"Pytanie o widza jest najbardziej kreatywne"

Katarzyna Ślesicka, Andrzej Mellin
Katarzyna Ślesicka, Andrzej Mellin

 

Rozmowa z Katarzyną Ślesicką, dyrektor Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy i Andrzejem Mellinem z PWSFTViT o idei i programie nowego kursu dla kreatywnych producentów, który startuje w Szkole w październiku.

 

PISF: Szkoła Wajdy zaczyna w tym roku kurs producencki. Kierunkiem opiekuje się pan, reprezentujący na co dzień łódzką Filmówkę.

Andrzej Mellin: Nie reprezentuję w tym przypadku Szkoły Filmowej, ale siebie. Co nie zmienia faktu, że planujemy wspólne działanie obu szkół. W Łodzi mamy od dwóch lat dzienne studia scenariuszowe. Myślimy, że właśnie pomiędzy producentami, a scenarzystami może się odbywać kooperacja. Obie strony są otwarte na współpracę.

Katarzyna Ślesicka: Przygotowujemy program wspólnie. Będziemy pilotować cały proces, bo to pierwszy rok. Chcemy być jak najbliżej projektów, aktywnie uczestniczyć w ich rozwoju. Elastycznie reagować na nowe sytuacje. Tak, żeby nasza rola nie ograniczała się tylko do zaplanowania rozkładu zajęć.

Kurs ma w nazwie określenie „producent kreatywny”. Czy to odpowiedź na potrzeby naszego rynku?

Andrzej Mellin: Potrzeba jest dramatyczna. Polski model myślenia o kinematografii jest tak naprawdę zakorzeniony w epoce, która dawno odeszła: w czasach zespołów filmowych. Dawniej to zespoły były nie tylko producentem, ale także dojrzewalnią projektów, ale teraz wszystko funkcjonuje już inaczej. Inny jest kontekst organizacyjny i ekonomiczny. Inna jest publiczność, inny jest świat mediów i tak dalej. Myślę, że młodzi ludzie, którzy wchodzą do zawodu, muszą ze sobą rozmawiać, tak jak kiedyś rozmawiano w zespołach. Reżyserzy muszą umieć pracować ze scenarzystami i odwrotnie, a do tego jest jeszcze potrzebny producent, który rozumie co robi, umiejętnie prowadzi projekt i umie rozmawiać. Tym co łączy tę trójkę jest zrozumienie tego, że wspólnie robią coś, co potem widz ma oglądać. U nas w obszarze ambitnego kina artystycznego mało jest takiego myślenia.

Żyjemy w gettach. To jest niedobra mentalność, którą trzeba próbować zmienić. Rozmawiać, to z grubsza znaczy rozumieć potrzeby drugiej strony, a jeśli nie rozumiemy tego „dokąd idziemy” to współpraca sprowadza się do „ego games” albo „power games”. Wszyscy zaczynają się niszczyć. Tego jest bardzo dużo. Mam do tego dość emocjonalny stosunek.

„Kreatywny producent” to u nas określenie wyklęte, paskudne. Bo co to znaczy? Kreatywny może być tylko reżyser. Nieprawda. Wszyscy są kreatywni, ale na swoich polach. Powinni działać we wspólnym celu: zrobienia jak najlepszego filmu.

Katarzyna Ślesicka: Szkoła organizuje ten kurs, bo uważamy, że właśnie tego potrzeba polskiemu filmowi i filmowcom. Dla nas to oczywiste: producent powinien być kreatywny. A pokutuje od dawna przekonanie, że producent to księgowy, który liczy pieniądze i organizuje produkcję. Chcemy pomóc w drodze rozwoju ludziom, którzy podchodzą do tego inaczej, czują odpowiedzialność za kreatywną stronę projektu i chcą w partnerski sposób pracować z reżyserem. Pamiętajmy, że cały system kinematografii opiera się na producentach. To oni podejmują ważne decyzje i to do nich powinien dotrzeć i ich przekonać reżyser. Producent musi być do tego wszystkiego przygotowany.

Andrzej Mellin: Chodzi o to, żeby producent, kiedy podejmuje decyzje, miał pełną świadomość konsekwencji nie tylko organizacyjno-finansowych tej decyzji, ale także skutków artystycznych. Mówiąc dużym skrótem: powinien wiedzieć, czy dany film musi mieć 28 dni zdjęciowych, czy jednak 35. Bo reżyser chce zawsze jak najwięcej.

Na jakich kandydatów czekacie?

Andrzej Mellin: Dla mnie idealnym kandydatem jest ktoś z doświadczeniem zawodowym na tyle dużym, że ma już jasność swojej drogi w zawodzie. Ten kurs jest dla tych, którzy nie tylko chcą zarządzać i administrować, ale przede wszystkim we współpracy z reżyserami i scenarzystami chcą rozwijać i inicjować nowe, własne projekty filmowe. Dla tych, którzy chcą bardziej sobie oswoić obszar scenariusza, dramaturgii i co najważniejsze, sam proces „dojrzewania projektu”.

Katarzyna Ślesicka: Czekamy też na osoby w wielką pasją, które chcą robić akurat filmy, a nie coś innego. Nie traktują tej pracy jako sposobu zarabiania pieniędzy, tylko to jest ich sposób na życie.

Jak będzie wyglądała rekrutacja? Przewidujecie egzaminy?


Katarzyna Ślesicka:
Chcemy zachować sobie możliwość rozmowy. Podstawą rekrutacji będą jednak materiały w aplikacji, o które prosimy. Wydaje nam się, że one są w stanie dość kompleksowo przedstawić kandydata.


W jakim trybie będziecie pracować?

Katarzyna Ślesicka: Przewidujemy w ciągu roku około ośmiu sesji, po kilka dni w miesiącu. Pewnie czasem będzie to zahaczało o weekend. Zakładamy, że osoby, które się zdecydują na kurs, poświęcą nam i sobie ten czas. Będzie też dużo pracy własnej, poza szkołą.

Przewidujecie współpracę przyszłych producentów z tymi, którzy uczą się reżyserii w Szkole Wajdy?

Katarzyna Ślesicka: Jak najbardziej. Chcemy, żeby część zajęć odbywała się wspólnie. Może się też na przykład zdarzyć, że kandydat na producenta zgłosi się do Szkoły z projektem napisanym przez jakiegoś scenarzystę, a nie będzie miał reżysera. W takiej sytuacji możemy odegrać rolę swata. Teraz nawet po ukończeniu kursów ludzie przychodzą do nas, proszą o radę, nawiązują współpracę z innymi. Chcemy do tego grona włączyć producentów.

Andrzej Mellin: Dla mnie ten kurs dzieje się między Łodzią, a Warszawą. Mam na myśli przestrzeń, którą można stworzyć dla młodych ludzi: reżyserów, scenarzystów, producentów. Oni muszą pracować razem, to się musi się stać. Zresztą już się dzieje. Młode firmy producenckie są jeszcze rozproszone, ale działają już zupełnie inaczej, niż starsze odpowiedniki. Za pięć, dziesięć lat pejzaż naszej kinematografii będzie kompletnie inny.

Najważniejszym elementem kursu będzie praktyczny rozwój projektu. Dlaczego wybraliście takie system nauki?

Katarzyna Ślesicka: Bo to najskuteczniejsza metoda, która zdaje u nas egzamin od ośmiu lat. Praca na konkretnym projekcie, w dodatku własnym, gwarantuje największy stopień zaangażowania. Ma się przekonanie i energię, żeby pracować. Można od razu zweryfikować to, o czym mówi się na zajęciach teoretycznych. Będą też różne ćwiczenia dla producentów, które mają rozbudzić ich kreatywność.

Na tej samej zasadzie działają przecież także inne nasze szkolne kursy. Polegają na rozwoju projektu i jego realizacji. W przypadku zajęć producenckich będziemy konsultować przygotowanie projektu do developmentu lub produkcji.

Andrzej Mellin: Sprowadzając rzeczy do poziomu podstawowego: chodzi nam o to żeby ludzie umieli ze sobą rozmawiać. A jeśli mają ze sobą rozmawiać, to znaczy, że reżyserzy muszą umieć rozmawiać w kategoriach finansowych i organizacyjnych, a producenci muszą rozumieć reguły opowiadania. Ponieważ to kurs dla producentów, to podstawową rzeczą jest umiejętność rozumienia opowiadania, bo w konsekwencji przekłada się to na rzeczy związane z organizacją i finansami.

Nasz kurs będzie wobec tego składał się z dwóch części. Jego kręgosłup stanowi praca na własnym projekcie, bo to daje kierunek i zaangażowanie. Ale jest to obudowane wykładami, dużą liczbą analiz, case studies i treningiem polegającym na rozwijaniu mniejszych projektów – po to, żeby na zasadzie sprzężenia zwrotnego te rzeczy się uzupełniały. Wszystko, co będzie wynikało z części edukacyjno-wykładowo-ćwiczeniowej, ma się przenosić na prowadzenie projektu. A z kolei prowadzenie projektu ma rodzić zainteresowanie teorią. To powinno zapewnić dynamikę procesu kształcenia.

To jest nauka na poziomie zaawansowanym, do której powinno się już coś wiedzieć. Czy tak, jak na innych kursach w Szkole Wajdy, czekacie na ludzi, którzy mają jakieś doświadczenie zawodowe albo przynajmniej są po studiach filmowych?

Katarzyna Ślesicka: Tak, zdecydowanie. Zapraszamy osoby, które już są po organizacji produkcji, ale też dobrze by było, gdyby miały już na swoim koncie projekty zrealizowane poza szkołą. I tak samo, jak w przypadku innych naszych kursów, dyplom nie jest warunkiem koniecznym. To znaczy równie chętnie widzimy osoby, które wyssały te umiejętności z mlekiem matki i mają praktykę: pracowały przy projektach, o których mogą opowiedzieć. I na tej podstawie będziemy wybierać.

Andrzej Mellin: Kontaktują się ze mną ludzie, którzy studiowali produkcję w Łódzkiej Szkole Filmowej, albo których poznałem podczas realizacji filmów studenckich. Interesują się tym kursem, bo istnieje cała sfera rozumienia i prowadzenia historii, wobec której oni czują się bezradni, nie mają narzędzi.

Katarzyna Ślesicka: Chcemy ich wyposażyć w umiejętności, narzędzia i ten wspólny język, o którym była tu mowa. Często młodzi producenci skarżą się nam, że mówią reżyserowi: „Powinieneś coś przemontować” albo radzą zmienić daną scenę. A on im na to: „Ale ja tu jestem reżyserem, więc wiem lepiej. Skończyłem szkołę filmową, a ty tylko prawo – więc mnie nie pouczaj”. Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. I reżyser i producent muszą mieć background, który pozwoli im lepiej zrozumieć działanie drugiego. Praca na tak delikatnym materiale, z artystami, naprawdę nie jest łatwa. Do tego dochodzą małe budżety… Potrzebne jest zrozumienie, wzajemny szacunek i zaufanie.

Andrzej Mellin: W tym zawodzie w sposób naturalny i tak jest bardzo dużo napięcia i stresu, więc nie trzeba już go dokładać. Problem polega na tym, że młodzi kopiują zachowania poprzedniej generacji. Ciągle są dwa obozy: reżyserzy i producenci. Tymczasem reżyser też musi umieć myśleć w kategoriach ekonomicznych.


Studenci źle reagują na mówienie o pieniądzach?


Andrzej Mellin:
U nas funkcjonuje ciągle rozróżnienie na sztukę i komercję. Jedno jest cacy, drugie be. Udajemy, że nie robimy komercji, ale robimy. A na sztukę się silimy, choć niekoniecznie nam wychodzi. To jest kompletnie fałszywy układ. Filmy robi się po prostu dobre albo złe. W Polce pornograficzne jest pytanie: „Do kogo adresowany jest film? Kto ma go oglądać w kinie?”. Kiedy się je zada, wszyscy natychmiast są obrażeni. Pewien procent produkcji nie trafia w ogóle do kin. Trzeba od razu się zastanowić: „Będę miał dystrybucję czy nie? Jaką dystrybucję, dla kogo?” To jest tak naprawdę najbardziej kreatywne pytanie, nie poniżające nikogo. Podstawowe.

Jeśli ktoś kręci arthouse, to robi go dla określonej widowni. Wtedy szuka takiej formy, a potem takiego budżetu i sposobu realizacji, które zagwarantują mu maksymalną swobodę artystyczną. I to jest super. Inaczej myśli się przy komercji. Ale jest jeszcze środek – film, który ma ambicję bycia fajnym, a jednocześnie chce trafić do widza i to wymaga określonych decyzji artystycznych.


Katarzyna Ślesicka:
Wtedy być może konieczne będą kompromisy. Trzeba myśleć o dystrybucji. To nieprzyjemne, bo najwygodniej jest się skupić na procesie twórczym. Ale potem pojawia się frustracja, bo okazuje się, że nikt nie chce filmu oglądać. Nie wszystko da się załatwić promocją i odpowiednim plakatem. Dlatego nie chcemy przygotowywać projektów w próżni. Chcemy powiedzieć ludziom, jak wybierać projekty, prowadzić firmę, jakie są realia. Zderzyć ideały z rzeczywistością. Im wcześniej, tym lepiej.

Andrzej Mellin: Wszystkie rzeczy, o których tu mówimy, tworzą specyficzny system myślenia, który chcemy przekazać: to rodzaj drogi polegającej na budowaniu świadomości kim się jest i jakie rzeczy i jak chce się robić. Jeśli to rozumiemy, to zaczynamy działać razem w określonym kierunku. I energie ludzi zaczynają się na siebie nakładać. Pierwszym punktem odniesienia staje się widz i widownia, a nie środowisko i festiwal w Gdyni.

Katarzyna Ślesicka: Dwa lat temu uczestniczyłam w szkoleniu EAVE. Na jedną z sesji pojechałam ze scenarzystką Radką Franczak. Po kilkugodzinnych zajęciach grupowych w gronie producentów wychodzimy i Radka mówi: „O Boże, ja nie wiedziałam, że producenci to są tacy fajni ludzie!”

Rozmawiała Aleksandra Różdżyńska

04.08.2010