Rozmowa z Jackiem Wachulewiczem

Podczas 11. Gdańsk DocFilm Festival rozmawialiśmy z dyrektorem artystycznym tej imprezy, Jackiem Wachulewiczem.

 

PISF: Od ilu lat współpracuje pan z Gdańsk DocFilm Festival?

 

Jacek Wachulewicz: Zacząłem współpracować z festiwalem przed szóstą edycją. Na początku byłem jednym z koordynatorów festiwalu. Moją rolą było wyszukiwanie filmów, zapraszanie twórców do udziału w konkursie oraz kompletowanie zgłoszeń, ponieważ twórcy sami się do nas zgłaszali. Również proponowanie, kto mógłby być w jury. Zajmuję się tymi działaniami także teraz.

 

Jak wygląda obecnie selekcja festiwalowych tytułów?

 

Od kilku lat jest stała ekipa osób zaangażowanych w festiwal, która dokonuje selekcji. Ustaliliśmy to około siódmej – ósmej edycji, jakoś tak naturalnie. Przez moment program układało pięć osób z różnych miejsc Polski – przez Skype robiliśmy zebrania. To jednak zbytnio rozciągało się czasie i ograniczyliśmy to grono do trzech osób. Filmoznawca dr Sebastian Jakub Konefał z Uniwersytetu Gdańskiego, Katarzyna Warzecha – obecnie studentka reżyserii w Katowicach, no i ja. Być może mieliśmy podobny pogląd na kino dokumentalne – od razu byliśmy zachwyceni kinem polskim.

 

Prezentujemy polskie filmy

 

Od początku tego festiwalu prezentujemy polskie filmy. Widzimy, że polski dokument jest naprawdę na światowym poziomie, na szczycie. Nie zawsze Polacy o tym wiedzą. Jeśli spojrzeć, jakie nagrody polskie filmy dokumentalne zdobywają na festiwalach – są to główne nagrody. Chociażby ostatnio „Gwizdek”, nagrodzony na Sundance, filmy Marcina Koszałki, Jacka Bławuta czy Marcela Łozińskiego.

 

Wysyp utalentowanych młodych dokumentalistów

 

Według nas obecnie Marcel Łoziński jest jednym z trzech najważniejszych dokumentalistów na świecie – obok Wernera Herzoga i Siergieja Łoźnicy. Mało się o tym mówi, ale to między innymi on oraz Kieślowski i jego filmy dokumentalne stworzyli podstawy dla fali najlepszego polskiego dokumentu. Teraz także mamy niesamowity wysyp utalentowanych młodych dokumentalistów, będących często uczniami Marcela Łozińskiego czy Jacka Bławuta. Młodzi polscy filmowcy na naszym festiwalu są obecni w każdej edycji – warto wymienić takie tytuły jak choćby „Nasiona” Wojciecha Kasperskiego czy „52 procent” Rafała Skalskiego – ten film wygrał szóstą edycję Gdańsk DocFilm, kiedy przewodniczącym jury był Michael Glawogger. Podobno, gdy tylko zobaczył „52 procent” to wiedział, że chce nagrodzić właśnie ten tytuł.

 

Obserwowanie człowieka w działaniu

 

Chyba sukces polskiego dokumentu polega także na tym, że reżyserzy mają u boku duże wsparcie świetnych operatorów filmowych. To daje niesamowity efekt. Polski dokument zrezygnował z tego, co jeszcze pokutuje na świecie, myślę tu o np. amerykańskich produkcjach telewizyjnych. Polscy twórcy – Łoziński, Kieślowski, Bławut – zrezygnowali z komentarza pozakadrowego. Oni obserwują człowieka w działaniu i skupiają się na dialogach. Widz musi sobie sam opowiedzieć historię, wysilić percepcję. Wtedy powstaje dzieło artystyczne.

 

Teraz oprócz obrazu zwracamy także uwagę na ciepło danej historii. Myślimy także o widzu. Jeśli coś nam się spodoba, to musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to dla widza będzie strawne, czy ktoś będzie chciał to obejrzeć.

 

Oprócz filmów z Polski doceniamy dokumenty m.in. z Izraela oraz Rosji, które także mają duży walor artystyczny. Pojawiają się wysokobudżetowe filmy z USA, brakuje mi osobiście np. ciekawych tytułów z Niemiec. Prowadzimy otwarty nabór, można do nas nadsyłać filmy.

 

Jak ważny jest podtytuł festiwalu – „Godność i praca”?

 

Pragniemy dziś odczarować słowo „praca”. Pracują też artyści, muzycy. Wychodzimy w kierunku pasji, na przykład pokazując taki film jak „Na krawędzi” o wyprawie na Annapurnę. Ale też nacisk kładziemy na hasło „godność”, tak w ogólnoludzkim wymiarze.

 

Jak wygląda dobór członków jury? Wspomniał pan o tym, że jednym z gości festiwalu był uznany dokumentalista Michael Glawogger.

 

Trzeba być w tym zapraszaniu konsekwentnym. Michael Glawogger chyba trzykrotnie nam odmówił, nim mógł do nas przyjechać, a robi on filmy bardzo związane z tematem naszego festiwalu. Ponawialiśmy zaproszenie, przyjechał do nas i bardzo mu się tutaj w Gdańsku podobało. Przez kilka lat próbowaliśmy zaprosić Siergieja Łoźnicę, chyba teraz ponownie go zaprosimy, skoro chętnie pojawia się w Polsce. Cały czas próbujemy zaprosić na nasz festiwal Wernera Herzoga. Myślimy też o zaproszeniu Heleny Trestíkovej, której niesamowity film „Katka” pokazywaliśmy w tym roku, niestety reżyserka nie mogła do nas przyjechać.

 

W tegorocznym programie nowością są dokumenty o muzyce.

 

To pomysł głównego dyrektora festiwalu Kazimierza Bera. Od jakiegoś czasu przymierzał się do zaprezentowania swojej pasji na ekranie. Ogląda i kolekcjonuje koncerty, lubi takie zespoły jak Led Zeppelin czy Pink Floyd. My dołożyliśmy do tego filmy „Marley” i „Sugar Mana”.

 

Kim są widzowie festiwalu, kto odwiedza festiwalowe kina?

 

Naszą widownię stanowią zarówno licealiści, jak np. ci, którzy uczestniczyli w spotkaniu z Marcelem Łozińskim, aż po seniorów, z którymi zdarza mi się rozmawiać między seansami. Większość naszej widowni to jednak osoby między 25. a 35. rokiem życia. Z frekwencją bywało różnie, to jednak jest kino dokumentalne, wydawałoby się, że nie będzie się cieszyć taką popularnością jak kino fabularne, sensacyjne. Jednak robiąc swoje zaobserwowaliśmy, że z roku na rok jest coraz więcej osób na widowni, widzowie zaakceptowali festiwal. Wykonujemy konsekwentną pracę edukacyjną i to przynosi owoce.

 

Znaczący wzrost liczby widzów

 

Około dziewiątej edycji przeżyliśmy bardzo znaczący wzrost liczby widzów. Pamiętam, kiedy pokazywaliśmy „Śmietnisko” Lucy Walker. Na kilka godzin musiałem być poza festiwalowym kinem, a kiedy wróciłem to na tej siedmiuset osobowej sali nie znalazłem wolnego miejsca, musiałem iść na balkon. W tym roku też wieczorami mamy pełne sale. To nie jest jakiś wielki festiwal, chyba nie będzie tu czerwonych dywanów, bo twórcy przyjeżdżający do nas podkreślają, że nie czują się tutaj anonimowi. Mamy czas, żeby się nimi zająć, widzowie mogą do nich podejść.

 

W ostatnich latach widzowie chyba chętniej chodzą do kina na filmy dokumentalne, jeśli mają taką możliwość, chociażby na festiwalach.

 

Może to też jest tak, że twórcy zaczęli robić filmy dokumentalne do kina. Na pewno festiwale stworzyły widownię dla filmów dokumentalnych. Pojawiły się znakomite imprezy, jak Planete+ Doc Film Festival, a Krakowski Festiwal Filmowy zaczął prezentować pełnometrażowe filmy dokumentalne. Mamy do czynienia z modą na dokument, a zarazem wzrastającym szacunkiem, docenieniem takiego kina. Może fabuła już się trochę opatrzyła i widzowie szukają prawdziwych historii? Nasi widzowie mówią, że przychodzą na nasz festiwal po prostu na dobre filmy.

 

Więcej informacji o Gdańsk DocFilm Festival: www.gdanskdocfilm.pl.

 

Z Jackiem Wachulewiczem rozmawiała Marta Sikorska

20.06.2013