Nad rozlewiskiem życia

Jest dwanaście lat młodsza od Giulietty Masiny i w pewnym okresie życia bardzo ją przypominała. Tak, jak włoska artystka miała swego Felliniego, Zofia Kucówna najbardziej twórcze lata spędziła z Adamem Hanuszkiewiczem. Może właśnie dlatego na pierwszym miejscu zawsze stawiała teatr.

Na pierwszym miejscu teatr

A największe sukcesy artystyczne wiążą się z kierowanymi przez Hanuszkiewicza scenami Teatru Powszechnego i Narodowego. Obchodząca 80. urodziny aktorka stworzyła wtedy kreacje najwyższej próby w największych arcydziełach polskiej i światowej klasyki. Zachwycała w Szekspirze, Czechowie, Dostojewskim, Wyspiańskim, także w dramacie antycznym.

 

Postacie stwarzane przez nią na scenie odpowiadają prawidłom dobrego smaku i gustu. Wyważone są wedle zasad prawdy psychologicznej. Ich działania umotywowane są obyczajowo i społecznie, zgodnie z powszechnym doświadczeniem i życiowym prawdopodobieństwem, i – co najważniejsze – zgodnie z osobowością artystki.

Film i telewizja

Na planie filmowym pojawia się dość rzadko, można przyznać: zbyt rzadko. Zadebiutowała w 1957 roku niewielką rólką matki niesfornych dzieci w „Deszczowym lipcu”. Rola była o tyle znacząca, że świetnie odpowiadała charakterowi Kucówny, artystki wybitnej i niesfornej. Reżyserzy filmowi najchętniej widzieli ją w rolach matek, zwykle nowoczesnych, żyjących ze swymi dziećmi na zasadach partnerskich.

 

Kucówna bardzo mocne piętno odcisnęła na spektaklach Teatru Telewizji. Instytucja, której współtwórcą był Adam Hanuszkiewicz, czerpała z talentu i wrażliwości artystki pełnymi garściami. Wystarczy wymienić Swentynę w inscenizacji „Beniowskiego” (1961), Pannę Młodą w „Weselu” (1963). Pojawiła się w głośnej premierze sztuki Tadeusza Różewicza „Świadkowie, albo nasza mała stabilizacja”, „Listach Heloizy”, „Ladacznicy z zasadami”. Starsi widzowie pamiętają ją jako Bronkę z telewizyjnych „Dziewcząt z Nowolipek”, Sonię ze „Zbrodni i kary”. Była tytułową „Elektrą”, „Balladyną”, „Panną Julią”.

 

Zofia Kucówna od dawna uchodzi za niezrównaną interpretatorkę poezji. Stąd jej udział w telewizyjnym „Panu Tadeuszu” Mickiewicza, „Kwiatach polskich” Tuwima i wielu widowiskach poetyckich.

 

Artystka, która przemknęła przez serial „Stawka większa niż życie” i „Kabaret starszych panów” w telewizji zaskarbiła sobie dużą popularność pokazywanym na początku lat 70. cyklem „Opowieści mojej żony „Żuławskiego, reżyserowanym przez Hanuszkiewicza. Grała tam żonę narratora, kobietę roztropną, przenikliwą obdarzoną błyskotliwą inteligencją, a przy tym pełną humoru. Jej talent komediowy świetnie sprawdził się zwłaszcza w utworach Fredry. Możemy go podziwiać w stale wznawianych, wyreżyserowanych tym razem przez Olgę Lipińską „Damach i huzarach”, gdzie Zofia Kucówna gra nieposkromioną, pełną temperamentu Pannę Anielę.

Za wszelką cenę trzeba być sobą

Sama ma silny charakter. Dla studentów Akademii Teatralnej, a wcześniej PWST potrafi być sroga

i wymagająca. Nie znosi drogi na skróty, łatwych kompromisów. Bylejakości. Od czasu do czasu pojawia się w serialach telewizyjnych. W „Barwach szczęścia” jest Nadią Orłowską, w „Egzaminie z życia” babcią Chełmicką, świetnie czuła się w „Domu nad rozlewiskiem” jako Zofia Jantar. Nie rozpieszcza jej Teatr Telewizji. Ostatnio wystąpiła w nim przed 10 laty w „Kwartecie”. W opowieści o czwórce wielkich artystów, którzy po latach przerwy decydują się na powrót na scenę, zagrała postać Jean Horton.

 

Obchodząca swe 80. urodziny jubilatka obdarzona jest dużym talentem literackim. Świadczą o tym cieszące się dużym powodzeniem u czytelników i uznaniem u krytyków zbiory wspomnień „Zatrzymać czas” oraz „Zapach szminki”. Opowiadają o świecie teatru, ale także, a może przede wszystkim, o życiu.

 

Tam właśnie czytamy m.in. – Jak dobrze zrozumieć wreszcie, że życie nabiera sensu i znaczenia dopiero wtedy, gdy toczy się zgodnie z własnymi potrzebami, z rytmem własnego oddechu, a nie wyobrażeniem narzuconym przez otoczenie. Za wszelką cenę trzeba być sobą.

 

Jan Bończa-Szabłowski

12.05.2013