi mu dziecko. Co z tego wyniknie, nie chcemy zdradzać, bo zaskoczenie to jedna z zalet tej historii.

 

Trenera bokserskiego zagrał Marek Piotrowski, wielokrotny mistrz świata w kickboxingu. Jego poruszającą historię – kontuzja, choroba, dramat rodzinny – opowiedział Jacek Bławut w dokumencie „Wojownik”.

Nie chciałem grać w tym filmie. Przekonał mnie Eryk Lubos, bardzo mu na tym zależało. Przyjechał nawet do mnie z ciastkami, które sam upiekł. To mnie przekonało – wspominał Piotrowski po projekcji. Jest poważnie chory, mówi bardzo powoli, z wyraźnym trudem, niektóre słowa trudno zrozumieć.

Zgodziłem się zagrać w tym filmie dla pieniędzy – wyznał. – Ale na planie zobaczyłem ludzi z pasją, a ja cenię ludzi, którzy robią coś z prawdziwą pasją.

Reżyser Marcin Wrona mówi, że kiedy pisał scenariusz, nie znał dokładnie historii Marka Piotrowskiego:

 

Okazało się, że te dwie historie są sobie bliskie. I kiedy Marek wchodził na plan, widzieliśmy, że robimy coś prawdziwego, to było autentyczne. A dla Eryka Lubosa on jest jak guru.

Piotrowski: – Próbowałem być w tym filmie szczery.

 

Młodą Wietnamkę gra śliczna Luu De Ly. – Znaleźliśmy ją czasie castingu w Hanoi. Nagle zobaczyłem dziewczynę, która idealnie pasuje do naszych wyobrażeń o tej postaci – mówi reżyser.

– Ona nie zna polskiego, wszystkich kwestii nauczyła się fonetycznie, słabo mówi po angielsku, na planie musiał być tłumacz. Ale dzięki temu jest w tym jakiś prawdziwy powiew Azji – opowiada Marcin Wrona.

 

Film pokazuje też społeczność Wietnamczyków, którzy pracują na likwidowanym właśnie Jarmarku Europa przy byłym Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie.

– Chciałem zachować w filmie ten świat, który zaraz zniknie – mówi reżyser. – Tam przy stadionie było małe Wietnamskie miasto, te uliczki wyglądały dokładnie tak, jak w Hanoi czy Sajgonie.

„Moja krew” została nagrodzona na festiwalu „Młodzi i film” w Koszalinie w 2009 r. – za scenariusz i dźwięk, dostała tam też nagrodę dziennikarzy. Scenariusz do filmu – napisany przez Marcina Wronę i Grażynę Trelę – zdobył nagrodę w konkursie Hartley-Merrill 2007 (wtedy miał tytuł „Tamagotchi”).

 

wszystko co kocham

Jakub Gierszał, Olga Frycz, Mateusz Kościukiewicz. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

„Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha to kolejny na tym festiwalu film, który rozgrywa się czasach stanu wojennego.

– Ale to nie jest film o stanie wojennym – protestował reżyser po projekcji. – To jest film o młodości, a moja młodość przypadła na tamte lata, na to nic nie mogę poradzić. Opowiedziałem o swoim dojrzewaniu, stan wojenny jest tylko scenografią, nas wtedy nie interesowała polityka.

Bohaterami są młodzi chłopcy grający w punk rockowej kapeli, brzmi muzyka legendarnej grupy „Dezerter”. Główne role zagrali młodzi, nieznani aktorzy.

– Musiałem znaleźć nowe twarze, żeby ta historia była wiarygodna – tłumaczył reżyser.

W ostatnim dniu konkursowych pokazów pokazano także dwa obrazy uznanych twórców znane już z kin – „Afonię i pszczoły” Jana Jakuba Kolskiego i „Enen” Feliksa Falka. A także prowokacyjną, zwariowaną, przebojową i już nagradzaną „Wojnę polsko-ruską” Xawerego Żuławskiego.

 

18.09.2009