Odszedł Adam Hanuszkiewicz

Adam Hanuszkiewicz. Fot. Piotr Szulik (licencja CC)

Fot. Piotr Szulik (licencja CC)

 

Był jednym z najmłodszych duchem twórców. Wybitny aktor i reżyser – którego hondy w „Balladynie” czy drabina w „Kordianie”, przeszły do historii teatru – żadnego widza nie pozostawiał obojętnym.

 

Był rodowitym Lwowiakiem. Aktorstwo studiował w Szkole Dramatycznej w Rzeszowie, eksternistyczny dyplom uzyskał w Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej w Łodzi w 1946 roku, a eksternistyczny dyplom reżyserski w warszawskiej PWST 16 lat później. 

 

Debiutował w 1945 roku rolą Wacława w „Zemście” w teatrze jeleniogórskim. Tam spotkał się ze swoim późniejszym antagonistą Kazimierzem Dejmkiem grającym wtedy Papkina. Grał i reżyserował na scenach Krakowa i Poznania. Do historii przejdą jego spektakle w Teatrze Powszechnym (1963-70) i Narodowym (1968-82) w Warszawie. 

Oddany scenie

Zachwycał i szokował swoimi inscenizacjami klasyki. Krytycy zarzucali mu efekciarstwo, znaczne odejście od literackiego pierwowzoru. On zaś uważał, że jest bardzo bliski idei utworu, ma jednak świadomość czasu, w jakim go prezentuje.

 

Przez ponad 60 lat oddany był scenie, w filmie występował sporadycznie. Po ekranowym debiucie „Za wami pójdą inni” miał propozycję grania w filmach zagranicznych. Twierdził jednak, że jak coś się robi naprawdę, to nie można się rozpraszać. Pojawił się jako oficer hiszpański w „Żołnierzu zwycięstwa”, w „Spóźnionych przechodniach” Jana Rybkowskiego odtwarzał samego siebie – aktora grającego w kręconym filmie. Podobną rolę powierzył mu Krzysztof Kieślowski w „Dekalogu. Cztery” gdzie grał profesora akademii teatralnej. 

Teatr TV

Jako dyrektor artystyczny pionierskich czasów polskiej telewizji, nadał kształt Teatrowi TV. Dzięki temu na małym ekranie mogliśmy oglądać klasyków wielkiej literatury. Pokazywał inscenizacje Moliera, Szekspira, Dostojewskiego, Czechowa, Twaina, Eliota, Sartre’a, Mickiewicza, Gombrowicza, Mrożka. Takiego repertuaru nie miała wtedy żadna telewizja w Europie.

 

Początkowe spektakle prezentowane były na żywo i nie zachowały się do dziś żadne ich zapisy. – Pierwszą transmisją z teatru było „Czekając na Godota” Samuela Becketta. Erwin Axer zgodził się na pokazanie tylko pierwszej części. Kiedy dobiegała końca, dostałem z centrali telefon, że na skutek protestu telewidzów mamy jednak dać całość – wspominał Hanuszkiewicz. 

 

Jedną z jego ostatnich ról był hrabia Storzan w ekranizacji „Przedwiośnia”. 

„W sztuce metryka się nie liczy”

Zawsze nienagannie ubrany, był arbitrem elegancji. Krążyła opinia, że w cokolwiek się ubierze, zawsze będzie wyglądał jak książę. Okazał się też prekursorem w stwarzaniu wokół siebie pozytywnej atmosfery, co w PRL wiele osób do niego zrażało, choć po 1989 r. okazało się marketingową koniecznością, nie tylko wśród ludzi sceny i ekranu.

 

Dopóki miał teatr ani myślał o emeryturze. – W sztuce metryka się nie liczy. – powtarzał . – Picasso był starszy ode mnie, kiedy powiedział, że teraz dopiero dojrzał do tego, żeby być dzieckiem. A dziecko to zdolność. Do zdumienia, do zdziwienia, do zachwytu, do miłości i do nienawiści. Bez tego nie można być artystą. Bez tego robi się sztukę wydumaną, przeciw komuś lub czemuś. 

 

Po pozbawieniu go teatru Nowego wybrał samotność, wpadł w depresję, unikał ludzi. Zmarł w szpitalu w wieku 87 lat. 

 

Jan Bończa-Szabłowski

05.12.2011