Rozmowa z Agnieszką Dziedzic

Agnieszka Dziedzic. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

Agnieszka Dziedzic. Fot. Marcin Kułakowski, PISF

 

Rozmawiamy z Agnieszką Dziedzic o krótkometrażowym filmie „Field Study”, którego jest w Polsce producentką wykonawczą. Realizowany w lipcu pod Warszawą film opowiadać będzie historię brytyjskiego studenta, który wyrusza w podróż do postkomunistycznej Polski, gdzie musi niespodziewanie szybko dorosnąć.

Film reżyseruje go Eva Weber. Główne role zagrali Bradley Hall i Magdalena Różańska.

 

Pierwsze Ujęcie PISF: Czy brytyjscy producenci myśleli od razu o zdjęciach w Polsce?

 

Agnieszka Dziedzic: Akcja opowiadania, na podstawie którego oparty jest scenariusz, dzieje się w Polsce. Zatem Polska jako lokalizacja zdjęciowa od początku była brana pod uwagę. Ale mimo to, do czasu pierwszych dokumentacji tu na miejscu, brytyjska produkcja rozważała również na przykład Albanię. Dopiero przyjazd do Polski pozwolił im zweryfikować wyobrażenia o Europie Wschodniej i ostatecznie podąć decyzję.

 

Jak wobec tego wygląda w praktyce ściąganie tego typu produkcji do Polski? Co najbardziej pomaga? Kontakty, festiwale?

 

W naszym przypadku pierwszy kontakt umożliwiła festiwalowa znajomość. Marcin Łuczaj, kierownik produkcji, który na stałe współpracuje z nami w Koi Studio, poznał reżyserkę Evę Weber na festiwalu Exground w Niemczech. Kiedy jej producenci zaczęli poszukiwania partnera w Polsce, kontakty powróciły. A samo ściągnięcie brytyjskiej produkcji to w praktyce godziny rozmów na Skypie i setki maili.

 

Robiliście dużo castingów w Polsce?

 

Przeprowadziliśmy kilka serii castingów do roli chłopca, syna głównej bohaterki. Pierwsze odbyły się podczas pobytu Evy Weber na Festiwalu Doc Review. W ten sposób mogliśmy zorientować się czego oczekuje od dziecięcego aktora. Potem kontynuowaliśmy sami, podążając w wyznaczonym przez nią kierunku. Casting do głównej roli kobiecej, która ostatecznie przypadła Magdalenie Różańskiej, prowadziliśmy wspólnie z reżyserką castingu z Londynu. Podsyłaliśmy jej propozycje aktorek i weryfikowaliśmy jej sugestie, niektóre nierealne ze względu na dostępność aktorek lub ich charakter – na odległość ciężko wyczuć temperament i opinia kogoś z Polski okazała się niezbędna. Podobnie w przypadku ról drugoplanowych. Podejmowanie decyzji dotyczących obsady było tym trudniejsze, że przed zdjęciami w Polsce Eva przez miesiąc pracowała bardzo intensywnie nad innym filmem w ramach Sundance Lab. W praktyce oznaczało to, że gdy umawialiśmy wirtualne spotkania aby omówić przesyłaną dokumentację zdjęciową lub video, musieliśmy koordynować 4 strefy czasowe: Warszawę, Londyn, Utah i Ankarę – tę ostatnią ze względu na scenografkę, która również była za granicą.

 

A już na planie, czy praca z brytyjską ekipą różni się w twoim odczuciu od pracy z polską?

 

W gruncie rzeczy standardy są podobne. Oprócz dwóch producentek, na zdjęcia z Anglii przyjechały tylko reżyserka i operatorka. Cała pozostała ekipa była polska i jestem przekonana, że udało nam się sprostać wymaganiom Brytyjczyków, bo słyszałam, że byli pod dużym wrażeniem sprawności i profesjonalizmu naszych ludzi. Oczywiście, czasem wychodzą pewne różnice wynikające z osobistych przyzwyczajeń i innych standardów. Ale są to pomniejsze sprawy. Na przykład operatorka Chloe Thompson, przyzwyczajona jest do podawania wszystkich odległości w stopach, co dla asystenta kamery stanowiło wyzwanie.

 

I najważniejsze: co najbardziej spodobało się Wam w tej historii?

 

Jest to pełna subtelności i bardzo filmowa opowieść. Dodatkowym atutem był fakt, że film rozgrywa się w początku lat 90. Poszukiwanie lokalizacji a potem adaptowanie ich na potrzeby filmu było dla nas powrotem do wakacyjnych wspomnień z dzieciństwa. Prócz plenerów nad rzeką, film toczy się w ośrodku wypoczynkowym i w domkach letniskowych. Chwilami na planie czuliśmy się jak na koloniach. Nawet catering serwował kompot.

 

Rozmawiała Aleksandra Różdżynska

 

28.08.2013