Premiera "Mundial. Gra o wszystko"

Fot. Paulina Bez
Twórcy filmu. Fot. Paulina Bez

 

30 sierpnia 2012 w kinie Neptun w Gdańsku w ramach 4. edycji festiwalu Solidarity of Arts, odbyła się uroczysta premiera filmu „Mundial. Gra o wszystko” w reżyserii Michała Bielawskiego. Film był współfinansowany przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Uroczysta premiera w kinie Neptun

W uroczystej premierze filmu wzięli udział twórcy filmu: reżyser Michał Bielawski, producenci Łukasz Borzęcki i Michał Chaciński, montażysta Grzegorz Mazur, autor muzyki Antoni Komasa Łazarkiewicz, dźwiękowiec Damian Kostrzewa, autor zdjęć Tomasz Suski, odpowiedzialny za cyfrową obróbkę zdjęć Aleksander Dembowski oraz bohaterowie filmu: Antoni Piechniczek, Stefan Majewski, Wojciech Borowik, Jarosław Maciej Goliszewski, Józef Przybylski, Dariusz Szpakowski, Pascal Rossi-Grześkowiak i Tomasz Wołek. Udział w pokazie wzięła również Agnieszka Odorowicz – dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który współfinansował film i jest współorganizatorem festiwalu Solidarity of Arts.

Dokumentalna opowieść o sporcie i polityce

„Mundial. Gra o wszystko” to dokumentalna opowieść o sporcie i polityce w okolicznościach nadzwyczajnych. Grę polskich piłkarzy, którzy biorą udział w Mistrzostwach Świata w 1982 roku w Hiszpanii, śledzą internowani działacze zdelegalizowanej „Solidarności”, dziennikarze sportowi i cenzorzy, wycinający z telewizyjnych transmisji wszelkie przejawy istnienia opozycji. Występ w Hiszpanii poznajemy też z perspektywy zawodników, usiłujących sprostać nie tylko swoim ambicjom, ale też unieść ciężar oczekiwań kibiców i reżimowej propagandy.

 

Film został oparty na materiałach archiwalnych Telewizji Polskiej, Kroniki Filmowej, materiałach FIFA, animowanych fotografii z hiszpańskich boisk i obozu dla internowanych. Jest niezwykłą, wielogłosową relacją zbudowaną z wywiadów z zawodnikami reprezentacji Polski, opozycjonistami internowanymi w Białołęce i znanymi komentatorami sportowymi.

Debiut Michała Bielawskiego

Reżyserem filmu i autorem scenariusza jest Michał Bielawski. Dokument „Mundial. Gra o wszystko” jest jego debiutem reżyserskim. Producentem filmu jest Unlimited Film Operations. Koproducentami filmu są: Telewizja Polska, Canal+, Europejskie Centrum Solidarności, Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Obraz był współfinansowany przez PISF – Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Dokument ze wsparciem PISF

– To niebanalny film, pokazujący coś, co dla jednych jest wspomnieniem, a dla drugich edukacją na temat tamtych czasów. (…) W imieniu Rady Artystycznej festiwalu chciałbym podziękować szczególnie za wsparcie Agnieszce Odorowicz – dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Dziękujemy PISF nie tylko za wkład w festiwal, ale przede wszystkim za przekazanie środków finansowych na ten film. Świadczy to o tym, że PISF nie zapomina o ważnym dla kinematografii gatunku, jakim jest dokument, który oglądamy coraz częściej na festiwalach, a kiedyś był on przecież podstawą polskiej szkoły filmowej – mówił Krzysztof Materna, dyrektor artystyczny festiwalu Solidarity of Arts.

 

– Gatunek filmowy, jakim jest dokument przeżywa teraz renesans, ale w dalszym ciągu jest go za mało w kinach. Dziękujemy więc bardzo za wsparcie Pani Agnieszce Odorowicz i merytoryczną, produkcyjna i finansowa pomoc Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – mówił producent Łukasz Borzęcki.

Historia Polski i futbolu

– Trudno sobie wyobrazić miasto i lepszy festiwal dla premiery tego filmu. (…) Od początku, kiedy zaczęliśmy pracę nad tym dokumentem, myśleliśmy, że jest on opowieścią o ludziach, (…) bez których trudno sobie wyobrazić współczesną historię Polski i historię polskiego futbolu. Bez tego, co dokonali nie byłoby prawdopodobnie tego filmu – mówił reżyser Michał Bielawski.

 

Paulina Bez

 

Rozmawiamy z Michałem Bielawskim, reżyserem filmu „Mundial. Gra o wszystko”.

 

PISF: Co zadecydowało o wyborze takiego tematu na twój debiut?

 

Michał Bielawski: Zadecydowały emocje, bo wydawało mi się, że mistrzostwa w Hiszpanii to były te najbardziej emocjonujące. Było to najbardziej emocjonujące wydarzenie mojego dzieciństwa. Z tego powodu zacząłem w pewnym momencie trenować piłkę nożną, z tego powodu chciałem być Bońkiem. To właśnie z kolejną emocją, z pewnym zdziwieniem, zdumieniem wiąże też ta emocja się, bo gdy 30 lat po mundialu miałam okazję czytać dzienniki internowanego w zbiorach w Białołęce to dotarło do mnie, że ten zachwyt, który utrwalił się i wiązał z 82 rokiem, z mundialem w Hiszpanii, jest niepełny, albo wymaga uzupełnienia, że temu zachwytowi towarzyszy też jakaś inna zupełnie linia, czyli nagłe uświadomienie sobie, że przecież wtedy byli ludzie, którzy byli internowani i w Polsce trwał stan wojenny. To miało wpływ na tę decyzję.

 

Fascynacja z dzieciństwa.

 

Szukam rzeczy, które są gdzieś tam blisko nas i to wydawało mi się szczególnie blisko nigdy niezamkniętej historii, tej właśnie piłkarskiej, tej fascynacji tą drużyną. Nie wiem, czy chłopięcej, w każdym razie gdzieś tam z dzieciństwa, z którą się już dawno pożegnałem. Ale to jest tak jak wyciąganie dawno temu sklejonego samolotu spod łóżka, wyciąga się go i widzi, że on wygląda inaczej, niż się zapamiętało. Wydawało mi się, że spojrzenie właśnie na te mistrzostwa na nowo będzie niesamowitą przygodą.

 

Bardzo ciekawe jest dodanie do tematu mistrzostw wątku Białołęki i internowań – to mogło zwyczajnie umknąć wtedy, w tamtych czasach. W interesujący sposób odkrywasz ten moment w historii Polski, zwłaszcza dla młodego pokolenia.


Ta historia po prostu domaga się opowiedzenia. Wydaje mi się, że jeśli w Polsce w tym czasie po 13 grudnia zostało internowanych blisko 10 tysięcy ludzi i gdzieś w czerwcu było ich jeszcze przynajmniej między 4 a 5 tysięcy to jest  bardzo duża grupa ludzi, którzy siedzą za karę za politykę, za poglądy, no to jest coś trochę strasznego. Kiedy z kolei okazało się, że ten mundial był dla nich ważny, to było wiadomo, że to jest historia, którą trzeba opowiadać. Odkrywanie tego wydawało mi się ważne. Gdyby to było tak, że miałbym opowiadać tylko historię mundialu to nie wiem, czy bym chciał to zrobić.

Wejść w środek epoki

Wydawało mi się, że dzięki przyjrzeniu się historii internowanych tak naprawdę jest szansa na to żeby wejść w środek jakiejś epoki, bo ci internowani, tak trochę ich widzę, są takimi bohaterami, którzy są w pewnym sensie przedstawicielami całego społeczeństwa. Oni są tym społeczeństwem „pod butem”, więc dlatego trzeba opowiedzieć tę historię i mam nadzieję, że wychodzi z tego, że to jest nie tylko historia tych internowanych, ale w ogóle Polaków w tym czasie.

 

Jak udało ci się namówić do udziału w filmie piłkarzy i tych, którzy w tym samym czasie byli internowani?

 

Mówiłem im właśnie o tym, jaki mam pomysł. Wcale nie było łatwo namówić piłkarzy! Rozmowa o przeszłości, szczególnie z niektórymi piłkarzami nie jest prosta. Często musiałem tłumaczyć się z intencji i budować zaufanie, bo są być może przyzwyczajeni, że inaczej się z nimi obchodzą dziennikarze. Dla przykładu – prezes Lato, kiedy ze mną rozmawiał nigdy nie zwracał się do mnie inaczej niż „panie redaktorze”, co jest znamienne. Jak jest kamera to jest świat po drugiej stronie kamery i kojarzy się z czymś innym niż film dokumentalny.

 

Inne spojrzenie.

 

Natomiast namawianie byłych internowanych to nie był problem. To z resztą bardzo mnie nakręcało, bo spowodowało, że to w dobrym kierunku idzie, to znaczyło, że takie osoby jak na przykład Maciej Goliszewski albo Jan Lityński chciały wziąć udział, bo widziały w tym sens. Dostrzegli, że to jest inne spojrzenie, niemartyrologiczne. Takie spojrzenie, które pozwala mówić nie tylko o tym, że dostali łomot, ale też o tym, że pędzili bimber.

 

Część historii opowiadasz za pomocą animacji.

 

To się wzięło z tego, że wydawało mi się, że ta historia potrzebuje takiego trochę spuszczenia ciśnienia. Żeby nie było to takie ponure. Nie wiem czy zwróciłaś na to uwagę, ale tam bardzo często poza oglądaniem mundialu to najważniejsze wydarzenia, których się nie dało inaczej udokumentować, bo nie było nikogo z aparatem, są opowiedziane właśnie rysunkami. To dlatego, że nie ma wypełnienia, nie ma archiwów, materiałów, ale też dlatego, żeby nie kreować, nie robić inscenizacji. Początkowo mój zamiar był taki, żeby to były inscenizacje, a potem z jakichś powodów okazało się, że nie da się tego zrobić i ja się z tego cieszę.

 

Spotkałam się też z interpretacją, że ta animacja to pokazanie twoich bohaterów bliżej naszych czasów, że nie są oni tylko wesołymi panami z wąsem, śmiesznie ubranymi.

 

Tak trochę jest, cieszę się z takiego odbioru. Ta komiksowość tak się trochę przekłada. To jest bliżej nas, no bo w końcu dzisiaj to robię. Chodziło o to, żeby to było jak najbardziej nowoczesne, współczesne.

 

Muszę cię zapytać o odbiór filmu. Premiera jest w szczególnym miejscu, na wyjątkowym festiwalu. Bardzo ciekawie widzowie reagowali podczas projekcji, na przykład bili brawo, kiedy padł pierwszy gol w meczu Polska – Peru, który tak wiele zmienił dla nas w tych mistrzostwach.

 

Z zadowoleniem muszę przyznać, że byłem zdziwiony, że tak dużo jest śmiechu. Tak naprawdę ja ten film widziałem 30 razy już i nie wiem, kiedy to jest śmieszne. Ale te pierwsze moje wybory były istotne i bardzo znaczące. One miały wpływ na to, co nam się wtedy, gdy dokonywaliśmy tych wyborów, wydawało śmieszne, np. sceny gimnastyki dla telewidzów. Bardzo się cieszę, że bohaterowie filmu przyszli na premierę. Miałem okazję rozmawiać z Antonim Piechniczkiem dosyć długo, powiedzieć mu o tym na przykład, że chciałem być Bońkiem, że długo trenowałem piłkę. Okazało się, że zna mojego trenera Rudolfa Kaperę, bo to jest też Ślązak. To jest coś przyjemnego.

 

W filmie są również dziennikarze, którzy wtedy zaczynali karierę, a dziś są wielkimi znawcami sportu.

 

Ich udział to wielka zasługa i pomoc Tomasza Wołka, który bardzo szybko zrozumiał, o co chodzi i bardzo mi pomógł, bo co innego zmuszać kogoś, żeby powiedział to, co chcielibyśmy usłyszeć, a co innego to od niego dostać. Tu jeśli chodzi o stronę formalną Tomasz Wołek był fenomenalnym rozmówcą. Miał intuicję dziennikarską, tak wybiegającą w przód, że wiedział, co mi się przyda na montażu. Tłumaczyłem mu, co mi się wydaje interesujące i on te problemy znajdywał od razu.

 

Z Michałem Bielawskim rozmawiała Marta Sikorska

31.08.2012