Rozmowa z E. Kubarską i M. Braid

Podczas 11. Planete+ Doc rozmawialiśmy z reżyserką filmu „Badjao. Duchy z morza” Elizą Kubarską oraz producentką tego dokumentu Moniką Braid. Film podczas festiwalu otrzymał wyróżnienie w konkurskie Canon Cinematography Award za kompozycję, nastrój, światło i ruch kamery doprowadzone do perfekcji, idealne współgranie formy i treści i piękne przesłanie. 

 

PISF: Jak doszło do waszej współpracy? Co zdecydowało o tym, że postanowiłyście pracować razem?


Monika Braid: Poznałyśmy się 3 lata temut, w 2011 roku. Nasza znajomość rozpoczęła się przy okazji projektu „Droga przez Baltoro”, gdzie jestem współproducentką. Eliza przyjechała do Londynu na pokaz swojego filmu na Open City Docs i opowiedziała mi o swoim pomyśle na film o Badjao. Nigdy wcześniej nie słyszałam ani o tym miejscu, ani o tych ludziach. Od tego czasu zaczęłyśmy wspólnie rozwijać projekt i jeździć z nim na pitchingi, zrobiłyśmy trailer. Często się spotykałyśmy, ale pracowałyśmy głównie przez telefon i Internet. Wstępną pracę wykonałyśmy dzięki dofinansowaniu projektu przez PISF, potem zaczęły się poszukiwania dalszych funduszy.

 

Eliza Kubarska: Kiedy Monika przygarnęła mnie pod swoje skrzydła, pracowałam nad tematem od około 10 miesięcy. W 2011 roku dwa razy pojechałam na Borneo, żeby nakręcić więcej materiału do zwiastuna. Wiadomo, że na początku rozwijania projektu kierunków jest bardzo wiele. Przede wszystkim chciałam się skupić na tym, by jak najlepiej poznać swiat Badjao oraz zrozumieć na czym polegają konflikty tego miejsca.

Jak znalazłaś tych ludzi, jak dotarłaś do ich miejsc?

W 2010 skończyłam pracę nad filmem „Co się wydarzyło na wyspie Pam” i razem z moim mężem, fotografem Davidem Kaszlikowskim wyruszyliśmy w półroczną podróż po Azji. Cały czas gdzieś tam szukałam kolejnego tematu na film. Jednak moja wrażliwość w tamtym okresie była na tyle przytłumiona, że nic nie było w stanie mnie zafascynować. Dopiero na końcu naszej podróży dotarliśmy na Borneo i nagle zobaczyłam tę niesamowitą historię.

Ponoć na początku film „Badjao. Duchy z morza” miał wyglądać inaczej. Wiem, że chciałaś się skupić na wątku turystów przybywających w tamte rejony.

EK: Tak, na początku miałam pomysł równoległej narracji, nawet więcej niż dwóch historii. Chciałam opowiedzieć historię tego miejsca z kilku punktów widzenia. Jednym z wątków miała być oczywiście historia Badjao, kolejnym świat nurków, pracowników szkół nurkowych czy właśnie turystów. Jednak dosyć szybko okazało się, że ci potencjalni bohaterowie ze świata naszej cywilizacji po prostu nie wytrzymują zderzenia ze światem Badjao. To Nomadzi Morza zawsze wychodzili na plan piewrszy, przyjemnie się na nich patrzyło, wszytsko co robili było ciekawe, byli otwarci i szczerzy. W przeciwieństwie do pracowników szkół nurkowych, którzy byli zawsze na dystans, zawsze politycznie poprawni. Stało się wtedy dla mnie jasne, że nasza historia będzie opowiedziana z punktu widzenia Badjao.

 

MB: Bardzo szybko doszliśmy do wniosku, że zależy nam na zatrzymaniu konkretnego momentu. Ta kultura odchodzi i za jakiś czas jej nie będzie, więc bardziej interesujące jest pokazywanie ich jakimi są w ich środowisku. Porzuciłyśmy w zasadzie wątek, by pokazać bezpaństwowość Badjao. Nie mówimy o tym, że nie mają dokumentów, że ściga ich policja, że są nielegalni. Skupiłyśmy się po prostu na obserwacji.

 

EK: Skupiamy się przede wszystkim na relacji między naszymi bohaterami – marzeniem było zrealizowanie historii uniwersalnej, tak by każdy mógł wiąć dla sobie to, co dla niego najważniejsze. Czy to się udało w tym przypadku, to już tylko widzowie mogą ocenić.

W którym momencie do projektu dołączył autor zdjęć Piotr Rosołowski? Jak udało się wam tak blisko podejść z kamerą do bohaterów? Kiedy Piotr włączył się w ten proces?

EK: To było już 2 lata po tym, jak zaczęłam pływać z Badjao po morzu. Wszyscy w okolicy dobrze mnie znali, wiedzieli, że między wyspami pływa taka blondynka z kamerą. Ufaliśmy sobie nawzajem. Do wielu wiosek Badjao prawie nikt nie zagląda. Nie ma tam za bardzo turystów, z jakiegoś powodu nie dochodzi do tego kontaktu. Gdy pierwszy raz zaczęliśmy ich odwiedzać (jeszcze z Davidem) okazało się, że Badjao są tak samo ciekawi nas, jak my ich. To był od razu układ dwustronny. Piotra zaprosiliśmy do współpracy w 2012 roku.

 

MB: Dopiero kiedy pojawiły się pieniądze na development mogliśmy zaprosić kolejne osoby do pracy nad filmem. Oczywiście pierwszą osobą był operator i wtedy nasz wybór padł na Piotra. Znaliśmy się już odrobinę wcześniej i długo nie musiałyśmy go przekonywać do tego projektu. Jesienią 2012 pojechał z Elizą na dokumentację.

 

EK: Pieniądze z dewelopmentu postanowiliśmy przeznaczyć od razu na zdjęcia – wiedzieliśmy, że czas nam ucieka. Praca z Piotrkiem była dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Odbyliśmy wiele rozmów zanim Piotr po raz pierwszy włączył kamerę. Zastanawialiśmy się, jak ten film ma wyglądać. Postanowiliśmy wrócić do korzeni filmu dokumentalnego, twórców takich jak Flaherty. Udało się to, jak sadzę, z dwóch powodów: po pierwsze dzięki niezwykłemu talentowi operatorskiemu i wyczuciu Piotrka, po drugie dzięki zaufaniu, jakie udało mi się przez poprzednie lata z Badjao zbudować. Pomogła nam ich niewinność, może trochę naiwność. Pozwalali nam bardzo zbliżyć się do siebie z kamerą, czasem na 30 centymetrów, a Alexan z Sarim zachowywali się dalej tak, jakby tej kamery tam nie było. 

 

MB: Też myślę, że to jest tak, że oni nas zaprosili do swojej rodziny. Oni czują, że jesteśmy z innej rzeczywistości, jesteśmy obcy – w związku z czym muszą się nami zaopiekować. Mam wrażenie, że dlatego nas tak dobrze przyjęli.

 

EK: Kiedy już wiedziałam, że Badjao wyruszają na kilkudniowe wyprawy, żeby złowić jak najwięcej ryb, zaproponowałam Alexanowi, że popłyniemy razem z nimi. Odwiedziliśmy wiele magicznych miejsc, a nasi bohaterowie wykazywali się niezwykłą cierpliwością, bo trzeba przyznać, że nie ułatwialiśmy im ich pracy, raczej notorycznie im przeszkadzaliśmy.

Dlaczego bohaterami waszego filmu stali się właśnie Alexan i Sari

EK: Pomysł wział się z jednego z pierwszych obrazków, jakie zobaczyłam w tym miejscu. Kiedy odkrywałam świat Badjao i dopiero co zaczynała mi kiełkować myśl o filmie, na morzu zobaczyłam małego chłopca, który siedział na łódce. Zupełnie sam, na środku morza. Bardzo mnie to zaciekawiło. Podpłynęliśmy do niego i okazało się, że dziecko nie jest samo, tylko 20-30 metrów pod wodą jest jego ojciec. Nurkuje on używając bardzo dziwnego sprzętu: prymitywny kompresor podłączony do prostego silnika i do tej całej machinerii przytwierdzona była rurka, przez którą ten człowiek oddychał. Jedyną osobą, która jest odpowiedzialna za cały sprzęt na łódce jest właśnie ten mały chłopiec. Później kiedy już trwały prace dokumentacyjne, podążałam za różnymi bohaterami. To byli zawsze nurkowie kompresorowi, którzy łowią oddychając przez rurkę.

 

W jednej z pierwszych rozmów z Piotrkiem, już na Borneo, rozmawialiśmy dużo o tym, co najbardziej mnie w tym miejscu zaciekawiło. Opowiedziałam mu historię chłopca na morzu i kiedy skończyłam ją wspominać, oboje wiedzieliśmy, że to jest właśnie pomysł na nasz film. Jasne stało się też dla mnie miejsce, gdzie owej pary należy szukać. Około godziny drogi od lądu, szybką łodzią motorową, znajduje się wyspa jedyna w swoim rodzaju, gdzie kontrast zderzenia dwóch światów jest jak na dłoni. Na wyspie Mabul, która około 20 lat temu była tylko wyspą Badjao, dziś znajduje się już tylko maleńka wioska z niewielkim dostępem do wybrzeża, a dookoła powstały luksusowe kurorty dla turystów. Popłynęliśmy na Mabul i zadanie nie było trudne – okazało się, że Alexan jest już ostatnim takim nurkiem mieszkającym na wyspie. W momencie, kiedy odkryliśmy, że do tego zawodu zaczął przyuczać swojego małego siostrzeńca, wiedzieliśmy, że jesteśmy bardzo blisko.

Nie kusiło was, by zrealizować ten film jako relację z pięknego kurortu? Dlaczego chciałyście pokazać ten świat szerzej?

EK: Kluczem do świata Badjao jest zrozumienie tego, że jest to świat absolutnie magiczny. Na pierwszy rzut oka wygląda jak pocztówka: biały piasek, mała wyspa z palmą. Lecz nagle okazuje się, że w tym drzewie, które jest na brzegu mieszka jeden duch, a pod wodą jest królestwo kolejnych. Nagle przede mną zaczął się otwierać prawdziwy świat magii, niemal w niego weszłam. Niestety realia życia naszych nomadów w ostatnim czasie bardzo się zmieniły. Niegdyś urodzeni na morzu Badjao, w porze obiadu wskakiwali do wody i wypływali po chwili z jedzeniem. Dziś muszą uruchomić łódź z silnikiem i udać się w odległe miejsce gdzie, po pierwsze, wolno im łowić, a po drugie – nadal znajdą jakieś ryby.

 

Kontrastem do pięknego świata wysp jest miasteczko Semporna – najbrzydsze miejsce na świecie, do którego chcąc nie chcąc Badjao przypływają i w którym zaopatrują się w paliwo i maniok. Wielu z nich jest również zmuszonych by osiedlić się na stałe na jego obrzeżach, w wioskach bardziej przypominających slums. Tam w pewnym momencie nasi bohaterowie muszą popłynąć, żeby kupić część do silnika. Aleksan, który pod wodą jest królem, wychodzi z wody i idzie ulicami Semporny i wygląda jak żebrak, na którego nikt z nas nie zwróciłby uwagi. To samo widać później w momencie, gdy odwiedzimy ich na ich wyspie, gdzie ich wioska bezpośrednio sąsiaduje z bogatym ośrodkiem turystycznym.

 

MB: Zależało nam na pokazaniu tego kontrastu, ale Semporna i ośrodek turystyczny bardzo późno pojawiają się w filmie. Przede wszystkim chcieliśmy docenić to, kim oni naprawdę są. Właśnie Semporna i Mabul to kierunek, w którym to wszystko zmierza. Taka jest przyszłość Badjao – prawdopodobnie skończą na przedmieściach miast.

Jak sądzicie, dlaczego polscy dokumentaliści tak często zajmują się tematami z tak odległych miejsc, jak choćby właśnie Borneo?

EK: Wydaje mi się, że nie jest to wyłącznie cecha polskich dokumentalistów. Na Hot Docs byli reżyserzy z całego świata, a podnoszone przez nich tematy często pochodziły z takich przeciwległych końców naszej ziemi. Z natury dokumentalisty wynika, że jest ciekawy świata i sięga po różne tematy. Ja lubię opowiadać historie przez pryzmat dalekich kultur tam często wszystko jest bardziej wyraźne, dzięki nim jestem w stanie opowiedzieć o czymś bardzo uniwersalnym. Łatwo da się zaobserwować, że nasza ludzka natura jest wszędzie podobna, co też widać w naszym filmie.

 

MB: Mamy chociażby przykład fantastycznych twórców z Danii, którzy podbijają świat swoimi filmami nie o Danii właśnie, ale np. o Birmie czy Chinach. To naturalna ciekawość. Teraz poza tym Polacy mogą podróżować bez ograniczeń i robią to.

Obok Piotra Rosołowskiego film współtworzyła też autorka zdjęć podwodnych.

EK: Tak, współpracowaliśmy z operatorką Lisą Strohmeyer z Austrii. Jestem bardzo zadowolona z efektów jej pracy. To nie tylko znakomita autorka zdjęć, ale też świetny nurek. Pracowała na kamerze ważącej w obudowie podwodnej ok. 30 kg, więc nawet podanie jej tego sprzętu było trudne, natomiast dzięki temu ta kamera była bardzo stabilna pod wodą. Nasza praca była bardzo intensywna, mieliśmy zaledwie 4 dni z Lisą, a zasady nurkowania są bardzo ograniczone, jeśli chodzi o ilość czasu, który możesz spędzić pod wodą jednego dnia.

Zdobywałyście fundusze na wasz film m.in. poprzez crowdfunding. Skąd taki pomysł? Wiem, że zbiórka zakończyła się sukcesem.

MB: Wydawało nam się, że temat jest na tyle ważny, że powinien zainteresować bardzo wielu ludzi. W zasadzie wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za tę sytuację. My jesteśmy zachodnią cywilizacją, która wkracza i ignoruje co się dzieje na miejscu, na przykład tam na Borneo. To był punkt wyjścia. Oczywiście zależało nam na zdobyciu pieniędzy, żeby móc rozpocząć postprodukcję. Rzeczywiście, zbiórka zakończyła się sukcesem. Jednak, jak na zachodnie warunki, to był to projekt dosyć skromny. Zbiórka nie była duża – udało nam się zebrać 10000 funtów, podczas gdy Amerykanie potrafią zebrać nawet kilkadziesiąt tysięcy. To był dosyć skromny cel, ale w jego realizację zaangażowało się naprawdę dużo ludzi. Rzeczywiście crowdfunding polega na tym, że każdy dorzuca ile może – 2 złote albo 100 złotych. Ale chodzi też o to, aby informować ludzi o tym, co robimy – że powstaje taki film, że istnieją Badjao, że trzeba ten film zrobić. To było bardzo ważne w tej akcji.

 

EK: Widownia bardzo często zadaje nam pytanie, co się będzie działo dalej z tymi ludźmi, których filmowaliśmy. Leży nam na sercu los Sariego, tego najmłodszego bohatera i wierzymy, że jest przed nim jakaś przyszłość. Badjao nie mają dokumentów, nie mają narodowości, w związku z czym nie mogą chodzić oficjalnie do szkół. Brak edukacji to podstawowy problem. Szkoły organizują wolontariusze, organizacje charytatywne. My chcemy zrobić kolejną akcję crowdfundingową, żeby wspomóc szkolnictwo na wyspie Mabul. Będziemy to robić w ciągu, mam nadzieję najbliższych tygodni.

Udało się zebrać pieniądze, film został dofinansowany przez PISF i został ukończony. Teraz dochodzicie do momentu, kiedy pokazujecie swój film światu. Premiera filmu „Badjao. Ludzie z morza” odbyła się na festiwalu Hot Docs w Toronto. Z jakim przyjęciem spotkał się wasz film?

MB: To był pierwszy pokaz publiczny, także w ogóle nie wiedziałyśmy czego się spodziewać. Zaproszenie na festiwal Hot Docs na podstawie wersji rough-cut było miłym i dużym zaskoczeniem, bo wydawało nam się, że sposób realizacji, myślenia o filmie jest bardzo europejski. Widzowie reagowali bardzo entuzjastycznie, film bardzo się podobał. Mieliśmy pełne sale kinowe i to sale na 400-500 osób. Dobrej jakości ekran, fantastyczne nagłośnienie – z wielką przyjemnością same obejrzałyśmy ten film.

 

EK: Zostaliśmy zakwalifikowani do konkursu głównego. Prezentowano w nim 12 filmów z całego świata wybranych spośród niemal 200 festiwalowych tytułów. Z kolei na festiwal nadesłano w tym roku około 2000 filmów. Już sama selekcja do konkursu była nagrodą, po czym okazało się, że dostaliśmy ważną nagrodę – nagrodę jury.

 

MB: Bardzo się cieszymy, że ktoś docenił poetycki dokument, film będący metaforą.

Jak film odbierano na Planete+ Doc, gdzie także zdobył nagrodę?

EK: Mam wrażenie, że film się podoba, bilety na seanse w Warszawie zostały wykupione bardzo szybko. Podobnie było we Wrocławiu i Bydgoszczy, sale były pełne. To chyba dobry znak.

 

MB: Film chce zobaczyć mnóstwo osób, a w kinach często już nie ma miejsc.

Gdzie zatem jeszcze będzie można zobaczyć Badjao?

MB: Na pewno na kolejnych festiwalach. Jesteśmy zaproszone na festiwale w USA, m.in. Los Angeles Film Festival czy Margaret Mead Film Festival w Nowym Jorku. Przymierzamy się do premiery europejskiej, jednak ważne festiwale mają miejsce także jesienią i czekamy na wyniki selekcji. Mamy ogromną nadzieję, że film będzie dystrybuowany w Polsce w kinach. Chcemy też zrobić pokaz naszego filmu na wyspie Mabul.

 

Z Elizą Kubarską i Moniką Braid rozmawiała Marta Sikorska

 

29.05.2014