Rozmowa z Justine Barda

Rozmawiamy z Justine Barda, programerką festiwalową, wykładowczynią Seattle University, założycielką Telescope – strony internetowej promującej międzynarodowe kino wśród amerykańskiej  publiczności, gościem Polskich Dni podczas festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty 2016.

PISF: Film jest w centrum wszystkich Twoich zawodowych działań.

Justine Barda: Tak, jestem programerką festiwalową. Znajduję się w grupie programerów Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Seattle, a także festiwalu Sundance. Dodatkowo wykładam na studiach filmowych na Uniwersytecie w Seattle, a także rozwijam stronę internetową Telescope, poświęconą promocji światowego kina wśród amerykańskiej publiczności.

Twoja praca dla festiwalu Sundance różni się od tej dla MFF w Seattle.

Zgadza się. W przypadku obu festiwali skupiam się na kinie światowym. Ale dla Sundance raczej nie wyszukuję sama filmów, a oglądam te, które zostały zgłoszone na festiwal. Jeśli chodzi o Seattle koncentruję się na rejonach Środkowego Wschodu, Północnej Afryki, a także Europy. Moja koleżanka z ekipy MFF w Seattle, Maryna Ajaja, skupia się w szczególności na rejonie Europy Wschodniej, zatem jeśli widzę coś interesującego na festiwalu Nowe Horyzonty, przesyłam to do niej.

Na festiwalu w Seattle pokazujemy dużo polskich filmów. W tym roku mieliśmy siedem polskich tytułów. SIFF to największy festiwal w Stanach. Tegoroczna edycja zaprezentowała 450 filmów pełnometrażowych i krótkich. Daje nam to luksus pokazywania pewnej ilości filmów z każdego kraju – może nie zatrważającej ilości, ale przynajmniej przyzwoitej reprezentacji.

Na co zwracasz największą uwagę selekcjonując filmy na Sundance?

W całej mojej pracy programera jestem wyczulona na dobry scenariusz. Ten element filmu jest dla mnie bardzo ważny. Wolę scenarzystów, którzy dają sobie czas. Kiedy rozmawiam z piszącymi dla siebie scenariusz reżyserami, którzy niecierpliwią się procesem pisania, zawsze im mówię, że im dłużej, tym lepiej. Ten wysiłek naprawdę później widać na ekranie, a film z tego powodu staje się silniejszy.

MFF w Seattle jest dość długi  – trwa 24 dni i jest uważany za festiwal dla publiczności bardziej niż  wydarzenie branżowe. Jak zatem opisałabyś jego publiczność?

Po pierwsze, chciałabym zaznaczyć, że profil festiwalu w Seattle ewoluuje. Obecnie pracujemy nad tym, żeby branża była na tym wydarzeniu bardziej obecna. Mamy specjalny weekend pod koniec festiwalu poświęcony przemysłowi, na który ściągamy prasę, dystrybutorów czy agentów sprzedaży. Widzimy w tym sens – to tylko dwie godziny lotu od Los Angeles!

Jeśli chodzi o naszą publikę, doprawdy jest ona jednym z najlepszych elementów pracy przy tym festiwalu. Nasza widownia jest mądra, otwarta i gotowa na wyzwania, dlatego możemy sobie pozwolić na program wykraczający poza mainstream, ponieważ ludzie są skorzy do zaangażowania się w takie kino. I to jest wspaniałe.

Mogę powiedzieć, że nasza publiczność naprawdę lubi polskie filmy – mamy widzów, którzy są szczególnymi fanami filmów z Polski, którzy ich szukają. Jak już wspomniałam co roku prezentujemy znaczącą ilość polskich tytułów. W 2016 roku pokazywaliśmy „Body/Ciało”, „Świt”, „Demona”, „Ilegitim”, „Niewinne”, „Córki Dancingu” oraz „Zud”. Zatem naprawdę szeroki zakres filmów.

To Twoja trzecia wizyta na Polskich Dniach w przeciągu czterech lat. Czy widzisz jakieś zmiany?

Jestem pod wrażeniem programu Polskich Dni.  Myślę, że jest to modelowe wydarzenie dla programów tego typu – w swoim wsparciu narodowego przemysłu i jego promocji na świecie. Osobiście lubię obserwować projekty na wszystkich etapach rozwoju, a szczególnie lubię śledzić postęp projektu od wczesnych stadiów do ostatecznej wersji. W tym roku na Polskich Dniach ucieszyła mnie możliwość zobaczenia projektów na etapie work-in-progress czy nawet ukończonych filmów, które w poprzednich latach widziałam na pitchingach jako projekty w fazie developmentu.

Rozmawiałam z Davidem Popem (jednym z trenerów) o wskazówkach, jakich udzielał ludziom szykującym się na pitching. Kiedy następnego dnia poszłam na sesję prezentacji, mogłam naocznie zobaczyć to, o czym mówił David. Ci ludzie faktycznie się tego trzymali, wzięli sobie jego rady do serca. Sądzę, że pitching był profesjonalny i oczywiście niektóre projekty były bardzo interesujące.

Które projekty najbardziej Ci się spodobały?

Byłam szczerze zaintrygowana „Eloe”, szczególnie czymś, co reżyser-scenarzysta mówił o krytyce militaryzmu i hipermęskości. Podobał mi się sposób, w jaki mówił o swoim głównym bohaterze, który przechodzi zmianę w pewnym sensie wbrew sobie. Uznałam to za bardzo frapujące i widzę tu wielki potencjał. Reżyser wspomniał także o brzemieniu empatii. Uważam to za fascynujący pomysł. Zatem nawet jeśli historia zaklinacza koni może brzmieć znajomo, wydaje mi się, że ten reżyser zrobi z nią coś naprawdę ciekawego. Podobał mi się także projekt „Poza sezonem” („Fortnight”). Myślę, że historia jest zajmująca, bardzo aktualna. Wydaje mi się, że będzie dobrze skonstruowana. Podobał mi się także sposób, w jaki reżyserka mówiła o niebezpieczeństwach wynikających z pokusy komfortu. Może to doprowadzić do zamknięcia oczu na wszystko, co zakłóca twój spokój. Jakie kwestie mogą być bardziej na czasie w tym momencie dla Europy? Jestem bardzo ciekawa, co wyniknie z tego projektu.

Wielu twórców mówiło o czasach obecnych i Europie przechodzącej kryzys starając się uchwycić zachodzące zmiany.

Podobało mi się to, że twórcy podejmowali kwestie aktualne. I nawet jeśli ich filmy nie pojawią się przez kilka lat, to wciąż wydaje się właściwe, istotne. Projekt „Volterra” również pasowałby do tej kategorii jako film zrealizowany po to, by przedstawić współczesne problemy.

Co z prezentacjami work-in-progress?

Pomimo tego, że w ogóle nie jestem fanką horrorów i trailer oglądałam prawie z zamkniętymi oczami, podobał mi się „Amok”. Miałam później świetną rozmowę z przyjaciółką, która jest montażystką. Mówiłam jej, co moim zdaniem wydarzyło się w trailerze, a ona mówiła, co jej zdaniem wydarzyło się w trailerze i okazało się, że to są dwie zupełnie odmienne perspektywy. Zatem otworzyło to kompletnie nową płaszczyznę zainteresowania.

To jest dobry pomysł na pitching. Nieco ludzi zdezorientować i nie powiedzieć wszystkiego.

Zdecydowanie. Ale powiedzieć wystarczająco, żeby w jakiś sposób „złowić” publikę. To było naprawdę dobrze zrobione. Wyróżniłabym jeszcze „Tiere” i oczywiście nowy projekt Agnieszki Holland.  

Co z animacjami?

„Loving Vincent” prawdopodobnie będzie miał łatwiej komercyjnie niż „Jeszcze dzień życia” („Another Day of Life”) o Angoli w roku 75. Ten drugi projekt jest z pewnością interesującym mariażem gatunku i materiału i poprzez gatunek może odnieść sukces w uczynieniu tego materiału bardziej przystępnym dla publiczności. Widziałam pewne podobieństwa pomiędzy „Jeszcze dzień życia” a projektem prezentowanym dzień wcześniej pt. „Życie uratował mi towarzysz Stalin” („Comrade Stalin Saved My Life”). Jestem fanką tej hybrydy dokumentu i animacji. Myślę, że efekty mogą być świetne. Generalizując sesja work-in-progress zaprezentowała wiele projektów kręconych po angielsku i / lub robionych jako koprodukcje, czasem multilateralne. Polscy producenci wydają się bardzo aktywni w szukaniu partnerów koprodukcyjnych.

Czy polskie kino jest w jakimś sensie bardziej atrakcyjne dla Ciebie niż kilka lat temu?

Powiedziałabym, że teraz wiem o nim więcej. I że jest to w dużym stopniu zasługa Polskich Dni. Wydaje mi się, że misja tego wydarzenia – przedstawianie polskiego kina światu i jego promocja – odnosi sukces. Mam nadzieję, że Telescope będzie miał udział w poszerzaniu tej świadomości.

A co z międzynarodowymi sukcesami polskiego kina, takimi jak Oscar dla „Idy” czy Srebrny Niedźwiedź dla Małgorzaty Szumowskiej? Czy one zmieniają obraz polskiego kina?

Nie jestem pewna, czy zmieniają obraz. Ale z pewnością wzmacniają wizerunek i myślę, że wzbudzają jeszcze większe zainteresowanie polskim kinem. Amerykanie nie zawsze są najbardziej zachłannymi konsumentami światowego kina, ale kiedy film taki jak „Ida” odnosi sukces, jaki odniósł, sądzę, że na tej fali zainteresowania skorzystają inne filmy.

Czy możesz nam przedstawić Telescope?

Telescope to strona internetowa dedykowana promocji światowego kina, które jest dostępne do obejrzenia on-line w Stanach. To jest produkt mojej pracy jako programera festiwalowego. W ramach pracy sprowadzałam do Stanów filmy, które miały dwie lub trzy projekcje na dwóch lub trzech festiwalach i znikały, ponieważ, jak zapewne wiesz, bardzo mało produkcji spoza USA prezentuje się w amerykańskich kinach. Ale potem, wraz z nadejściem VoD, to zaczęło się zmieniać, ponieważ nagle te filmy mogły znaleźć dom online – i znalazły. W tej chwili w Internecie jest zdecydowanie więcej filmów niż kiedykolwiek można było obejrzeć w kinach. Zatem wyzwaniem na dziś w zasadzie wydaje się marketing – połączenie filmów z ludźmi, którzy chcą je oglądać. I to jest właśnie cel, który mam nadzieję zrealizuje Telescope. Będzie to baza danych z wyszukiwarką podpiętą do platform oferujących znaczący zagraniczny kontent. Na przykład mogłabyś wpisać „Ida”, a Telescope wskazałby ci, że ten film jest wciąż dostępny do obejrzenia na Netflixie albo na Netflixie i Amazonie, na wypadek gdybyś nie była subskrybentką Netflixa. Jeśli nie znasz tytułów, mogłabyś po prostu wpisać „polski film” albo „film po polsku”, szukać po gatunku czy reżyserze itd. Telescope wyszukałby wszystkie filmy dostępne na terytorium Stanów, pokazałby, gdzie możesz je obejrzeć, a także przekierował bezpośrednio do ich obejrzenia.

Zatem prowadzicie rozmowy z wielkimi platformami, a nie poszczególnymi producentami i reżyserami.

Tak. Będziemy połączeni z dużymi platformami, ale myślę, że Telescope jest pewną szansą dla producentów, dystrybutorów czy instytucji takich jak Polski Instytut Sztuki Filmowej. Telescope zapewni im wyjątkowe środki dotarcia do amerykańskiej publiczności, zainteresowanej generalnie światowym kinem lub konkretną kinematografią.

18.08.2016