Polskie dokumenty na Erze

Dziś kończą się pokazy jednej z konkursowych sekcji 10. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty we Wrocławiu, prezentującej najciekawsze polskie krótkometrażowe filmy dokumentalne z ostatniego roku i pokazy premierowe. Są to etiudy szkolne i profesjonalne dokumenty.

Publiczność miała między innymi okazję zobaczyć najnowszy film Agnieszki Smoczyńskiej „Viva Maria”, będący dokumentem o śpiewaczce operowej Marii Fołtyn. Reżyserka wraca tu niejako do tematu opery, po głośnej fabule „Aria Diva” z Katarzyną Figurą w roli głównej. Ciekawymi dokumentami o tematyce społecznej są „Poza zasięgiem” Jakuba Stożka i „Miodowy miesiąc” Grzegorza Krawca, nagrodzony niedawno na przeglądzie Filmówki „Łodzią po Wiśle”. Wiele filmów, szczególnie tych szkolnych, koncentruje się na temacie rytmu życia ludzi na wsi i prowincji. O tym opowiadają „Czwarty człowiek” Krzysztofa Kasiora, „Pomału” Tomasza Wolskiego, „Ptaki nieloty” Michała Dawidowicza i „Oj Boże, drogi Boże” Julii Popławskiej.

Podczas dzisiejszych, ostatnich już projekcji, pokazane zostały prawie same filmy nowe, wyprodukowane w tym roku i najczęściej nieprezentowane wcześniej szerszej publiczności na dużych festiwalach w Polsce. Bardzo poruszającym dokumentem jest „Przyrzeczona” Lesława Dobruckiego. Historia młodej Turczynki, która w wieku 13 lat zostaje wysłana do Niemiec i po ślubie jest maltretowana przez męża, miała swoją międzynarodową premierę w podczas zakończonego niedawno festiwalu w Karlowych Warach. Nasza rozmowa z reżyserem poniżej.

„Smolarze” to kameralna opowieść o starych ludziach: Marku i Janinie, którzy każdego lata pracują w Bieszczadach jako wypalacze węgla drzewnego.

– Najbardziej wzruszyły mnie ich bliskie relacje – mówił reżyser Piotr Złotorowicz podczas spotkania z publicznością. – Szanują nie tylko siebie, ale i otoczenie: przyrodę, zwierzęta. W ich życiu panuje cudowna prostota: w ogóle się nie unoszą, nie denerwują. Ale na co dzień nie stykają się też z tak liczną grupą ludzi, jak epika filmowa. Potrzebowaliśmy czterech dni, żeby zaczęli zachowywać się swobodnie przed kamerą.

Publiczności bardzo podobał się też film Leszka Dawida, który kończy właśnie debiut fabularny „Ki”. „W drodze” to zapis jego rozmów z autostopowiczami, których zabierał w trasę jeżdżąc po Polsce.

– Droga pociąga chyba każdego – tłumaczył reżyser. – Sam jeździłem kiedyś „na stopa”. Potem brałem innych. Tak narodził się pomysł na film. Chcieliśmy spotkać ludzi, którzy mają do opowiedzenia kawałek swojego życia, jakąś historię. Nie ukrywaliśmy kamery – nie planowaliśmy bez wiedzy bohaterów rejestrować ich intymnych opowieści. Część byłaby interesującymi tematami innych filmów, ale nie takie było założenie. Chciałem, żeby film był balladą. Bardzo pomogła mi w tym muzyka Bartka Straburzyńskiego.

– Mieliśmy 40 dni zdjęć w drodze, ale kręconych na przestrzeni ponad pół roku. Chodziło o pokazanie różnych pór roku. Leszek zebrał naprawdę dużo materiału, aż 160 godzin – z dwóch kamer – dodała producentka Anna Machnicka.

 

 

Nie było mowy o pokazaniu twarzy
Rozmowa z Lesławem Dobruckim, reżyserem filmu „Przyrzeczona”.

Lesław Dobrucki

 

PISF: Tematem filmu „Przyrzeczona” jest przemoc wobec kobiet – tabu w tureckim społeczeństwie. W jaki sposób dotarłeś do bohaterki? Czy nie bała się dokumentu na swój temat?

Lesław Dobrucki: Bohaterki szukałem długo, bo niewiele takich kobiet zgadza się na opowiedzenie o sobie przed kamerą. Korespondowałem z kilkoma osobami, które zajmują tym problemem w Niemczech. Prawie wszystkie pochodzą z krajów muzułmańskich, więc mają bezpośrednią wiedzę na ten temat. Podobała im się idea filmu, ale nie znały mnie, więc nie chciały mi podać żadnego kontaktu i wziąć tym samym odpowiedzialności za czyjeś bezpieczeństwo. Same żyją pod ochroną policji, ich adresy znają tylko zaufane osoby.

Udało mi się w końcu znaleźć bohaterkę w jednym z centrów pomocy dla kobiet – ofiar przemocy. Nie było jednak mowy o pokazaniu jej twarzy. Użyliśmy tylko głosu, a na ekranie pokazaliśmy inną osobę.

Film miał swoją międzynarodową premierę w Karlowych Warach, ale były już też pokazy w Polce. Czy publiczność reaguje tak samo?

To jest prawdziwa historia, opowiadana przez bohaterkę. Niesie uniwersalne przesłanie o tym, że zawsze warto walczyć o swój los, nawet jeśli wydaje się, że nie mamy szans. Myślę że jako Polacy i Czesi, jesteśmy podobni również przez to, że mamy wspólną przeszłość. W obu krajach istnieje pewna wrażliwość na kwestie wolności obywatelskich i widzę, że mój film porusza publiczność, jest żywo przyjmowany. Dobrze, że jest tylu ludzi, którzy patrzą na świat idealiztycznie i obchodzi ich los innych.

Przedpremierowy pokaz filmu odbył się z resztą na festiwalu Watch Docs w Warszawie i towarzyszyła mu zażarta dyskusja. Przedmiotem sporu były problemy ideologiczne. Na przykład niektórzy twierdzili, że poruszanie tego tematu przez osobę z innej kultury ma znamiona rasizmu. Odebrałem to jako niepotrzebną poprawność polityczną, byłem zaskoczony tym absurdalnym zarzutem.

„Przyrzeczona” powstała w ramach programu „Jerozolima-Warszawa-Kolonia”, realizowanego w Polsce przez Szkołę Wajdy. Jak wygląda taka międzynarodowa współpraca?

Uczestnikami programu byli absolwenci i studenci szkół filmowych, właśnie z tych trzech miast. Dwóch reżyserów z każdego kraju realizowało film o partnerskich miastach. Ja pojechałem do Kolonii.

Program składał się z tygodniowych warsztatów w każdym z miast, gdzie pod okiem tutorów rozwijane były projekty. Towarzyszyły im bardzo ciekawe wykłady, między innymi Volkera Schloendorffa i Marcela Łozińskiego. Można było zaobserwować jak różne podejście do tego samego tematu mają nasi rówieśnicy z tamtych krajów.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

29.07.2010