Zbigniew Preisner kończy 60 lat

20 maja 2015 Zbigniew Preisner kończy 60 lat.

Urodził się w 1955 roku w Bielsku-Białej. Muzyka towarzyszyła mu od najmłodszych lat, jeszcze w dzieciństwie uczył się grać na fortepianie i gitarze, w liceum zaczął komponować. Po maturze nie poszedł jednak do szkoły muzycznej, tylko na wydziały filozofii oraz historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Komponowania uczył się na własną rękę, a także dzięki współpracy z legendarnym krakowskim klubem Piwnica pod Baranami.

To był piękny okres – wspominał w rozmowie z Tadeuszem Nyczkiem dla miesięcznika „Sukces” (6/2011). – Pisałem wtedy dla różnych wykonawców: Ani Szałapak, Beaty Rybotyckiej, Jacka Wójcickiego, mojej siostry Tamary Kalinowskiej. Dla Stasia Tabisza, mojego kolegi, a dzisiaj profesora Akademii Sztuk Pięknych. Pisałem zabawne piosenki do „Dekretu o stanie wojennym”, o pomniku Koniewa, do tekstów o Protopopowach, tych słynnych radzieckich łyżwiarzach, do obwieszczeń o kartkach na mięso. Pisałem też w trudnych czasach „Czarną sukienkę”: „Musimy siać, miejcie nadzieję”. Ostatnią piosenką, którą sam śpiewałem, był „Piotr”. Śpiewaliśmy ją w Teatrze Słowackiego z okazji 40-lecia naszej Piwnicy, koncert prowadził bardzo już schorowany Piotr. Zmarł w 1997 r. Wraz z nim skończyła się dla mnie epoka Piwnicy pod Baranami. Piwnica bez Piotra to jak teatr Kantora bez Kantora, zespół Queen bez Freddiego Mercury’ego czy nasze filmy bez Kieślowskiego. „Przychodzimy, odchodzimy…”. Teraz piszę dla Teresy Salgueiro, Stiny Nordenstam, Manolisa Lidakisa czy ostatnio dla Sary Brightman. W moim życiu nic się nie zmieniło. Zmienił się tylko obszar działania.

Filmy fabularne i współpraca z Krzysztofem Kieślowskim

Zbigniew Preisner w wywiadzie dołączonym do zagranicznego wydania DVD „Podwójnego życia Weroniki” podkreśla, że zawsze lubił ilustrować muzycznie obrazki. Najpierw w teatrze, potem w filmie. – Wtedy trudno było być kompozytorem, bo trudno było nagrywać, jeśli nie zamówiło tego radio, nie było takiego wolnego rynku jak dzisiaj […] pisanie muzyki do filmu było jedyną możliwością […], bo film to jest budżet, a jak jest budżet i ma być muzyka to ktoś musi zapłacić za to nagranie. – mówił.

Początkowo Preisner pisał muzykę do filmów dokumentalnych, telewizyjnych, zdarzyła się też animacja. W 1982 roku skomponował ścieżkę dźwiękową do „Prognozy pogody” Antoniego Krauzego, opowiadającej o ucieczce pensjonariuszy domu starców. Dzięki temu filmowi zetknął się z Kieślowskim, który razem z Krauzem należał do zespołu filmowego „Tor”. – Był stan wojenny, nie było telefonów, nie było niczego. Ktoś przywiózł z Warszawy cynk, że chce się spotkać ze mną Kieślowski – wspominał Preisner. Do spotkania doszło, rozmowa dotyczyła filmu „Bez końca” (1984). – Kieślowski wciąż powtarzał „Chciałbym, żeby się pan do tego przyłożył”, w końcu odpowiedziałem: „Niech pan się nie martwi, nie takie premiery się kładło” – opowiadał kompozytor. Razem zrealizowali 17 filmów. – Krzysztof Kieślowski był reżyserem specyficznym, niewiarygodnym. Po latach widzę, że nie zdarzają się tacy. Nie znał się na muzyce, nie miał głosu, nie umiał śpiewać, ale wiedział o funkcji muzyki w filmie, doceniał jej siłę – wspomina Zbigniew Preisner. Opowiada też, że scenariusze do filmów Kieślowskiego były tak napisane, że od razu mógł sobie wyobrazić, jaką napisze do nich muzykę. Dodaje, że komponowanie do „Dekalogu” było trudnym zadaniem, bo poza kilkunastosekundowym „sygnałem” muzycznie nic nie łączyło kolejnych odcinków.

Ciekawym przypadkiem we współpracy obu artystów było „Podwójne życie Weroniki” (1991), gdzie w scenariuszu Preisner znalazł enigmatyczną informację: „Weronika słyszy piękną pieśń”. Inspirował się tekstami Dantego, do śpiewania zaprosił przypadkiem spotkaną znajomą z Piwnicy pod Baranami, Elżbietę Towińską. Kompozytor podkreślał, że w „Podwójnym życiu Weroniki” jest jednak stosunkowo mało muzyki, bo ledwie 22 minuty. – Cisza grała donośniej, była ważniejsza niż muzyka – wyjaśniał ten zabieg.

Opowiedział też, że muzyka w filmie jest metafizyką, ma ona także pokazywać coś, czego generalnie nie widzimy, ale czujemy. Do śmierci Kieślowskiego w 1996 roku, Preisner napisał muzykę jeszcze do takich filmów jak „Trzy kolory. Niebieski” (1993), „Trzy kolory. Biały” (1993), „Trzy kolory. Czerwony” (1994). Gdy podczas festiwalu w Szanghaju w 2013 zapytano go, który film Kieślowskiego ceni najbardziej, odpowiedział, że trudno wybrać, bo każdy z tych filmów był zupełnie inny.

Zbigniew Preisner współpracował także z Agnieszką Holland przy „Europa, Europa” (1990), „Oliver, Oliver” (1991), skomponował też muzykę do „Weisera” Wojciecha Marczewskiego (2000) oraz „Zwolnionych z życia” Waldemara Krzystka (1992). W jego filmografii znajdują się także liczne tytuły zagraniczne, by wymienić choćby „Prominenta” Johna Irvina (1991), „Skazę” Louisa Malle’a (1992), „Kiedy mężczyzna kocha kobietę” Luisa Madoki (1994), „Wyspę przy ulicy Ptasiej” (1997) Sorena Kragh-Jacobsena, „Aberdeen” Hansa Pettera Molanda (2000), „It’s all about love” Thomasa Vinterberga (2003), „Kobietę w Berlinie” Maxa Färberböcka (2008) czy „Aglaja” Krisztiny Deák (2012).

Nagrody i wyróżnienia

Zbigniew Preisner był dwukrotnie nominowany do Złotego Globu: za „Zabawę w Boga” Hectora Babenco (1991) oraz „Trzy kolory. Czerwony”. W 1997 otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie za muzykę do „Wyspy przy ulicy Ptasiej”. Ma też dwa Cezary oraz trzy nominacje do tej nagrody. Jest członkiem Francuskiej Akademii Filmowej. W 2012 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

20.05.2015