Rozmowa z Călinem Peterem Netzerem

Podczas 19. Wiosny Filmów rozmawialiśmy z reżyserem nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem filmu „Pozycja dziecka”, Călinem Peterem Netzerem. Film „Pozycja dziecka” trafi na polskie ekrany jesienią, jego dystrybutorem będzie firma Aurora Films.

 

PISF: Pana poprzedni film „Medal honorowy” był prezentowany w Polsce w 2010 roku. Jak pańska droga twórcza zmieniła się od tego czasu? Jakim reżyserem jest pan teraz?

 

Călin Peter Netzer: Tamten film nie był napisany przeze mnie – za scenariusz odpowiadał Tudor Voican. Jednak temat w jakiś sposób był mi bliski, chodziło w tym filmie o relacje między ojcem a synem. Przy nowym filmie („Pozycja dziecka”) od samego początku byłem częścią projektu, od scenariusza, od wątku autobiograficznego, od rozmów ze współscenarzystą Razvanem Radulescu. Ta historia jest mi jeszcze bliższa.

 

Od czego rozpoczęło się powstawanie filmu „Pozycja dziecka”?

 

Początek bierze się właśnie z tych rozmów z Razvanem Radulescu, z którym rozmawialiśmy na temat relacji z naszymi matkami, które w jakiś sposób są podobne. Mówiliśmy sporo o patologicznych aspektach takich relacji i to był punkt wyjścia, od którego poszliśmy dalej, dodając do tego fikcję.

 

„Pozycja dziecka” skupia się na dwóch zagadnieniach – rozwarstwieniu społecznym we współczesnej Rumunii i przełożeniu tego na problem w relacji matki i syna.

 

Po części jest to prawda, jednak muszę podkreślić, że ten film przede wszystkim opowiada o relacji matki z synem, zajmujemy się patologicznym aspektem tej sytuacji. Film dzieje się na przestrzeni kilku dni, a my mieliśmy opowiedzieć o starej relacji, która trwa jakieś 30 lat. Ta drugoplanowa historia społeczna, która dzieje się w tle, ma na celu dodanie dramaturgii, ma być otoczką dla właściwej historii.

 

Część społeczna, związana z korupcją to pewna historia, która może w zasadzie wydarzyć się wszędzie, w taki czy inny sposób, czy to będą Niemcy, czy USA. Elementy, które zaostrzają pierwszą historię są dodane tylko po to, żeby była to historia główna. Dziecko, które umiera w wyniku wypadku spowodowanego przez bohatera może być też metaforą, jeśli chodzi o tego dorosłego syna właśnie. Film kończy się rozmową, w której nie ma znaczenia ta warstwa społeczna, tylko wartość ludzka, emocjonalna. W zasadzie obie matki opłakują swoje utracone dziecko.

 

Jakie znaczenie ma w tej historii to, że bohaterowie to elita Bukaresztu?

 

Pokazałem rzeczy w zasadzie tak, jak one wyglądają, być może chodzi pani o to, dlaczego umiejscowiłem tę relację matki i syna w wyższych klasach społecznych. Po pierwsze, takie sytuacje relacji charakteryzujących się większą zaborczością częściej wydarzają się w rodzinach lepiej sytuowanych, co nie znaczy że w innych się nie zdarzają. Częściej ma to miejsce w rodzinach, gdzie rodzice mogą dziecku poświęcić więcej czasu, w szczególności jeśli chodzi o jedyne dziecko. Po drugie, była również kwestia pokazania nieco z innej strony społeczeństwa rumuńskiego, ponieważ owa grupa nowobogackich, elita, nie była do tej pory pokazywana w naszym kinie szerzej, nie była eksponowana. No i ja sam dużo lepiej znam właśnie ten krąg ludzi i więcej mogę na ten temat powiedzieć.

 

Jest pan również producentem swojego filmu. Chciałabym zapytać, dlaczego zdecydował się pan na taki krok? Czy w Rumunii trudno pozyskać fundusze na kino? Czy też zależało panu bardziej na pełnej kontroli nad filmem, nie tylko artystycznej?

 

Myślę, że obie rzeczy – kontrola artystyczna i finansowa są dla mnie szalenie istotne. To jest mój trzeci film, od kiedy zająłem się kinem. Za każdym razem mając innych producentów, ja się starałem jakoś również uzyskiwać środki finansowe. Tym razem pomyślałem, że sam chciałbym być producentem, bo i tak zabiegałem o pieniądze, a producenci nie wykonywali swojej pracy tak, jak powinni. To jest również przypadek innych rumuńskich reżyserów – Cristi Puiu, Cristian Mungiu czy Corneliu Porumboiu też mają swoje wytwórnie.

 

Tak, rumuńscy reżyserzy często też współtworzą swoje filmy na wielu etapach powstawania – Puiu na przykład zagrał w swoim filmie „Aurora”, kiedy nie mógł znaleźć odtwórcy głównej roli.

 

Brakuje jeszcze tylko tego, żeby sam zrobił zdjęcia… (śmiech).

 

Zatrzymajmy się na chwilę przy stronie organizacyjnej rumuńskiej kinematografii. Chciałam zapytać o koprodukcje – czy jest to w jakiś sposób klucz do międzynarodowego sukcesu?

 

Niekoniecznie – mój film jest stuprocentowo zrealizowany za rumuńskie pieniądze. Z finansowego punktu widzenia jest nam trudniej zebrać pieniądze, bo możemy otrzymać dofinansowanie z Rumuńskiego Narodowego Centrum Kinematografii, ewentualnie z jakiejś telewizji – w najlepszym przypadku możemy zebrać jakieś 300-400 tysięcy euro, co stanowi jakąś połowę budżetu takiego raczej niewielkiego filmu. Więc nie mamy wyboru, musimy tworzyć koprodukcje, brać pieniądze np. z EUROIMAGES. Nie wiem, czy to jest „klucz”, to jest coś koniecznego, aby tworzyć filmy, żeby przetrwać. To bardzo ważna rzecz. Ja pierwsze dwa filmy zrobiłem w koprodukcji z Niemcami. To jest bardzo ważne, kiedy wiesz, że nie jesteś sam, jeśli stoi za tobą ważne nazwisko w kinematografii europejskiej.

 

Jaki jest natomiast klucz do osiągnięcia lokalnego sukcesu w Rumunii? Wiem, że np. istnieją nagrody filmowe GOPO, przyznawane w Rumunii dla najlepszych produkcji. Czy generalnie w Rumunii nagrody wpływają jakoś na promocję kina?

 

Nie, nagrody nie mają wpływu na frekwencję na rumuńskich filmach w kraju. Dla ludzi u nas nie ma znaczenia, że film dostał jakieś międzynarodowe nagrody. To bardziej oznaka uznania dla nas, twórców dostrzeżonych gdzieś na świecie.

 

Z Călinem Peterem Netzerem rozmawiała Marta Sikorska

26.04.2013