"Performer". Rozmowa z twórcami

Fot. Magda Chołyst/Wajda Studio
Maciej Sobieszczański i Łukasz Ronduda. Fot. Magda Chołyst/Wajda Studio

 

Pod koniec sierpnia zakończyły się zdjęcia do filmu „Performer” Macieja Sobieszczańskiego i Łukasza Rondudy. Rozmawialiśmy o filmie z reżyserami, a także z głównym bohaterem przedsięwzięcia – Oskarem Dawickim.

 

PISF: Dlaczego robicie film o artyście, o performerze – skąd potrzeba zrobienia takiego filmu?

 

Łukasz Ronduda: Wydawało nam się, że znaleźliśmy bardzo ciekawego bohatera. Świat, który tworzy wokół siebie jest bardzo oryginalny, bardzo też nieobecny w kinie. Weszliśmy w intensywną współpracę z bohaterem, razem towarzyszyliśmy jego życiu i we współpracy z nim stworzyliśmy ten projekt. Proces był bardzo zaawansowany, także on sam w końcu w nim zagrał – można powiedzieć siebie. Niemniej jednak ten bohater jest w filmie nową postacią, nowym bytem.

 

Czy mamy zatem do czynienia z filmem biograficznym?

 

Maciej Sobieszczański: Zdecydowanie to nie jest film biograficzny. Wychodzimy od autentycznej postaci i tworzymy absolutną fikcję na ten temat, korzystając z dobrodziejstwa tego, co Oskar Dawicki swoją twórczością, swoim temperamentem, swoim sposobem myślenia, wrażliwością, wyobraźnią wnosi w ogóle do świata, nie tylko do świata filmu. To jest nasz budulec, z którego tworzymy nową historię. Balansujemy na poziomie fikcji i rzeczywistości i ta fikcja z rzeczywistością się cały czas miesza.

Punktem wyjścia – prawdziwa emocja

ŁR: Powstają zupełnie nowe relacje między tą fikcją a rzeczywistością. Część postaci, część zjawisk w filmie ma swoje bardzo mocne odnośniki w rzeczywistości. Część jest zlepkiem wielu zjawisk rzeczywistych i wymyślonych, na przykład relacja pomiędzy Oskarem a jego mistrzem Zbigniewem Warpechowskim, pionierem sztuki performance na świecie, bardzo wybitnym artystą. U nas opowiadamy o tej relacji, tylko w zupełnie kreacyjny sposób.

Relacja mistrz – uczeń

MS: Staramy się zachować jakość tej relacji, ale opakowujemy to w zupełnie inną historię dramaturgiczną. Tutaj Warpechowski gra postać Mistrza, który towarzyszy Oskarowi od początku, od dzieciństwa. W rzeczywistości Warpechowski spotkał Oskara kiedy on był na studiach. Trudno to nazwać manipulacjami. My raczej korzystamy z tego, co jest głęboko ukryte w ich relacji.

Próba zdefiniowania artysty

MS: Istotą tego projektu było to, że Oskar zarówno jako artysta jak i człowiek zadaje to zasadnicze pytanie: co mnie określa? Szuka definicji swego „ja”. Kilka lat temu zrobił taki ciekawy projekt, w ramach którego pozował różnym ulicznym rysownikom w Europie. Potem wystawił te wszystkie rysunki w galerii. Innym razem wynajął detektywa, który go śledzi. Zabawa polegała na tym, że detektyw nie wiedział, że jest wynajęty przez Oskara, a Oskar nie wiedział, w którym momencie jest inwigilowany. Raporty detektywa również zostały zaprezentowane w galerii. To jest charakterystyczny rys jego twórczości. Nasz projekt ma ten sam aspekt, Oskar Dawicki pozwala nam robić o sobie film i otwiera się tak szeroko, jak to tylko możliwe na ten film. Nie ukrywa swoich emocji, nie ukrywa prawdy o sobie, nie ukrywa swoich słabych momentów, upadków, ale też momentów wielkich, wzlotów.

 

Wspólnie z Łukaszem Gorczycą napisał pan książkę poświęconą Oskarowi Dawickiemu. Na początku była książka i później się narodził pomysł na film? Czy też te rzeczy szły równolegle?

 

ŁR: Na początku była książka „W połowie puste”, później, już po książce narodził się pomysł filmu. Poszliśmy z Oskarem do Szkoły Wajdy, ale scenariusz, nad którym zaczęliśmy pracować z Maćkiem jest czymś zupełnie innym. Jest kolejnym, nowym projektem.

 

Czy nie boicie się, że ten film zostanie odebrany bardzo płytko? W scenariuszu pojawia się wiele komediowych elementów. Czy realizujecie komedię o świecie sztuki?

 

MS: Nie, absolutnie nie. Wydaje nam się, że te elementy komediowe nie są przypadkowe, one służą temu, żeby ta opowieść, która w gruncie rzeczy jest bardzo dramatyczna, bardzo poważna, mówiąca o najbardziej podstawowych rzeczach była też strawna, lekka. Zresztą w ten sam sposób zadaje pytania Dawicki. To, co mnie ujęło w tej postaci – strasznie poważne pytania zadaje w tak lekki, często zabawny sposób. To jest jego olbrzymia siła i my z tego także korzystamy. Tak właśnie pisaliśmy scenariusz – szukając tego, co jest poważne w tym, co jest zabawne i tego, co jest zabawne, w tym co jest strasznie poważne.

Pułapki, w którą wciskają sztukę muzea

ŁR: Też i krytyka świata sztuki pełna humoru jest związana z twórczością Dawickiego. Można na przykład czytając jego sztukę znaleźć tam wiele elementów, które w sposób humorystyczny ujawniają słabości tego świata sztuki. My siłą rzeczy musieliśmy używać tego języka, robiąc film o nim, ale on bez przerwy pyta też o istotę sztuki, tak jak jego poprzednicy i wciąż stara się ją uwalniać z różnych instytucjonalnych uwarunkowań. Bez przerwy krytykuje różne pułapki, w które instytucje, muzea, galerie starają się tą sztukę wcisnąć. Stąd jest u niego dużo ośmieszających ten świat sztuki elementów. On to robi w sposób pełen czaru i jest to tragikomiczne, ale chodzi o coś poważnego zawsze.

Przeżyć coś, czego nie przeżywało się wcześniej

MS: Otóż nie zapominajmy, że jest to przede wszystkim film. I ten film ma swoją historię, swojego bohatera, ten ma swoje przygody. Chcemy, żeby była to opowieść, która wytrzyma przez 90 minut, a widz w kinie nie będzie się nudził – dla nas to było najważniejsze. Oczywiście sztuka jest jednym z elementów naszego filmu, ale to nie jest główna materia, my nie chcemy robić filmu do muzeum. My chcemy robić film dla widza w kinie, takiego zwyczajnego, który chciałby zobaczyć ciekawą historię, zobaczyć coś, czego nie widział, przeżyć coś czego jeszcze nie przeżywał – taki jest nasz cel.

 

W scenariuszu „Performera” znalazł się fragment filmu „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy – dlaczego?

 

MS: To jest zabieg, który znalazł się nieprzypadkowo w naszym filmie. Nasz bohater jest trochę podobny do tego nieobecnego, nieistniejącego bohatera „Wszystko na sprzedaż”, którego wszyscy szukają. My też tego Dawickiego szukamy w naszym filmie na różne sposoby, staramy się go znaleźć. Odświeżałem sobie zupełnie przypadkiem „Wszystko na sprzedaż” i usłyszałem Elżbietę Czyżewską krzyczącą na człowieka, którego nie ma w łazience. Pomyślałem sobie, że to jest dokładnie ten tekst, dokładnie taka emocja i sytuacja, która mogłaby się zdarzyć pomiędzy naszymi bohaterami, pomiędzy Galerzystką, którą gra Agata Buzek, a Oskarem Dawickim. To był jakiś rodzaj cudownego zdarzenia, które się przypadkiem, ale szczęśliwie znalazło w naszym filmie. To jest jedyny cytat, my tutaj nie szarżujemy w żaden sposób cytatami z kina.

 

ŁR: Jeszcze chcieliśmy dodać, że takim punktem odniesienia dla nas, jeżeli chodzi o wyobrażenie sobie formy tego filmu, co możemy stwierdzić już po zdjęciach, to jest film „Zapaśnik”. Nasz bohater to taki poetycki zapaśnik. O to chodzi w sztuce performerskiej, że zawsze się używa swojego ciała do wykonywania własnej sztuki.

Oskar Dawicki o udziale w filmie „Performer”

W którym momencie postanowił pan oddać swoje życie i swoją sztukę w ręce dwóch reżyserów?

 

Nie wiem, czy był jeden taki dzień, o 16:30. To był długi i żmudny proces. Ilość decyzji i decyzji przeciwnych no to jest las. Nie pamiętam, jak to nastąpiło. Przygotowania, praca – to trwa już ponad dwa lata właściwie, więc tych podejść i pomysłów „jak to gryźć” było bardzo dużo. Zaczynaliśmy z Łukaszem, potem ja przesunąłem się na zupełnie inną pozycję, szczęśliwie wszedł Maciek w ten projekt. No i jakoś jesteśmy dzisiaj tu.

 

Zanim pojawił się film był pan bohaterem książki „W połowie puste”.

 

Rozmawialiśmy kiedyś z Łukaszem długo, ponieważ nie chcieliśmy robić klasycznego katalogu do wystawy. Chcieliśmy opowiedzieć jakoś inaczej o artyście i wymyśliliśmy, że czymś ekscytującym mogłaby być powieść. Oczywiście było to wielkie zadanie i gdyby nie upór Łukasza, oraz potem w projekt wszedł mój galerzysta, Łukasz Gorczyca, to by się nie udało. Jak widać panowie jednak mają zapał i są na tyle solidni, że doprowadzili rzeczy do końca i udało się taką powieść napisać.

 

Czy pracował pan wspólnie z reżyserami nad scenariuszem czy też zdał w pełni na ich pomysły?

 

Dla mnie jest to nowe doświadczenie, takiej zbiorowej kreatywnej pracy, gdzie zachodzi to na wielu poziomach i tak było też ze scenariuszem. Oni są jego autorami, ale ja się poczuwam do tego scenariusza też, bardzo mocno, jeżeli chodzi o poszczególne znaki. Na pewno jeżeli chodzi o zorkiestrowanie ich i ułożenie w odpowiednich proporcjach to jest ich zasługa, ale podpisuję się pod tym.

 

Gdzie w tym projekcie leży granica między byciem performerem a aktorem?

 

Nie wiem, to trudne pytanie. Ja nie oglądam tych dubli, raczej staram się polegać tylko na ich reakcji. Jeżeli widzę, że jest tam akceptacja. Zaufanie jest tutaj czymś niezbędnym od początku. Ja czekam na „stop” z ich strony i jestem w stanie już rozpoznawać, które „stop” oznacza koniec sceny, a które oznacza kolejnego dubla. Więc ufam im po prostu. Nie wiem, może jak zobaczymy ten efekt końcowy to wtedy sobie pozwolę na takie oceny, ale teraz ze środka tego cyklonu myślę, że trudno coś rozsądnego w gruncie rzeczy powiedzieć.

 

Jak wygląda pana współpraca z aktorami na planie?

 

No, bardzo mi pomagają. Nawet na takim poziomie niekoniecznie, że otrzymuję jakieś uwagi od nich, ale jakiejś takiej bazowej życzliwości, czy zrozumienia tego, że ja po prostu nie jestem aktorem i na niektóre rzeczy potrzebuję więcej czasu.

 

Czy będzie to zabawna historia?

 

Myślę, że ona nie będzie zabawna. Nawet się trochę obawiam, czy ona nie powinna być bardziej zabawna. Ma wszystkie elementy, dla których się chodzi do kina – jest miłość, śmierć. Wiadomo, że o banał nie jest trudno, ale stajemy na rzęsach, żeby go ominąć. Natomiast czy nam się to uda, no to można mieć nadzieję jedynie. Podobno film robi się trzy razy: jak się pisze scenariusz, jak się robi zdjęcia i potem, jak się go montuje. Więc jestem niezwykle ciekawy, co myśmy właściwie zrobili tam.

 

Będzie pan uczestniczył w procesie montażu?

 

Bardzo chętnie. Tak, tak, tak.

 

Co najtrudniejszego jest w pracy nad tym filmem?

 

Moje aktorskie zadania, ponieważ nie robiłem dotąd tego, a zwłaszcza granie z kimś. Jeśli są tam takie sceny, gdzie ja jestem sam, no to powiedzmy, że łatwiej mi to odnieść do moich doświadczeń performerskich, kiedy wychodzę, robię, mam zadanie. Natomiast kiedy jest tam już drugi żywy aktor, trzeba coś do siebie mówić i to tak, żeby ktoś trzeci uwierzył, że za tym są jakieś emocje. To było dla mnie trudne, ale ufam tutaj reżyserom, że to się jakoś udaje.

 

Jak zostanie pokazana na ekranie pańska relacja ze Zbigniewem Warpechowskim?

 

Myślę, że tak archetypicznie, po mistrzowsku, mistrz-uczeń, tak chcieliśmy to zrobić. I taka zresztą trochę jest. Wiadomo, że dla potrzeb filmu niektóre rzeczy są upraszczane, bo inaczej nie dałyby się opowiedzieć. Trzeba to skrócić. Ja jestem niezwykle szczęśliwy, że miałem okazję taką osobę spotkać i że ona jest.

 

Co jest najbardziej interesującego w tej pracy, co może zainteresować widza?

 

To, co od początku wydawało nam się atrakcją tego projektu to jest fakt, że jest to chyba po raz pierwszy w Polsce, w polskiej kinematografii filmowana rzeczywistość sztuki współczesnej. Do tej pory gdzieś tam były to scenki z wernisaży obrazów, na których są kwiaty. Podczas gdy u nas cała ta tkanka wizualna to mnóstwo cytatów i odniesień do konkretnych dzieł i twórców. Jednak nie wiem, czy to jest to, co przyciągnie lub mogłoby przyciągnąć masową publiczność.

 

Czy ogląda pan polskie filmy?

 

Raczej oszczędnie. Teraz siłą rzeczy jakoś próbowałem podglądać jak to robią inni. Natomiast nie sądzę, żebym miał jakieś mądre rzeczy na ten temat do powiedzenia oprócz, oczywiście, zwykłych uszczypliwości i krytycznych wycieczek, ale to chyba nic ciekawego.

Film współfinansowany przez PISF

„Performer” jest pierwszą polską pełnometrażową produkcją Wajda Studio. Film wpisuje się w misję Wajda Studio, która jest promowanie wyjątkowych, oryginalnych projektów poruszających współczesne tematy. Koproducentami projektu są Futro Film, Heliograf, Film Factory i Artocore. Film jest współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, Canal + i Art Stations Foundation. Patronat nad filmem objęło Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Polska premiera „Performera” jest planowana na lato 2013 roku.

 

Więcej o filmie:www.wajdastudio.pl oraz www.facebook.com/performerthemovie.

20.09.2012