Równouprawnienie kobiet i mężczyzn w branży audiowizualnej





Jednym z wydarzeń branżowych 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni była debata „2020 nadchodzi – Równouprawnienie kobiet i mężczyzn w branży audiowizualnej. Szanse i zagrożenia”. Jej nazwa odnosi się do dążenia do równej liczby kobiet i mężczyzn w gremiach decyzyjnych polskiej kinematografii w 2020 roku.

– 50 procent społeczeństwa to kobiety, a z badań wynika, że w branży jest ich nawet więcej. Równouprawnienie powinno więc być oczywiste, z bardzo różnych zresztą powodów: społecznych, ekonomicznych i wielu innych. Jeżeli jest nas, kobiet i mężczyzn, po połowie, to chcielibyśmy, żeby każda z tych stron miała głos – zaczęła spotkanie Renata Czarnkowska, producentka filmowa i organizatorka debaty Kobiety Filmu. – Parytet, do którego dążymy, to 50 na 50. Wtedy możliwa jest równowaga. W tym roku udało się pierwszy raz osiągnąć tę liczbę, jeśli chodzi o komisje eksperckie i liderów w PISF. Jest to między innymi efekt naszych rozmów z dyrektorem Instytutu Radosławem Śmigulskim. Ale wynika to także z tego, że obecny sukces polskiej kinematografii to w dużej mierze sukces reżyserek.

Natalia Koryncka-Gruz, Katarzyna Klimkiewicz, Kinga Dębska, Irena Strzałkowska, Sonia Bohosiewicz. Fot. Borys Skrzyński/ SFP
Natalia Koryncka-Gruz, Katarzyna Klimkiewicz, Kinga Dębska, Irena Strzałkowska, Sonia Bohosiewicz. Fot. Borys Skrzyński/ SFP

Udowodniona wartość

– Rok temu w imieniu Festiwalu podpisaliśmy porozumienie „50/50 w 2020” – dodał Wojciech Marczewski, Przewodniczący Rady Programowej 44. Festiwalu i przedstawił statystyki dotyczące obecności kobiet w strukturach tegorocznego wydarzenia, ciałach decyzyjnych (jak składy jurorskie i Rada programowa) oraz ilość filmów wyreżyserowanych przez kobiety w konkursach. – W zeszłym roku było ciężko. Ale w tym jest już znacznie lepsza atmosfera. Każdy kroczek jest mały, ale jeśli nie ustąpicie, to będzie to powolutku iść w dobrą stronę.

– Warto odnieść się do faktów, pokazać dane i wyniki badań – mówił Michał Prądzyński z McKinsey & Company. Liczby – zarówno ze świata, jak i z Polski – mówią za siebie. Problem nierównego udziału kobiet w życiu gospodarczym istnieje i ma poważne konsekwencje. Mimo, że 65% absolwentów wyższych uczelni w Polsce to kobiety, to wśród prezesów jest ich tylko 6%, a wśród członków zarządu 13%. Im wyżej w hierarchii organizacji, tym kobiet jest mniej. Niewiele lepiej jest w innych krajach. Nawet w krajach nordyckich kobiety stanowią zaledwie 20% prezesów. Innym aspektem jest niski stopień aktywności zawodowej kobiet. Tu Polska wypada po prostu źle na tle rozwiniętych gospodarek: 48% w Polsce, 60% w USA, 65% w krajach nordyckich. Problem nierówności płci wymaga pilnego rozwiązania – abstrahując od aspektów deontologicznych – równość i różnorodność się opłaca. Badania pokazują jasno, że istnieje związek pomiędzy udziałem kobiet w zarządzaniu, a wynikami organizacji. Po prostu – im więcej kobiet, tym lepsze wyniki. Składają się na to cztery elementy. Po pierwsze bardziej zróżnicowane grona podejmują lepsze, bardziej innowacyjne decyzje. Po drugie, lepiej identyfikują ryzyko. Po trzecie, zróżnicowana organizacja wygrywa w bitwie o talenty. I wreszcie, po czwarte, takie organizacje tworzą lepszy klimat. Na poziomie makroekonomicznym, zwiększenie aktywności zawodowej kobiet i zwiększenie poziomu wartości dodanej tworzonej przez kobiety – przez lepszą reprezentację na wyższych stanowiskach – pozwoliłoby zwiększyć PKB Polski o 270 mld zł w 2025 roku, 11% względem scenariusza bazowego. Jest więc o co walczyć. Rozwiązań jest wiele, obejmują one zarówno działania oddolne na poziomie przedsiębiorstw, jak tworzenie kultury włączania, zwracanie uwagi i eliminowanie skrzywień kulturowych, rekrutacja kobiet itp., jak i odgórne, o charakterze regulacyjnym, czyli parytety w zarządach i gronach decyzyjnych. Wszystkie sposoby, by przyspieszyć osiągnięcie prawdziwej równości różnorodności są dobre.

Wojciech Marczewski, Hanna Margolis, Michał Prądzyński
Wojciech Marczewski, Hanna Margolis, Michał Prądzyński. Fot. Borys Skrzyński/ SFP 

Naturalny parytet

– Spośród działów PISF, wszystkimi, poza jednym, kierują kobiety. Ale nie patrzę, czy są kobietami, tylko czy są dobrymi fachowcami – podkreślał dyrektor PISF Radosław Śmigulski. – Jestem za parytetem w gremiach oceniających i podejmujących decyzje. Natomiast trudno mi sobie wyobrazić, bym wydawał zalecenia odnośnie doboru rezultatów, to znaczy, by wyniki po sesji uwzględniały udział 50% reżyserek i 50% producentek. Natomiast zdecydowanie jestem na tak jeśli chodzi o zagwarantowanie pluralizmu płciowego na poziomie osób, które tę decyzję podejmują.

Z badań wynika, że w branży kinematograficznej jest tak, jak na całym rynku pracy: im wyższe, bardziej prestiżowe stanowisko, pozycja – tym mniej kobiet – potwierdziła ocenę firmy McKinsey & Company Hanna Margolis, autorka filmów dokumentalnych i badaczka polskiego filmu. – Podobnie jest w karierach naukowych. Zostaje się adiunktami i potem najczęściej mężczyźni idą dalej, awansują do pozycji liderów, a kobiety zostają na funkcjach pomocniczych. W męskiej strukturze, jaką zawsze była polska kinematografia, postacie kobiet też zwykle były poboczne. Filmy z naszej przeszłości nie tylko robione były przez mężczyzn, ale też kobiety właściwie nie pełnią w nich roli podmiotu. Nie przeżyliśmy drugiej fali feminizmu w latach 80., zawsze były u nas „poważniejsze” sprawy. W krajach z bardziej rozwiniętą świadomością problemu, każdego roku coś się w tej sprawie w kinematografii dzieje. Krok po kroku. U nas to nigdy nie mogło się odbyć, rozpocząć. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni.

Błażej Hrapkowicz, Radosław Śmigulski, Renata Czarnkowska
Błażej Hrapkowicz, Radosław Śmigulski, Renata Czarnkowska. Fot. Borys Skrzyński/ SFP  

Reżyserki

Nie chciałabym być zatrudniana tylko dlatego, że jestem kobietą. Żadna kobieta nie oczekuje, że będzie zatrudniana w ten sposób. Ale jesteśmy trochę mniej widoczne w środowisku, nie na pierwszym planie. Tymczasem jeśli chcemy kogoś zatrudnić, to w pierwszym odruchu bierzemy tych rzucających się w oczy, najbliżej nas, a to częściej są mężczyźni – komentowała reżyserka Katarzyna Klimkiewicz.

– Najlepiej się pracuje i osiąga najlepsze efekty, jeśli na planie jest mniej więcej tyle samo kobiet i mężczyzn – zabrała głos reżyserka Kinga Dębska. – Dużo jest jeszcze do zrobienia, jeżeli chodzi o pozycję kobiet w filmie, wciąż jesteśmy niewystarczająco doceniane. Na przykład filmy historyczne, te wielkobudżetowe, nie są proponowane kobietom. My jesteśmy raczej od tematów rodziny, domu, dzieci – czyli od filmów niskobudżetowych. Producenci mężczyźni, głównie pewnie starszego pokolenia, nie mają do nas takiego zaufania, żeby zawierzyć nam duże budżety. Ciekawe dlaczego? Kathryn Bigelow dostała jako pierwsza kobieta reżyser dostała Oscara za „Hurt Locker”, czyli film właśnie o wojnie, w Iraku.

Wyrównanie płac

– Płace są nierówne, to fakt. Wyrównywanie płac między mężczyznami a kobietami jest w tym wypadku skomplikowane, ponieważ rozmawiamy tu o sztuce, a sztuka nie lubi parytetów. Pamiętajmy, że płaca w przypadku aktorek i aktorów jest nie tylko wynagrodzeniem za zagraną rolę, ale jest też pochodną zestawienia doświadczenia, nagród, rozpoznawalności, popularności itd. Jednak stawki aktorów są wyższe od stawek aktorek, a nie jest prawdą, że w Polsce aktorzy są bardziej utalentowani, rozpoznawalni, czy lubiani niż aktorki. To znaczy, że mężczyźni zarabiają więcej tylko dlatego, że są mężczyznami – dodała Sonia Bohosiewicz, aktorka. – Parytety są czymś, co czasem trzeba narzucić, żeby wytworzyć innego rodzaju zachowania i sposób myślenia, ale trzeba wiedzieć, że parytet jest sztuczny. To proteza, którą wstawia się po to, żeby coś się zmieniło, a kiedy już się zmieni, wyciąga się ją. Takie zmiany w mentalności, w postrzeganiu, w myśleniu są bardzo trudne, ale są możliwe. Nie widzę powodu dla którego aktorki, reżyserki, kostiumografki, rekwizytorki, charakteryzatorki miałyby zarabiać mniej od swoich kolegów. Nadszedł czas na wyrównanie tych płac. Niestety pieniądze nie pojawią się znikąd. Rozumiem opór mężczyzn, gdyż to im będzie trzeba trochę odebrać żeby wyrównać ten płacowy schodek.

Fot. Borys Skrzyński/ SFP 
Fot. Borys Skrzyński/ SFP 

Test Bechdel

Jest świetne narzędzie analizy filmów, o którym warto tu wspomnieć, Test Bechdel. Stosując go, musimy sprawdzić, czy w danym filmie są dwie kobiece postaci, czy one ze sobą rozmawiają i czy tematem rozmowy jest coś innego, niż mężczyźni – zauważyła dziennikarka i krytyczka filmowa Magda Sendecka. Test ten wykorzystywany jest już przy analizie składanych projektów w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. – Myślę, że żeby zmienić świat, warto zacząć od siebie. Jeśli będziemy robić sobie ten test w głowie pisząc scenariusze i oglądając filmy, to może to jest początek zmian. Trzeba się wyczulić, żeby nie brać nierówności jako rzeczy oczywistej, przeźroczystej.

Debata „2020 nadchodzi” odbyła się w Gdyni 20 września. Spotkanie prowadził Błażej Hrapkowicz. Organizatorem spotkania były Kobiety Filmu – inicjatywa zrzeszająca przedstawicielki wszystkich specjalizacji i zawodów filmowych.


11.10.2019