Pokaz nagrodzonych „trzydziestek” za nami

Ewa Banaszkieiwcz i ekipa filmu Przyjdź do mnie

Ewa Banaszkieiwcz i ekipa filmu Przyjdź do mnie. Fot. Adrianna Kędzierska/SFP

 

Studio Munka pokazało 8 października, po raz pierwszy na pokazie pozafestiwalowym, trzy nagrodzone w Gdyni filmy z programu „30 minut”. Główną nagrodą uhonorowano tam „Ciemnego pokoju nie trzeba się bać” Jakuba Czekaja. Nagrodę Specjalną Jury otrzymał film „Hanoi-Warszawa” Katarzyny Klimkiewicz, a „Przyjdź do mnie” w reżyserii Ewy Banaszkiewicz Jury wyróżniło za rolę Olgi Serebyakovej. Wszystkie trzy filmy powstały w Studiu Munka.

 

Warszawskie Kino Kultura było pełne. Publiczność siedziała na schodach i dostawianych krzesłach. Większość widzów stanowili młodzi filmowcy: przyjaciele twórców, producenci i członkowie ekipy. Po seansach do rozmowy z publicznością zaproszeni zostali reżyserzy.

 

Zwycięzca Konkursu Młodego Kina w Gdyni, Jakub Czekaj mówił o roli punktu widzenia w narracji filmowej: – Nie chcieliśmy, żeby kamera była wszędzie. Początkowo miała być niewidoczna, ustawiona w typowy sposób. Ale scenografowie podsunęli mi pomysł, żeby pokazać akcję dziejąca się w domu z zewnątrz, przez okna. Dzięki temu czujemy napięcie, bo mamy wrażenie, że ktoś nieznany ciągle obserwuje bohaterów.


Film Jakuba „Ciemnego pokoju nie trzeba się bać” pokazuje rodzinę strażnika wiezienia widzianą oczami jego jedenastoletniej córki. Napięcie w pracy, jakie odczuwa ojciec wpływa coraz bardziej na wszystkich domowników. – Zdecydowałem się na punkt widzenia dziewczynki. Młoda aktorka była bardzo profesjonalna, nie mieliśmy problemów z dublami, bo bardzo ułatwiło pracę. Jestem bardzo zadowolony z nagrody w Gdyni – dodał. – Teraz kończę pierwszy montaż kolejnego filmu.


Historia opowiedziana w „Hanoi – Warszawa” jest zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. – Początkowo chciałam zrobić dokument o uchodźcach z Wietnamu, którzy mieszkają w naszej stolicy. Jednak żaden z nich nie chciał pokazać twarzy, bo wszyscy są tu nielegalnie. Mój film jest jednak oparty na ich zwierzeniach – mówiła Katarzyna Klimkiewicz. – Najważniejsze dla mnie było pokazanie, że ci ludzie są gdzieś w kadrze – widz o tym wie, ale ich nie widzi. Podobnie my na co dzień ich nie dostrzegamy, nie są dla nas ważni. To dziwne, bo przecież jeszcze niedawno sami szukaliśmy na Zachodzie lepszego życia…

– Żeby to wszystko było wiarygodnie opowiedziane, bardzo pracowałam nad scenariuszem. Storyboard był dokładny, choć oczywiście powstało też kilka spontanicznych ujęć, nie wiem, czy nie najlepszych w całym filmie. Sporo czasu spędziłam też z aktorami naturszczykami jeszcze przed zdjęciami, żeby na planie czuli się swobodnie – podkreślała reżyserka.

 

Praca z aktorami amatorami, w dodatku słabo mówiącymi po polsku, była też podstawą pracy nad trzecim pokazanym w czwartek filmem, „Przyjdź do mnie” w reżyserii Ewy Banaszkiewicz. Jest to historia młodej Polki z Białorusi, która przyjeżdża do chłopaka w Warszawie. – Casting przeprowadzony był bardzo dokładnie. Szukaliśmy odtwórców głównych ról w nietypowych miejscach, jak bary z kebabami. Kiedy mieliśmy obsadę, kolejny tydzień trwały same próby – opowiadała Ewa Banaszkiewicz.

– Budżet filmu nie był duży, wybrałam więc technikę video: tańszą i dającą możliwość bliższego kontaktu z widzem. Obraz jest co prawda trochę „brudny”, ale za to ruchoma kamera operowana z ręki jest ciągle blisko dwójki bohaterów, nie stwarza dystansu.


Program „30 minut”, którego filmu pokazano w Kulturze, jest wspólną inicjatywą Studia Munka, Szkoły Andrzeja Wajdy, TVP i PISF. Jego celem jest umożliwienie młodym filmowcom po szkole nakręcenie półgodzinnego filmu fabularnego przed profesjonalnym debiutem i ułatwienie im wypowiedzi na współczesne, ważne tematy.

 

 

09.10.2009