Nadchodzi czas Baczyńskiego

– Film „Baczyński” powstawał trzy lata. A im dłużej przyglądałem się Krzysztofowi Baczyńskiemu, tym bardziej odkrywałem w nim sprzeczności – mówi reżyser i scenarzysta Kordian Piwowarski.

 

– Ci, którzy jeszcze go pamiętają, opowiadali, jak tuż przed wybuchem powstania warszawskiego przyszedł do konspiracyjnego lokalu po przydział butów dla swych żołnierzy. Ledwo trzymał się na nogach, bo musiał przebiec kilka ulic. Astmatyk, melancholijny jedynak, nie nadawał się na wojskowego. A został symbolem żołnierskiego poświęcenia. Małomówny, a dowodził plutonem. Nieśmiały, a zgłosił mieszkanie jako skrytkę na broń AK. I to jego wiersze są dokumentem doświadczeń całego pokolenia, które zdecydowało się walczyć o wolną Polskę.

Zaszufladkowany

 

Film Piwowarskiego może być dobrym pretekstem, by na nowo się przyjrzeć samemu poecie i jego twórczości. Może czas wyjąć jego wiersze z szuflady „poezja okupacyjna”, a w biografii zobaczyć też rysy, które nie pasują do roli tragicznego Kolumba.

 

– Poezja Baczyńskiego musi zostać uwolniona od stereotypu martyrologicznego. Nie po to, by odrzucić kontekst 
II wojny światowej, ale żeby stworzyć drugie interpretacyjne płuco – mówi poeta Marcin Baran. – Oczywiście, podczas okupacji napisał najwięcej, był świadkiem niewyobrażalnego okrucieństwa, lecz dojrzenie w jego wierszach pięknie sformułowanej, intensywnej refleksji egzystencjalnej byłoby wskazane.

Kochanek i rockandrollowiec

– Baczyński w parze z żoną Basią jest niesłychanie atrakcyjny. To polscy Tristan i Izolda, Romeo i Julia, przeklęci kochankowie, rozdzieleni i uśmierceni nie przez króla czy waśnie rodzinne, lecz przez wichry historii, co również jest warte uwagi. Amerykanie nieustannie opowiadają o Bonnie i Clyde, my możemy mówić o Baczyńskich, daleko bardziej sensownych i szlachetnych, niż zakochani na zabój rabusie – mówi Łukasz Orbitowski, autor powieści „Widma”, w której kreśli alternatywne losy poety i jego żony. Powstanie nie wybucha, para przeżywa wojnę, on zostaje grafikiem projektującym okładki książkowe.

 

– Dla mnie to postać niemal mistyczna, niezwykle współczesna. Totalny rockandrollowiec, nadwrażliwy outsider, jak Janis Joplin czy Jim Morisson. Poszedł do końca drogą, jaką sobie wyznaczył. Młody i niezwykle produktywny. Po prostu mit, trudno sobie go wyobrazić jako starszego pana, został w pamięci młody jak gwiazdy rocka – śmieje się Czesław Mozil.

18.03.2013