Premiera „Crulica” w Locarno

crulic

 

7 sierpnia na 64. Festiwalu w Locarno odbędzie się światowa premiera rumuńsko-polskiej koprodukcji „Crulic – droga na drugą stronę”. Film w reżyserii Anci Damian został zaproszony do Konkursu Głównego.

 

Film jest połączeniem animacji, dokumentu i elementów fikcji. Jego fabuła została oparta na autentycznych wydarzeniach z lat 2007-2008, kiedy rumuński więzień Claudiu Crulic zmarł w wyniku czteromiesięcznej głodówki w krakowskim areszcie. Oskarżony o kradzież mężczyzna protestował przeciwko wątpliwym jego zdaniem przesłankom jego zatrzymania i próbując zwrócić uwagę na swoją krzywdę rozpoczął strajk głodowy, który doprowadził go do śmierci. Twórcy filmu deklarują jednak, że przypomnienie bulwersującej historii z pierwszych stron gazet stanowiło dla nich jedynie punkt wyjścia.

 

Polskim koproducentem filmu jest Fundacja im. Ferdynanda Magellana, a jego polskim producentem – Arkadiusz Wojnarowski. „Crulic – droga na drugą stronę” jest współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej oraz Regionalny Fundusz Filmowy w Krakowie. Postprodukcja dźwięku została wykonana w Alvernia Studios.

 

Szukałem projektów zwiaznych z Polską

Rozmowa z polskim producentem filmu Arkadiuszem Wojnarowskim.

 

PISF: Historia Claudiu Crulica nie jest powszechnie znana. Kto trafił na jej trop?

 

Arkadiusz Wojnarowski: Na pomysł aby ta autentyczna tragedia stała się kanwą filmu wpadła reżyserka Anca Damian. W Rumunii była to bardzo głośna sprawa.

 

Sprawę Claudiu znałem z naszych mediów. Kilka miesięcy po jego śmierci byłem w na festiwalu w Cottbus, gdzie brałem udział w spotkaniach koprodukcyjnych. Szukałem wartościowych projektów związanych z Polską. Tematyka więzienno-sądowa była mi znana, z racji prawniczego wykształcenia. Poruszany problem odpowiadał celom statutowym mojej fundacji. Otrzymałem od reżyserki 11 stron zbitego tekstu, który udało się przeobrazić w scenariusz fabularyzowanego dokumentu.

 

Co zdecydowało o tym, że opowiedzieliście tę historię w niekonwencjonalnej formie – łączącej film animowany z dokumentem i elementami fikcji?

 

Planowaliśmy wyprodukować pełnometrażowy fabularyzowany dokument. Wtedy pojawił się „Głód” Steve’a McQueena. Przedstawiał strajk głodowy w dosyć podobny sposób, w jaki zamierzała przedstawić to nasza reżyserka. Zaproponowała więc wprowadzenie częściowej animacji, aby odróżnić film od wspomnianej produkcji. Znałem filmy takie jak „Persepolis” i „Walc z Baszirem”, więc przekonałem się do tego pomysłu. Po połączeniu animacji z wykonanymi między innymi w areszcie śledczym materiałami filmowymi, okazało się, że zdjęcia fabularne też trzeba częściowo pokryć animacją. W nią wkomponowane zostały także oryginalne relacje telewizyjne i fotografie. W filmie wykorzystujemy różne techniki animacji i ma ona także różnorodny charakter, w większości jest wykonywana ręcznie.

 

Jak powiedziałaś, film zawiera także elementy fikcyjne, na przykład komentarz Claudiu Crulica, mówiony jakby zza grobu. W polskiej wersji językowej głos podkłada mu Maciej Stuhr.

 

Muszę jeszcze wspomnieć o bardzo oryginalnej i pięknej muzyce, którą napisał do filmu Piotr Dziubek. Mam nadzieję teraz ten kompozytor zostanie dostrzeżony przez środowisko filmowe.

 

Kiedy będziemy mogli zobaczyć film w Polsce?

 

Trwają rozmowy z dystrybutorem. Z pokazami publicznymi musimy się wstrzymać ze względu na regulamin Festiwalu w Locarno. Po Festiwalu zaczniemy przygotowywać polską premierę filmu, która odbędzie się prawdopodobnie na jednym z najważniejszych polskich festiwali. Zdradzę, że premierę planujemy oczywiście w Krakowie i w moim rodzinnym Wrocławiu.

 

Potem przyjdzie czas na dystrybucje w Sieci Kin Studyjnych, telewizji, VOD i DVD. Z koproducentem, Krakowskim Biurem Festiwalowym, planujemy zorganizowanie większej kampanii społecznej dotyczącej polskiego systemu sądownictwa i więziennictwa, co – mam nadzieję – zwróci uwagę na sam film.

 

Twoje życie łączy się z filmem, ale w dość nietypowy sposób: zaczynałeś jako aktor dziecięcy. Co sprawiło, że zająłeś się produkcją?

 

Grywałem głównie w serialach dla dzieci i młodzieży, takich jak „Dzieci z Doliny Młynów” i „Janka”. Nasiąknąłem więc życiem na planach, pracą w plenerach, studiach dźwiękowych i tak dalej. Bywało, że mieliśmy prywatnych nauczycieli, a koleżanki prowadziły mi zeszyty, gdyż miesiącami zarywałem szkołę. Więc nie przesadzę jak powiem, że wychowałem się na planie filmowym.

 

Potem przyszedł kryzys początku lat 90-tych, a ja właśnie wtedy decydowałem o swoim życiu. Wybrałem prawo na niemieckiej uczelni. Ale kiedy zacząłem mieć kontakt zawodowy ze środowiskiem i zawodem prawniczym, czułem że nie robię tego, co powinienem. Zapalnikiem był poważny konflikt z korporacjami prawniczymi. Wszystko to zraziło mnie do zawodu, którego uczyłem się przez 10 lat. Zacząłem myśleć o powrocie do filmu. Będąc trzydziestoletnim facetem po przejściach nie wyobrażałem sobie biegania po castingach, choć parę mi się zdarzyło. Postanowiłem połączyć prawo z filmem i wyszło mi, że powinienem się zająć produkcją. Chciałem być profesjonalistą, więc skończyłem podyplomowo łódzką filmówkę, a w Paryżu uzyskałem na sorbońskim Wydziale audiowizualnym certyfikat producencki. Ukończyłem dodatkowo kilkanaście polskich i zagranicznych kursów scenopisarskich i producenckich. Teraz czuję, że dojrzałem w końcu do wykonywania tego moim zdaniem jednego z najtrudniejszych zawodów, bo łączącego w sobie konieczność znajomości sztuki filmowej, finansów, prawa, marketingu i wielu innych dziedzin.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

25.07.2011