Prowincjonalia - Zjazd przyjaciół

Przedstawiamy nominowanych do 5. Nagród PISF – rozmawiamy z osobami tworzącymi wydarzenia nominowane w kategorii Krajowe wydarzenie filmowe: 18. Ogólnopolski Festiwal Sztuki Filmowej „Prowincjonalia”, 38. Ińskie Lato Filmowe i Polskę Światłoczułą. Uroczysta gala wręczenia Nagród PISF tegorocznym laureatom odbędzie się 9 maja 2012, podczas 37. Gdynia Film Festival.

Zjazd przyjaciół


Rozmowa z Rafałem Góreckim, twórcą i dyrektorem Festiwalu „Prowincjonalia”.

 

PISF: W przyszłym roku „Prowincjonaliom” stuknie dwudziestka, a tobie ciągle udaje się utrzymać ten sam klimat zjazdu przyjaciół, dość wyjątkowy. Powiedz szczerze, jak to robisz.

Rafał Górecki: Coś w tym chyba rzeczywiście jest. Myślę, że zarówno twórcy filmów jak i pozostali uczestnicy festiwalu podobnie rozumieją potrzebę spotkania z drugim człowiekiem. Tutaj nie ma wielkich mediów, paparazzi, ochroniarzy i całego tego zamieszania charakterystycznego dla dużych festiwali. Ludzie czekają na to spotkanie cały rok, dlatego dość szybko zdejmują maski i otwierają się przed sobą. Po jednej z dyskusji z widzami zapytałem Jerzego Stuhra, „Panie Jerzy i jak?” Wie pan, ja lubię jak mnie tak trochę szczypią, jak się ze mną trochę boksują, bo to jest bardziej szczere, bliższe prawdy. Zmusza też człowieka do walki z własnymi słabościami, z lenistwem intelektualnym, z pychą… To jest bardzo cenne.

 

Nie bez znaczenia jest też kameralny charakter miejsca w którym festiwal się odbywa. Spotykamy się ze sobą może dwadzieścia, trzydzieści razy w ciągu dnia, i nie ma naprawdę takiej siły, która powstrzymałaby nas przed wymianą uśmiechów, podaniu ręki, czy chwili rozmowy. Ale oczywiście to sama sztuka filmowa, taka z dystrybucyjnych obrzeży, kino peryferyjne, osobne, poruszające istotne, choć może mniej medialne tematy i wartości, najbardziej przyciąga na ten festiwal. Za patrona festiwalu obraliśmy sobie wiejskiego filozofa i uzdrowiciela – Jańcia Wodnika, bohatera filmu Jana Jakuba Kolskiego, a nie na przykład jakąś osobistość ze świata kultury, biznesu lub polityki, za którą najczęściej idą określone środki finansowe. Po prostu, krok po kroku robimy swoje, stwarzając ciepły dystans pomiędzy twórcami i polskim kinem artystycznym, a publicznością. I to chyba nam się udaje, skoro można zauważyć wyjątkowy, a ja bym dodał nawet że rodzinny klimat Prowincjonaliów.

A jak rozumiesz tytułową dla festiwalu prowincję?

To raczej sfera mentalnościowa niż geograficzna. Sam pochodzę z małej miejscowości w Wielkopolsce i prowincjonalizm jest mi zjawiskiem obcym. I dziwi mnie, że do dziś pokutuje teza, jakoby prowincja była czymś gorszym niż ośrodki wielkomiejskie. Jeszcze w XX wieku za wyznacznik nowoczesnych treści i idei uchodził w Polsce tak zwany salon. Dzisiaj, jak podkreśla wielu awangardowych twórców, a ja się z tym w stu procentach zgadzam, kultura salonu już nie istnieje, a jeżeli nawet, to jej centra przesuwają się właśnie w stronę prowincji. Żeby zobaczyć dobry teatr zaangażowany, który reaguje na zmieniającą sie wokół nas rzeczywistość, bez obaw o posądzenie o konformizm i serwilizm należy pojechać do Legnicy, Wałbrzycha, czy Bydgoszczy. Rzadziej już do Warszawy czy Krakowa. Podobnie rzecz ma się w innych dziedzinach twórczej wypowiedzi, na przykład w literaturze. Andrzej Stasiuk, Olga Tokarczuk i wielu jeszcze innych pisarzy uprawia swoją nowatorską twórczość poza oddziaływaniem wielkomiejskich trendów, właśnie na prowincji.

 

Bez zagłębiania się w szczegóły, to właśnie z małych ośrodków coraz częściej wypływa obecnie ten prawdziwy twórczy niepokój, to życiodajne paliwo, które jest niezbędne do tego, aby powstawały nowe przestrzenie w sztuce, w literaturze, a także w szeregu innych dziedzinach naszego życia. Brzmi to może patetycznie, ale w tym co mówię nie ma przesady, a tym bardziej pychy. Prowincja, jestem o tym głęboko przekonany, ma naprawdę wiele dobrego do zaoferowania, i do odkrycia również. Ma też w sobie coś, co w dużych aglomeracjach już chyba się wypala – ciekawość poznania. Niewybaczalnym błędem byłoby zbagatelizowanie lub pominięcie tego obszaru ludzkiej aktywności.

Czym się w takim razie kierujecie wybierając laureata Nagrody honorowej?

Postawą życiową danego człowieka, który jest jednocześnie znakomitym artystą. To musi ze sobą współgrać. Któregoś roku miałem pewne wątpliwości, nazwałbym je natury etycznej co do jednego z kandydatów, więc zapytałem o niego bliskiego mi duchowo Jacka Bławuta. Słowa osób którym po ludzku ufam z reguły mi wystarczają. Bazuję też na własnej intuicji i jak dotychczas się nie zawiodłem. Honorowi laureaci „Prowincjonaliów” to wspaniali, serdeczni i otwarci na innych ludzie, a zarazem wielcy artyści polskiego kina, teatru i telewizji, którzy najczęściej znajdują się u schyłku swojej artystycznej drogi. Kilkoro z nich, jak Witold Leszczyński, Stanisław Różewicz, Krystyna Feldman i Janusz Morgenstern niestety nie ma już wśród nas. Cieszę się, że dane mi było osobiście ich poznać, docenić ich wielki talent i niezwykłą wrażliwość. Mam też nadzieję, że dzięki naszej skromnej nagrodzie mogliśmy i im przysporzyć odrobinę radości i autentycznego wzruszenia. To wielkie dla nas szczęście.

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

02.05.2012