Relacja z planu filmu "Sąsiady" Grzegorza Królikiewicza

Zakończyły się zdjęcia do współfinansowanego przez PISF filmu „Sąsiady” w reżyserii Grzegorza Królikiewicza. Odwiedziliśmy ekipę filmową na planie w Łodzi.

 

– Ta historia toczy się od 1945 roku do 2015 – mówił na planie Grzegorz Królikiewicz. -To film o mieszkańcach „famułów”. Oni są w szczególnej sytuacji ludzi zapomnianych, ludzi którym nikt nie pomaga. Tutaj, w tym kolosie architektonicznym, wszystko się skupia jak w soczewce. Wszystko ułożone jest podobnie jak w kraju, czy też w ogóle w świecie. My to podwórze w naszym żargonie na planie nazywamy „centrum świata”. Moi współpracownicy, w większości byli studenci, wyczuli, że jest tutaj coś ważniejszego niż opowiadanie historyjek z historii miasta, że mamy coś do przekazania.

Zdjęcia w Łodzi

Zdjęcia odbywały się w kilku miejscach w Łodzi. – Chodziłem po tym mieście, najdziwniejszym mieście – nawet w snach nie widziałem takich miast – mówił Królikiewicz. – Nawet czytając powieści opisujące metropolie, tajemnice zaułków, nawet Kafkę. Ta szczelina przelicytowała wszystko – podkreślał pokazując dziennikarzom prześwit między ścianami łódzkich kamienic, odgrywający istotną rolę w filmie.

Dlaczego „Sąsiady”?

Pytano reżysera m.in. o to, skąd tytuł „Sąsiady”: – To tytuł jednego z opowiadań Adriana Markowskiego, który nie nazywa mieszkańców podobnych osiedli „sąsiedzi” tylko „sąsiady”. To pewnego rodzaju określenie wioskowe, taki pochylony wyraz. Oboczność gramatyczna, która wiele mówi o pochodzeniu tych ludzi – odpowiadał. Akcja filmu rozgrywa się w jednej z łódzkich kamienic. Kto będzie ją zamieszkiwał? -To różni ludzie. Robotnicy od wielu pokoleń, którzy dzisiaj nie mają szans, bo zlikwidowano tutaj cały przemysł, pozamieniano w coś innego i obcego. Z fabryk zrobiono szopy lub pustostany – dodawał reżyser.

Rys antropologiczny

Pytany o to, dlaczego postanowił zatrudnić aktorów niezawodowych, wyjaśniał: – Chodzi również o rys antropologiczny, niedostrzegany w polskim kinie. W ciałach, na twarzach, w rytmach ludzkich kształtów wyraża się istota o pewnym konkretnym rodowodzie. Królikiewicz opowiadał też o swojej współpracy z młodymi twórcami na planie: – Jestem zaskoczony, jak wielką otoczyli mnie opieką. To moi byli studenci, ludzie fantastycznie zdolni, samodzielni, serdeczni. Drugi raz mi się w życiu zdarza, że jestem otoczony ludźmi zarówno o wysokich kwalifikacjach moralnych, jak i zawodowych.

Współpracownicy Grzegorza Królikiewicza o pracy na planie „Sąsiadów”

Zofia Wieczorek, kierownik produkcji: – Praca z Grzegorzem Królikiewiczem to niezwykłe spotkanie. Jego styl pracy jest bardzo indywidualny, osobisty. To spotkanie inspirujące i ciekawe, ale czasami też trudne, bo niełatwo momentami podążać za intencjami reżysera, za jego myślą. Na początku miałam wrażenie, że on bardzo dokładnie wie o tym filmie wszystko, a teraz widzę raczej, że pojawiające się sytuacje inspirują go do nowych rozwiązań i odkryć. W największym stopniu skupia się na pracy z aktorem, działa niemal na granicy dokumentu. Stara się z aktora wyciągnąć jak najwięcej i podążać za jego nastrojem.

 

Krzysztof Ptak, autor zdjęć: – O moim udziale w nowym filmie Grzegorza Królikiewicza zadecydowała przede wszystkim nasza wcześniejsza współpraca. Bardzo spodobał mi się scenariusz „Sąsiadów”. Praca z Grzegorzem jest zawsze ogromną przygodą artystyczną. Nie robiliśmy razem filmu bodajże od 28 lat – ostatnie było „Zabicie ciotki”. Wcześniej z Królikiewiczem realizowałem swój debiut „Klejnot Wolnego Sumienia” w 1980 roku. Cenię ogromnie jego twórczość i każdy kolejny film jako poszukiwanie: jeszcze inaczej i jeszcze dalej.

Praca na dwie kamery

– „Sąsiady” to szczególne wyzwanie technologiczno-artystyczne. Kręcimy w potwornie ciasnych wnętrzach o powierzchni dwunastu czy szesnastu metrów kwadratowych. Pracujemy cały czas na dwie kamery, co udaje się, dzięki naszej pomysłowości. Mamy dzięki temu więcej materiałów do montażu i udaje się uchwycić jednoczesną reakcję aktorów. Ważne jest dla mnie wypracowywanie dobrego światła, kręcąc na dwie kamery w tak małym wnętrzu.

Wyłapywanie niuansów aktorstwa

– Dzisiaj pracujemy wyjątkowo przy użyciu pięciu kamer. Kręcimy scenę, w której Mariusz Pudzianowski demoluje mieszkanie. Już od ponad dwóch godzin przygotowujemy obiekt, „zbroimy” go w kamery i światło. Jest to bardzo trudne, wymaga tego, by kamery wzajemnie siebie nie widziały. Trzeba wyłapać niuanse aktorstwa. Często kamera jest tu statyczna, z racji tego, że sytuacje są statyczne. Ale nawet gdy sytuacje są dynamiczne, to kamera nadal pozostaje statyczna, ponieważ ruch w kadrze buduje dramaturgię. Więcej będzie można mówić o stylu zdjęć „Sąsiadów”, gdy film będzie skończony, po korekcji obrazu.

Interesująca współpraca pełna niespodzianek

Anna Karasińska, II reżyser: – Byłam studentką Grzegorza Królikiewicza i tak trafiłam do ekipy. Współpraca z nim jest pełna niespodzianek, bardzo interesująca. Wydarza się dużo nieoczekiwanych rzeczy, cały czas działamy na bieżąco. Rozpoczęliśmy próby miesiąc przed zdjęciami. Mamy dużo prób z aktorami, także wcześnie rano przed zdjęciami. Kręcimy chronologicznie, co jest bardzo trudne. Ten wymóg jest przez reżysera bardzo mocno egzekwowany. W ekipie jest kilku znanych aktorów, a także mniej znanych, są i naturszczycy. Nie istnieje jeden klucz obsadowy, reżyser wybierał aktorów, kierując się swoimi oczekiwaniami wobec postaci, mając wyraźny ich obraz. W filmie występują m.in. Agnieszka Podsiadlik, Sandra Korzeniak, Ewa Dałkowska, Jacek Poniedziałek.

Elementy z przeszłości łączą się ze współczesnymi

Czas akcji nie jest szczegółowo określony, to się dzieje od czasów powojennych aż do teraz. W każdej scenie są elementy współczesne, ale też elementy z przeszłości. To cała koncepcja teoretyczna, wspaniale stworzona przez reżysera. Kiedy czytałam scenariusz, projekt wydawał mi się bardzo formalny. Miałam wrażenie, że będzie to bardzo odrealniony świat. Teraz widzę, że jest inaczej. Ciekawe, jaki będzie rezultat. Moim ulubionym elementem tego filmu są ludzie stąd, statyści. Wspaniale się z nimi współpracuje, świetnie rozumieją swoje sceny. Wnoszą ładunek czegoś niezwykle zjawiskowego, szczególnie w scenach zbiorowych. Mają przepiękne twarze. Wszyscy zastanawiają się, co to będzie za film. Sama pochodzę z Łodzi i ten świat jest mi jakoś znany. Czy to jest portret tego miasta? W jakimś sensie tak, to też portret świata takiego bez szans.

 

Maria Pułaska, Studio Filmowe Kadr: – Już samo nazwisko reżysera tłumaczy decyzję, by zaangażować się w ten projekt. Gdy Grzegorz Królikiewicz przyszedł do nas ze scenariuszem, jeszcze za dyrekcji Jerzego Kapuścińskiego, to tak naprawdę decyzja została podjęta błyskawicznie.

Film współfinansowany przez PISF

– Jeśli chodzi o finanse, dostaliśmy wsparcie od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i Łódź Film Commission. Prace przygotowawcze to duża praca zbiorowa. Odbywały się na zasadzie wielogodzinnych spotkań, kiedy omawiano wszystkie „za” i „przeciw”, dobierano najlepsze osoby do tej produkcji. Podobnie było z aktorami, w ekipie znalazło się także miejsce dla młodych. Grzegorz Królikiewicz jest osobą bardzo otwartą na nowości. Gdy tylko widział coś interesującego, każdemu z jego pomysłem dawał szansę. Zdjęcia zaczęliśmy pod koniec października, skończyliśmy pod koniec grudnia.

Autentyczni mieszkańcy, autentyczne wnętrza

– Co jest najtrudniejszego w tej realizacji? Kręcimy w autentycznych wnętrzach, wśród autentycznych mieszkańców tych budynków. Z jednej strony można powiedzieć, że na pewno wizyta ekipy jest dla mieszkańców męcząca. Na przykład pokój reżyserski znajduje się w mieszkaniu opuszczonym przez lokatorów, zajętym przez nas za pośrednictwem Urzędu Miasta. Dla młodszej części ekipy miejscowy folklor stanowi wielką inspirację. Gdy się tutaj przychodzi, to widać, że wszyscy się znają, witają. Mieszkańcy stopniowo przestali narzekać, a zaczęli aktywnie pomagać, włączając się w prace na planie.

Inspirujące spotkanie

Bartosz Warwas, II reżyser (biuro): – Propozycja pracy przy „Sąsiadach” przyszła ze strony Studia KADR. Swój film „Jaskółka” robiłem właśnie we współpracy z Kadrem i wygląda na to, że się dobrze spisałem. Bardzo byłem ciekawy Grzegorza Królikiewicza, jego sposobu pracy i osobowości, która kryje się za tym nazwiskiem. To zjawisko zupełnie osobne w polskim kinie, co wiadomo nie od dziś. Ten fakt przekłada się także na styl pracy, inny niż u większości twórców. Ucząc w Szkole Filmowej Grzegorz Królikiewicz łamie bardzo dużo zasad przyjętych za dogmat w pracy nad filmem i celowo do tego łamania namawia swoich studentów. Kieruje się intuicją, zmusza do myślenia, właściwie nic u niego nie jest tak jak w podręczniku. Nie zawsze się ze sobą zgadzamy, ale zetknięcie z nim niezmiennie jest bardzo inspirujące i czuję, że możliwość dyskusji z nim mnie rozwija.

Wyczulenie na kwestie społeczne

– Myślę, że moje ogólne spojrzenie na film „Sąsiady” nie różni się niczym od spojrzenia reżysera. To twórca bardzo wyczulony na kwestie społeczne i w Łodzi, która jest dość ciężko doświadczona przez historię, jako miasto skrajności, także skrajnej biedy, reżyser dostrzegł temat, który go nurtuje. To temat wykluczenia. Ale oczywiście nie opowiada go w sposób dosłowny, bezpośredni – nie epatuje patologią. Dużo w tym poczucia humoru, absurdu, subtelności.

 

Strona producenta filmu: www.sfkadr.com.

 

Marta Sikorska

13.01.2014