Na planie filmu "Outside/Song"

Rozmawiamy z kierownikiem produkcji Joanną Rybus i reżyserem Przemysławem Brynkiewiczem – twórcami etiudy studenckiej „Outside/Song”, realizowanej przez studentów łódzkiej Szkoły Filmowej. Producentem filmu jest PWSFTviT, a postprodukcję obrazu w ramach koprodukcji wykona FixaFilm. Etiuda jest współfinansowana przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej.

 

Film „Outside/Song” opowiada historię miłośnika kina, który wspomina czasy swojego dorastania. Jego dojrzewanie pokazane zostanie na kilku planach czasowych, co będzie łączyło się z użyciem wielu technik realizacyjnych.

 

PISF: Kiedy były realizowane zdjęcia do filmu?

 

Joanna Rybus: Zdjęcia były realizowane w kwietniu i maju tego roku.

 

Na jakim etapie studiów są twórcy projektu?

 

JR: „Outside/Song” jest etiudą dyplomową Przemka Brynkiewicza, studenta Sztuki Operatorskiej na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej w PWSFTviT w Łodzi. Przemek jest autorem scenariusza, zdjęć, był operatorem kamery 35 mm i reżyserem swojego dyplomu.

 

Przemysław Brynkiewicz: Kierownikiem produkcji jest Joasia Rybus, studentka III roku na Wydziale Organizacji Sztuki Filmowej na tej samej uczelni.

 

Nad jakimi innymi rzeczami dotychczas pracowaliście?

 

PB: Przez okres studiów miałem okazję współpracować przy różnych projektach filmowych – dokumentalnych, fabularnych, animacjach – głównie filmy studenckie, ostatnio robiłem zdjęcia do filmu „Miruna” w reżyserii Piotra Sułkowskiego.

 

JR: Głównie nad szkolnymi etiudami, ale zdarzyły się projekty pozaszkolne: dokumenty, etiuda w programie „30 minut” Munka, serial. Z Przemkiem poznaliśmy się przy okazji rezalizacji spotu Festiwalu Szkół Teatralnych w zeszłym roku.

 

Kto gra główne role w „Outside/Song”?

 

JR: Mieliśmy ogromne szczęście do aktorów. Główną rolę zagrał Daniel Dobosz, młody aktor związany z teatrem Juliusza Osterwy w Lublinie. W rolę jego matki wcieliła się wspaniała Ewa Wójcik-Wichrowska. Poza tym w filmie występuje sama śmietanka łódzkiej sceny, m.in. Bogusława Pawelec, Róża Chrabelska, Ryszard Mróz, Wojciech Bartoszek. Z młodszego pokolenia: Karolina Krawczyńska, Adam Grudniewicz, Jacek Knap, Mariusz Krakowiak, Mateusz Mosiewicz, czy debiutujący na ekranie pięcioletni Ignacy Milczarek.

 

„Film jest pamięcią (?)” – od tych słów rozpoczyna się pisemna eksplikacja waszego filmu. Dlaczego tak uważacie? Co skłania was do przyjęcia takiego stanowiska? Co oznacza znak zapytania na końcu tego stwierdzenia?

 

Joanna Rybus: Pamięć to szalenie ciekawy, ale ostatnio też dość mocno eksploatowany temat. To jak pamiętamy sytuacje i osoby sprzed lat, a także to co dzieje się z przekazami ustnymi. Jak wspominamy wydarzenia, w których braliśmy udział, a jak te, o których tylko słyszeliśmy. No i właśnie: na ile skutecznie fragmenty filmów, zwłaszcza te o charakterze dokumentalnym, są w stanie przybliżyć nam wydarzenia z przeszłości?

 

Przemysław Brynkiewicz: Jedną z najważniejszych dla mnie cech filmu jest jego zdolność do samej rejestracji, zachowania wrażenia realnego, iluzji ruchu i obecności w świecie. Zapisane obrazy pozostają na długo, a odkryte po latach są nieodgadnionym świadectwem czasu. Właśnie ta pamięć staje się motorem napędowym działań w filmie. Ciągle jednak pozostaje niepewność, niedoskonałość, niewystarczalność, brak wiedzy, odpowiedniego kontekstu. Fragmenty filmu rozrywają się, dzielą na coraz bardziej abstrakcyjne, dlatego pamięć wydaje się tak nieuchwytna i niezrozumiała.

 

Jak rodzi się waszym zdaniem współczesny język kina na styku różnych technik filmowania? Dlaczego w tym przypadku twórcom wydaje się istotne połączenie kilku takich technik?

 

PB: Trudno odpowiadać za wszystkich filmowców, ich wpływy i wybory twórcze. Współczesny język filmu, może szerzej – sztuki – jest odzwierciedleniem świata w którym żyjemy, a jak widać jest on szalenie eklektyczny i zróżnicowany, pełny sprzeczności i chaosu na wielu poziomach. Przez to i narzędzia rejestracji stają się odmienne w zależności od potrzeb i stylu. Może jest w tym po prostu duch postmodernizmu.

 

JR: Przyznam, że weszłam w ten projekt jak tylko usłyszałam, że mam okazję zrobić jeden film na 35, 16, 8 i VHS. To było moje marzenie od początku studiów. Jeszcze wtedy nie wiedziałam ile przygód będzie nas czekało z super 8! W każdym razie to moje małe marzenie filmowe udało się w końcu zrealizować. Zgadzam sie ze stwierdzeniem, że zdolny operator zrobi świetne zdjęcia nawet kamerą w telefonie komórkowym, ale chyba w filmie dyplomowym powinno się pokazać, że potrafi się umiejętnie korzystać z różnych formatów i technik. „Pamięć” w tym przypadku była świetnym pretekstem do pracy na wielu formatach.

 

Jak waszym zdaniem możemy próbować opowiadać o przeszłości poprzez różne formaty zdjęć? Dlaczego warto to robić?

 

PB: Ważnym pojęciem, które określa pracę nad tym filmem, jest rekonstrukcja. To ona była na początku. Rodzaj odtworzenia tego, co minione, zbliżenia się do jakiegoś obrazu, pojęcia, czasu, stylu. Chyba głównie po to, by namacalnie odczuć to niemożliwe, poczuć tajemnicę klęski.

 

JR: Różne formaty wydają się naturalne kiedy obraz, który chcemy pokazać widzom, ma przedstawiać subiektywne ujęcia kamery z lat ’70 i ’90, a paradokumentalny charakter zdjęć sprzyjał naszym założeniom technicznym.

 

Czy kamera w tym filmie jest jednym z członków rodziny?

 

PB: Nie wydaje mi się, aby kamera była członkiem rodziny, raczej samo medium filmowe lub może prościej sam obraz, który zostaje zapisany – kamera jest świadkiem, świadkiem o różnym sposobie widzenia.

 

Czy film będzie pogłębioną analizą relacji głównego bohatera z matką?


PB: To jest szalenie trudne zadanie, szczególnie dla nie reżysera a operatora. Również krótki metraż nie daje takiej możliwości. Nieco ważniejsze było odzwierciedlenie stanów głównego bohatera granego przez Daniela Dobosza oraz kontekst czasów i założeń formalnych.

 

„Kino osobiste – kino czyste” – co dla was oznaczają te terminy?


PB: Kino czyste to językowe wyzwolenie, a kino osobiste jest wsłuchaniem w wewnętrzny głos i zrozumieniem medium.

 

Inspiracje? Kino, które lubicie? Czego w życiu nie zrobilibyście jako filmowcy?

 

PB: Wiele inspiracji, trochę może zbyt dużo jak na jeden film.

 

JR: Inspiracje, to przede wszystkim książki; kino kameralne; a jako filmowiec… pewnie „nie zauważyłabym zamknięcia pobliskiego teatru”.

 

Z Joanną Rybus i Przemysławem Brynkiewiczem rozmawiała Marta Sikorska

29.05.2013