„Przywrócone arcydzieła” – Kazimierz Kutz In Memoriam





4 lutego w ramach cyklu „Przywrócone arcydzieła” prowadzonego przez Łukasza Maciejewskiego, w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie odbędzie się pokaz filmu Kazimierza Kutza „Nikt nie woła”.

„Moje filmy – pisał – to były moje sny ku pokrzepieniu mego skołatanego serca i serc moich ziomków, zrobione, aby sobie i im przypomnieć naszą przeszłość, z której należy czerpać siłę do przetrwania i zwyczajne poczucie godności.”

17 czerwca w „Małopolskim Ogrodzie Sztuki” w Krakowie odbyły się ostatnie przed wakacjami „Przywrócone arcydzieła” –  w cykl w którym od 2013 roku prezentuję największe arcydzieła polskiego kina, pokazałem „Perłę w koronie”. Gośćmi pokazu byli Kazimierz Kutz i Olgierd Łukaszewicz, odtwórca roli Jana.

To było kolejne spotkanie Kazimierza Kutza z publicznością w tym cyklu. Kilka miesięcy wcześniej w towarzystwie Ewy Wiśniewskiej prezentował „Paciorki jednego różańca”, a w czerwcu 2017 roku „Śmierć jak kromkę chleba”.

Premiera po latach „Perły w koronie” miała szczególny charakter. Jak się później okazało rozmowa po seansie „Perły w koronie” była ostatnim publicznym wystąpieniem Kazimierza Kutza. Reżyser zmarł 18 grudnia 2018 roku.

4 lutego pokaz specjalny „Nikt nie woła”

„Mieliśmy wiele kolejnych planów – byliśmy umówieni na pokaz «śląskiej trylogii» na festiwalu «Kino na Granicy» w Cieszynie, a na początek 2019 roku na projekcję «Nikt nie woła» w  «Przywróconych arcydziełach». Lubię dotrzymywać obietnic. Bo chociaż nie ma z nami reżysera, pokaz «Nikt nie woła» odbędzie się. Wezmą w nim udział bliscy współpracownicy reżysera, artyści, aktorzy, scenografowie, kompozytorzy, oraz rodzina artysty” – mówi Łukasz Maciejewski.

4 lutego w Małopolskim Ogrodzie Sztuki po projekcji „Nikt nie woła” Kazimierza Kutza wspominać będą związani z nim krakowscy artyści: Jerzy Trela, Dorota Segda, Tomasz Schimscheiner, Roman Gancarczyk, Ewa Kaim, Anna Radwan, Aldona Grochal, Monika Niemczyk, Jerzy Fedorowicz, Marian Dziędziel, Artur Dziurman, Agnieszka Mandat, kompozytor – Jan Kanty Pawluśkiewicz, wieloletnia asystentka reżyserska Kazimierza Kutza – Maria Guzy, scenograf – Ryszard Melliwa, żona Kazimierza Kutza – Iwona Kutz, siostra – Iwona Kutz, kuzyn, bratanek reżysera – Krzysztof Kuc, oraz synowie Kazimierza Kutza – Tymoteusz i Gabriel.

Zapis fragmentów ostatniego spotkania z Kazimierzem Kutzem („Przywrócone arcydzieła” / „Perła w koronie”): www.youtube.com/watch?v=lrZCb2UOCoE

„Nikt nie woła”

  • 1960
  • czas trwania: 86 min
  • Reżyseria: Kazimierz Kutz            
  • Scenariusz: Józef Hen    
  • Zdjęcia: Jerzy Wójcik     
  • Obsada: Zofia Marcinkowska [Lucyna], Henryk Boukołowski [Bożek, Bohdan Nieczuja], Barbara Krafftówna [Niura], Halina Mikołajska [Olga Stareńska], Aleksander Fogiel [włóczęga Burmistrz], Ryszard Pietruski [Zygmunt], Laura Dębicka [Alicja, siostra Lucyny], Irena Jaglarzowa [matka Niury], Stanisław Tym, Andrzej Zamięcki [Stefek]      
  • Montaż: Irena Choryńska
  • Muzyka: Wojciech Kilar
  • Scenografia: Jarosław Świtoniak
  • Produkcja: Studio Filmowe (dawniej Zespół Filmowy) „Kadr”      
  • Kierownictwo produkcji: Tadeusz Karwański

O filmie

„Nikt nie woła” z 1960 roku, dzieło prekursorskie jeśli idzie o język kina (fenomenalne zdjęcia Jerzego Wójcika), ale i ostro polemiczne z dziedzictwem „szkoły polskiej”. Grany przez Henryka Boukołowskiego Bożek w „Nikt nie woła” był w istocie antytezą ideału Chełmickiego-Cybulskiego z „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy. Bożek nie chce umierać jak Maciek na śmietniku historii, chce zacząć życie od nowa, chce się zakochać. To było odkrywcze i nowatorskie podejście wobec obowiązującej wówczas neoromantycznej ideologii wymagającej od bohaterów polskiego kina ofiary, postawy, jakiegoś gestu. U Kutza inaczej. Polska była kobietą, była dziewczyną, i o taką Polskę toczyła się walka. Zdobycie – i przetrwanie – miłości, oznaczało przetrwanie Polski. Chodziło zresztą nie tylko o temperaturę emocji, ale i o całą ikonografię. O ile na przykład kino Munka przesycone było ironią alla polacca, ironią patrioty pamflecisty, o tyle Kutz w „Nic nie woła” zapoczątkował zupełnie nową rozmowę – świat przedstawiony, owa mityczna nowa Polska, była dzika, wyalienowana, pogrążona w inercji. I tylko uczuciowy afekt, tylko seks, a nie modlitwa czy narodowa symbolika, mogły ową inercję zamienić we frenezję.

Tak, to było zuchwałe. I to właśnie po latach przesądza o nieskazitelności tego tytułu, który mając w sobie na pewno coś z ducha Antonioniego (u Kutza to było czysto intuicyjne), jest zarazem dziełem autentycznie niepodległym i stale inspirującym kolejne pokolenia twórców, czego ostatnim dowodem jest oczywiście „Ida” Pawła Pawlikowskiego.

„W 2012 roku, podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, prowadziłem z Kazimierzem Kutzem spotkanie mistrzowskie, pokazywaliśmy właśnie «Nikt nie woła». Reżyser po projekcji mówił: «Panował wtedy zbiorowy ferment. My nie kalkulowaliśmy, nie szukaliśmy wzorów, po prostu mieliśmy absolutne przekonanie, że mamy talent, jesteśmy najlepsi, możemy zmieniać świat. ‘Nikt nie woła’ to była jazda bez trzymanki. Miałem poczucie że robię coś, czego nie zrobił nikt przede mną. Że historię kina zaczynam od nowa. To było bardzo bezczelne. To było bardzo piękne»” – wspomina Łukasz Maciejewski.

Łukasz Maciejewski, Król w szopienickiej koronie, Onet.pl

Informacja prasowa 

 


16.01.2019