Dokumenty w Karlowych Warach

Jagoda Szelc
Jagoda Szelc. Fot. Mariusz Trzciński

 

4 i 5 lipca podczas 47. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach odbyły się konkursowe pokazy dwóch polskich filmów dokumentalnych współfinansowanych przez PISF. Widzowie festiwalu mogli zobaczyć  „Pomorskie iluzje” („Polish Illusions”) Jacoba Dammasa oraz krótki metraż „Kichot” Jagody Szelc. Po projekcjach odbyły się spotkania z twórcami.

Udział w filmie rodzajem psychoterapii

Widzowie pytali Jacoba Dammasa, reżysera „Pomorskich iluzji” m.in. o początki opowiedzianej w dokumencie historii. – Szukaliśmy czegoś, co łączyłoby Danię i Polskę, eksplorowaliśmy Pomorze i tak znaleźliśmy Darłowo, Pilota i Magika – mówił Dammas dodając, iż zdjęcia do filmu trwały trzy lata. Reżyser opowiadał również, jak namówił swoich bohaterów do zagrania w filmie, wspomnając, że udział w filmie był dla jednego z nich rodzajem psychoterapii. – Wybór Mike’a też nie był przypadkowy, on chciał jak najdalej uciec z Darłowa i udało mu się to – podkreślał producent filmu Helge Renner.

Prawdziwe historie

Reżyser, pytany o to, czy realizował dokument inscenizowany wyjaśniał: – Mieliśmy raczej coś w rodzaju listy zakupów. Amerykanin ma znaleźć żonę. Magik dać show i odnaleźć zaginionego w USA brata. Trudniej było połączyć te historie. Ale wszystkie one są oczywiście prawdziwe. Jacob Dammas pytany o to, czy film widzieli już bohaterowie odpowiadał: – Jeszcze nie widzieli. Organizujemy im za dwa tygodnie specjalny pokaz w Darłowie.

 

Film Jacoba Dammasa prezentowany był wcześniej podczas 19. festiwalu Hot Docs w Kanadzie w sek­cji World Show­case. Film został zrealizowany w koproduk­cji polsko-niemiecko-duńskiej, przy wsparciu PISF i Polsko-Niemieckiego Funduszu Co-Developmentowego oraz Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego „Pomerania Film”.

„Kichot” – film o artyście

– To film o moim przyjacielu, znamy się długo, zanim miał żonę i dzieci. Jest artystą, w naszym środowisku miał przezwisko Don Kichot. Ale w tytule filmu nie chciał być arystokratycznie tytułowany Don, więc zostawiłam tylko Kichot – mówiła Jagoda Szelc, przedstawiając widzom w Karlowych Warach bohatera swojego filmu.

 

Reżyserka pytana o to, dlaczego zdecydowała się na realizację filmu o artyście odparła: – Muszę się nauczyć opowiadać o czym jest ten film na poziomie metafizycznym. O tym, co to jest wolność artystyczna. Życie artysty to bycie niewolnikiem swojej natury. Ale jedyną gratyfikacją za zrobienie tego filmu, jest to, że stoję tu dziś przed wami.

Jak filmować rodzinę z problemami?

Publiczność chciała również wiedzieć, czy filmowanie rodziny Kichota stanowiło dla niej trudność. – My filmowcy musimy pokazywać prawdę. Czy on był złym ojcem? Nie wiem. Ale wiem, że chciał zobaczyć na ekranie jak funkcjonuje jego rodzina. Dzieci są brudne, ale szczęśliwe (…). Po latach zobaczymy, jacy z tych dzieci wyrosną ludzie. Pytaniem jest to, czy chcemy mieć w filmie prostą prawdę, czy może chcemy pokazać coś, co nauczy nas wszystkich większej tolerancji.

Film dokumentalny, a nie reportaż interwencyjny

Jagoda Szelc opowiedziała także o interwencji opieki społecznej w życie swoich bohaterów: – Tak, mają już ich nadzór. Zmuszają ich do czystości. Ale to na długo nie starcza. Nikt nie chce im dzieci odebrać, bo dzieci są śmiałe, otwarte, szczęśliwe, ale brudne. Jak definiujemy szczęście? Nie chciałam, żeby mój film przyjął formę reportażu interwencyjnego. Jestem daleka od tego żeby wytyczać granice normalności (…). Ten ojciec jest opiekuńczy i daje dzieciom wiele swobody. Nigdy nie krzyczy, zwraca się do nich czule. To nie jest łatwy dokument, ale nikt nie powinien robić łatwych filmów. Ja na pewno nie.

 

Zwycięzców Konkursu Dokumentalnego 47. MFF w Karlowych Warach poznamy 7 lipca.

 

Maria Łętowska, Karlowe Wary
Marta Sikorska

06.07.2012