Rozmowa z Gregiem Zglińskim

Podczas 52. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach w sekcji Variety Critics’ Choice prezentowany jest współfinansowany przez PISF film „Zwierzęta” Grega Zglińskiego. Polska premiera filmu odbyła się podczas 19. edycji przeglądu Kino na Granicy w Cieszynie, gdzie rozmawialiśmy z reżyserem.

PISF: Jak rozpoczęło się powstawanie „Zwierząt”?

Greg Zgliński: Autor tekstu Jörg Kalt był również reżyserem i to on miał ten film realizować. Zasiadałem w komisji filmowej w Zurychu i jednogłośnie przyznaliśmy fundusze na ten film. Bardzo chciałem tę opowieść zobaczyć na ekranie. Było to w 2007 roku. Wtedy ten projekt był bardziej skupiony na oryginalnej formie, co mi się bardzo podobało. Jednak Jörg Kalt popełnił samobójstwo. W tym tekście czuło się jego zmagania z depresją, na którą chorował od wielu lat. Śmierć i czarny humor mocno są w scenariuszu „Zwierząt” obecne. Pamiętam, że po jego przeczytaniu aż zabrakło mi tchu i miałem dwa skojarzenia: to musiał napisać ktoś, kto stoi trochę obok życia. Moją drugą myślą było, że miałem wrażenie dotknięcia tajemnicy życia i śmierci. Myślałem o tej historii, odkąd się z nią zapoznałem  – taka niezałatwiona sprawa. Wróciłem do niej 3 lata temu. Poprosiłem szwajcarskiego producenta, Stefana Jägera, by odszukał ten tekst, sprawdził kto ma do niego prawa i czy można go zrealizować. Okazało się, że scenariusz leżał w szufladzie u brata Jörga Kalta. Na szczęście brat dał mi wolną rękę przy pracy nad tym materiałem. Pomyślałem, że warto tę mocno formalną opowieść poszerzyć o coś, co pozwoli widzom bardziej zidentyfikować się z bohaterami. Skupiłem się na tym, by uwiarygodnić te postaci psychologicznie.

Jak wyglądała współpraca z producentami? Na początku projekt miał producenta szwajcarskiego, potem doszli producenci z Austrii i Polski?

Bardzo ważny był dla nas producent austriacki. 10 lat temu to on miał być głównym producentem. Coop99 to uznany gracz na rynku europejskim, firma stojąca za takimi tytułami jak „Lourdes” czy „Grbavica”.  Początkowo miała być to dwustronna koprodukcja. Ja jednak bardzo chciałem, by uczestniczyła w tym strona polska. Naturalnie zwróciłem się do Łukasza Dzięcioła, bo już wcześniej świetnie nam się razem współpracowało. Miałem pomysł, aby część ekipy zdjęciowej z pionu operatorskiego była z Polski, ponieważ autorem zdjęć był Piotr Jaxa – Polak od dawna mieszkający w Szwajcarii, który ma jednak bardzo polskie myślenie o filmie. Tak więc gaffer, szwenkier i ostrzycielka byli z Polski, a także kompozytor, Bartosz Chajdecki. Część zdjęć zrealizowaliśmy w Łodzi i okolicach.

Jak wyglądał dobór aktorów?

Nie znałem zbyt wielu aktorów austriackich. Bardzo pomogła mi tamtejsza wyśmienita reżyser  castingu Lisa Olah, specjalizująca się w filmach fabularnych. Przysłała mi kilkanaście propozycji dotyczących obsady. Z Austrii w miarę szybko wybrałem: Birgit Minichmayr do roli Anny, Philippa Hochmaira do roli Nicka, Michaela Ostrowskiego do roli Haralda oraz do roli Tareka Mehdi Nebbou, który co prawda jest z Francji, ale gra też dużo w niemieckich filmach. Od dawna chciałem pracować ze szwajcarską aktorką Moną Petri, ale Mischa w scenariuszu była młodą studentką. Mój wybór padł na niezwykle utalentowaną aktorką Carlę Juri. Jednak Carla dostała propozycję zagrania w „Blade Runnerze 2049” Denisa Villeneuve. Nie wiem dlaczego wybrała tamten projekt, nie rozumiem (śmiech). Wtedy dopiero pomyślałem, że tak naprawdę było by lepiej, gdyby Mischa była nieco starsza, osobą w wieku Anny, skoro ma być kimś w rodzaju alter ego tej bohaterki.

„Zwierzęta” – co oznacza ten tytuł?

Tytuł widniał na oryginalnym scenariuszu i szczerze mówiąc początkowo sam się nad nim zastanawiałem. W notatkach Jörga nie znalazłem żadnej wzmianki skąd się wziął. Myślałem nawet o zmianie, ale jakoś mi on pasował. Zacząłem drążyć aż w końcu dotarłem do jego znaczenia – zwierzęta postrzegają i odczuwają ten świat inaczej niż my ludzie, mają wyostrzony słuch, węch, wzrok, czasem widzą lub słyszą wręcz w innym zakresie. Mają ten słynny „szósty zmysł” gdy np. czują nadchodzący kataklizm. Są istotami jakby z bajki, łącznikami między światem ludzkim a światem większym, nieskończonym. Tak naprawdę są gospodarzami tej opowieści, to bardziej ich świat niż świat ludzi. Są też katalizatorami kluczowych wydarzeń.

Jak zatem wyglądała współpraca na planie ze zwierzętami?

Oczywiście pomagaliśmy sobie techniką komputerową, ale np. w scenie z ptakami wystąpił prawdziwy ptak, który przyjechał na plan z Polski. Rzeczywiście latał po pomieszczeniu. Mieliśmy dwa identyczne szpaki które latały na zmianę, ale też szpaka wypchanego oraz na paru klatkach kamień obklejony piórami, z komputerowo dorobioną głową. Przepiękne i tajemnicze dwa koty (grające jednego kota) były z kolei z Niemiec – wabią się Voodoo i Africa, co mówi o nich wszystko. Wyszukała je producentka. Nie było łatwo, koty okazały się bardzo ruchliwe, a ja potrzebowałem, żeby kot siedział nieruchomo i przez parenaście sekund patrzył się na aktorkę. W związku z tym rejestracja każdego ujęcia z kotem trwała ponad godzinę. Dopiero w montażu wybraliśmy dobre momenty.  

Co zadecydowało o tym, jakie zawody będą wykonywali bohaterowie filmu? Mamy tutaj np. kucharza i autorkę książek dla dzieci.

„Zwierzęta” to w pewnym stopniu kontynuacja wcześniejszego filmu Jörga „Richtung Zukunft durch die Nacht” („Ku przyszłości przez noc”) z 2002 r., gdzie bohaterowie także mają na imię Nick i Anna. On jest kucharzem, ona jest z kolei reżyserką filmów dokumentalnych. Jörg po prostu wziął te same postaci i opowiadał kolejną historię o nich. W tamtym filmie również istnieją zapętlenia czasowe, które nadają filmowi uczucie surrealizmu.

„Zwierzęta” możemy czytać m.in. jako film o niemocy twórczej, gdzie właśnie ta bohaterka wymyśla historię, która jej się przytrafia.

Oczywiście. Widz może w tej opowieści iść za różnymi wątkami. Inspiracją dla Jörga był obraz M. C. Eschera „Relatywność”. Ludzie idą po schodach i na końcu dochodzą do tego miejsca, z którego wyszli, mimo że szli ciągle w dół. Kiedy z bliska patrzymy na ten obraz to wszystko jest logiczne. Natomiast patrząc na obraz z daleka, cała logika się zatraca. Jörg chciał właśnie stworzyć podobną figurę, tyle że w filmie. Z założenia miała to być historia, którą można opowiedzieć tylko poprzez medium film.

Do osobistych historii Nicka i Anny dochodzą jeszcze miejsca, w których toczy się akcja. Mam wrażenie, że scenografia to także jeden z bohaterów tego filmu.

W scenariuszu od początku wyczuwałem coś pierwotnego, jakąś tajemnicę. Szukałem takich plenerów, które tę tajemnicę by odzwierciedlały. W pierwotnym tekście główna akcja była osadzona w górach jurajskich w Szwajcarii. Nasz location scout wyszukał odpowiednie miejsca, przesłał mi zdjęcia i to wyglądało tak kiczowato bajkowo, że stwierdziłem, że to jednak powinno być coś bardziej szorstkiego. Wybrane w Alpach miejsca nadal są piękne, ale ten dom gdzie przyjeżdżają bohaterowie jest także niepokojący, ma w sobie coś mrocznego. Nie jest na pewno cukierkowy.

Część akcji filmu rozgrywa się w szwajcarskiej miejscowości Vevey. Z filmu wynika, że to niezwykłe miejsce.

W scenariuszu była to Lozanna. Jednak dla nas nie była to zbyt atrakcyjna lokalizacja, a Piotr Jaxa, który niedaleko mieszka, od razu zaproponował Vevey. Schody,  gigantyczny widelec – rzeźba przed Muzeum Jedzenia – tego też użyliśmy dzięki sugestiom Piotra. Bohater jest przecież kucharzem, a ten istniejący naprawdę dziwaczny pomnik  stanowi dodatkowy komentarz do sytuacji w której znajdują się bohaterzy.

Austriackie mieszkanie z którego Nick i Anna wyjeżdżają na wakacje też jest mroczne, posępne. Przywodzi na myśl mieszczaństwo, które znamy choćby z literatury austriackiej.

Chcieliśmy w scenografii i kostiumach wymieszać plany czasowe. Meble na przykład są z lat 60. Ubrania Anny są też z lat 60., Nicka nawet z lat 40. Wobec dzisiejszej mody na vintage i styl retro to nie zwraca aż takiej uwagi. Dlatego zdecydowaliśmy się poszaleć i pójść w bardziej ekstremalne kolory i formy.

Też nad tym filmem wyraźnie ma władzę poetyka marzenia sennego. Nie wiemy, czy niektóre zdarzenia na pewno miały miejsce. Czy realizacja zdjęć odbywała się chronologicznie?

Oczywiście, że tak nie było. Kręciliśmy w zależności od danej lokacji. Bardzo ważną rolę w opowiadaniu tej historii odegrał montaż. Wątki, które w scenariuszu wydawały się jasne, w pierwszych wersjach montażowych okazywały się niezrozumiałe. Tak więc staraliśmy się pokazać je bardziej wyraziście. Film montażowo był trudny, ostateczna wersja filmu to wersja 27.

Podczas polskiej premiery w Cieszynie bardzo ciekawie o tworzeniu muzyki do tego filmu mówił kompozytor Bartosz Chajdecki. Podobno rzucaliście przedmiotami w gitarę, wszystko to nagrywając.

Tak, raz tak było, tworzyliśmy muzykę psychodeliczną. Mnie się to skojarzyło z muzyką, jaką grałem pod koniec lat 80. w Zurychu, gdzie szalałem w grupach rockowych. Do paru fragmentów w filmie wydawało mi się, że takie dźwięki psychodeliczne będą pasować i je zaproponowałem Bartkowi. On sam też dużo eksperymentował i szukał dźwięków pasujących do tego dziwnego filmu. Stwierdził, że to musi być muzyka, której jeszcze nikt nie słyszał. Bardzo mi się ta muzyka podoba, powstało coś absolutnie wyjątkowego. To była już nasza druga współpraca – przed rokiem wspólnie zrealizowaliśmy film fabularny pt. „Czas Anny” dla telewizji w Genewie. Tutaj muzyka była zupełnie inna. Utwierdziłem się w tym, że to znakomity kompozytor z pasją, potrafiący zmieniać swoje pomysły w zależności od tego, nad czym pracuje.

Czy „Zwierzęta” są filmem także o związkach? Ja go odbieram jako historię o tym, do czego może nas zaprowadzić zazdrość.

To przede wszystkim film o związkach. W tej historii każdy żyje w swoim świecie i kompletnie inaczej widzi rzeczywistość. Anna i Nick są ze sobą tylko wtedy, gdy się kochają. Wtedy czują, że między nimi jest jedność. Dla mnie to też w pewnym sensie historia ku przestrodze. Żeby być razem to trzeba być razem i być uważnym na tę drugą osobę, a nie uciekać od siebie.

Jak przyjęto film na tegorocznym Berlinale? „Zwierzęta” były pokazywane w sekcji Forum.

Dość wcześnie producenci zaczęli myśleć o wysłaniu filmu do Berlina, m.in. dlatego, że grająca w nim Birgit Minichmayr w 2009 r. otrzymała tam Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszej aktorki za rolę w filmie „Wszyscy inni” w reż. Maren Ade. Także filmy produkowane przez Coop99 bardzo często pojawiają się na Berlinale. Moim zdaniem film ten bardzo dobrze pasowałby do programu Cannes, jako film taki trochę dziwny. Jednak w tym roku doskonale pasowaliśmy w Berlinie do sekcji Forum, którego tematem przewodnim było hasło „Realne i Surrealistyczne”. Mieliśmy 6 projekcji oraz 3 pokazy na markecie. To bardzo dużo. Seanse wyprzedane, były kolejki, spore zainteresowanie filmem. Zaskoczyło mnie, jak festiwalowa publiczność dobrze bawiła się na seansach. Mnie wiele scen w tym filmie bawi, ale myślałem, że widzowie raczej się uśmiechną, bo to bardzo specyficzny humor. Jednak śmiali się na głos, co jest świetne, bo ten film należy tak właśnie oglądać  – nie do końca na poważnie. „Zwierzęta” mają poważną myśl w sobie, natomiast są też dobrą zabawą.

Rozmawiała Marta Sikorska 

07.07.2017