Opowiadanie historii i praktyka

W czwartek najczęściej mówiło się na Plus Camerimage o praktycznej stronie robienia kina. Twórcy podkreślali, że kluczowa dla dobrego filmu jest dobrze opowiedziana historia.

Gwiazdą dnia był aktor Rutger Hauer, znany dzięki kreacjom m.in. w „Łowcy androidów”, „Zaklętej w sokoła”, „Autostopowiczu” i „Aniele śmierci”. Zagrał w najnowszym filmie Lecha Majewskiego „Młyn i krzyż”. Aktor od dwóch lat prowadzi też warsztaty i festiwal filmowy dla młodych twórców.

 

Na spotkanie z hollywoodzkim gwiazdorem przyszły tłumy: uczestnicy i goście festiwalu, studenci, dziennikarze. Obejrzeli najpierw krótki dokument o Hauerze, a potem bohater wkroczył do sali. Zaprezentował kilka filmów, które powstały w czasie jego warsztatów. Były to kilkuminutowe formy fabularne.

– Kiedyś myślałem, że nie można poruszyć człowieka filmem 5-minutowym. Okazuje się jednak, że owszem, znajdują one swoją publiczność – mówił. – Ale też robienie filmów jest teraz dużo prostsze niż kiedyś. Przyszłością kina jest Internet – on jest jeszcze dzieckiem, będzie się bardzo rozwijać. Jednym z powodów, dla których zacząłem prowadzić Rutger Hauer Film Factory jest to, że robienie kina w tradycyjny sposób jest trudne i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Warsztaty kieruję do ludzi, którzy mieli już jakąś styczność z kręceniem filmów. Oni wiedzą, że najważniejsza w kinie jest nie technika, ale dobra historia.

Hauer unikał konkretów, nie odpowiadał precyzyjnie na pytania. Siedział na tle swojego zdjęcia z Dalajlamą i wygłaszał uniwersalne zdania, w rodzaju: „Film nigdy nie pokazuje całej prawdy” albo „Historia musi poruszyć odbiorców„. Uczestnicy spotkania stopniowo opuszczali salę. Do końca dotrwała najwyżej połowa.

A właśnie na koniec Hauer mówił rzeczy najciekawsze, opowiadał o swoich aktorskich doświadczeniach.
– Szkoła nie dała mi prawie nic, oprócz kilku lat dobrej zabawy. Jedyne, co ma sens, jeśli chce się być filmowcem, to praktyka. Ćwiczcie bez końca. Nawet porażki i złe filmy czegoś nas uczą. Jeśli ma się do czegoś talent, trzeba to robić. Nie uwierzycie, jaka energia przychodzi w zamian – przekonywał. – Film to wyobraźnia. Prawie każdą historię dałoby się nakręcić w sali, w której siedzimy – wystarczy poszukać jakichś twórczych pomysłów na inscenizację. Kino jest połączeniem wysiłku wielu ludzi: w pewnym momencie praca rozkręca się tak, że siłą rozpędu film robi się już sam.

– Dla mnie najciekawszym przeżyciem aktorskim był „Łowca androidów. To było wyzwanie! Aktorom obecnym na sali radzę poddać się filmowemu trybowi pracy. Jesteśmy tylko częścią większej całości. Reżyserom sugeruję, żeby byli mili dla aktorów. Wiem, że to brzmi banalnie, ale naprawdę trudno skupić się na kreacji postaci w złej atmosferze, kiedy ma się poczucie, że nikt nie słucha tego, co mamy do powiedzenia. Cierpi na tym cały film.

Odwrotnie było w czasie drugiego ważnego czwartkowego spotkania – z Brettem Ratnerem. W miarę jego trwania do małej sali seminaryjnej przychodziło coraz więcej osób, najwidoczniej zachęconych przez znajomych. Rzeczywiście, spotkanie było niezwykle interesujące. Ratner jest przewodniczącym Jury Konkursu Wideoklipów i znanym na świecie reżyserem takich filmów, jak „Godziny szczytu” i „Family Man” oraz twórcą teledysków największych gwiazd muzyki: Madonny, Mariah Carey i Mary J. Blige.

Ratner opowiadał o początkach swojej pracy: o tym, jak dużą siłę przebicia musiał mieć, żeby dostać się najpierw do Nowojorskiej Szkoły Filmowej, a potem zdobyć poparcie Stevena Spielberga i zacząć pracę zawodową przed ukończeniem 20 lat.

– Ale to dało mi też wielką pewność siebie, która bardzo mi się przydała – mówił z entuzjazmem. – Szczęście to nic innego jak bycie przygotowanym i korzystanie z każdej okazji. Praca jest moim zdaniem nawet ważniejsza niż talent. Od momentu, kiedy postanowiłem być filmowcem, pracowałem cały czas: nosiłem przy sobie kamerę, kombinowałem, gdzie ustawić światło, szukałem historii. Praktyka jest najważniejsza. Teorii i technicznych zasad można nauczyć się z książek.


– Oglądajcie filmy, czytajcie książki, kręćcie krókie filmy – bo znalezienie dobrej historii jest najważniejsze. Dlatego zająłem się teledyskami: chciałem nauczyć się mówić językiem kina, umieć wybrać odpowiednie obiektywy, pracować z aktorami.

– Musicie pamiętać, że nie możemy robić filmów tylko dla siebie i przyjaciół. Jestem w Polsce od kilku dni i obserwuję taką tendencję. To zbyt pracochłonna i kosztowna zabawa. Ale też z drugiej strony, jeśli ma się ciekawą opowieść, to warto o nią walczyć, postawić na swoim. Nie porównujcie się do innych i nie pozwólcie ludziom mówić wam, co umiecie robić, a czego nie – radził.

 

03.12.2009