Rozmowa z Lidią Dudą

Współfinansowany przez PISF najnowszy film Lidii Dudy „Wszystko jest możliwe” pokazywany był w średniometrażowym konkursie w trakcie IDFA (International Documentary Film Festival Amsterdam) – jednego z najważniejszych festiwali kina dokumentalnego na świecie.

 

Stanisław Liguziński: Chciałbym wyjść od tytułu „Wszystko jest możliwe”, który zwiastuje sielankową historię. W połączeniu z pobieżnym opisem, tytuł mógłby sugerować skondensowany antydepresant – opowieść o przełamywaniu barier i aktywnej starości. Tymczasem opowieść podszyta jest dramatem. Czy od samego początku spodziewała się Pani go tam znaleźć?

 

Lidia Duda: Tak, choć kiedy natrafiłam na Teresę, po naszej pierwszej rozmowie, nie byłam przekonana, że zrobię film. Dlatego, że byłby on zbyt płytki. Historia o starszej osobie, która podróżuje po świecie i tyle. Dla mnie to było za mało, brakowało temu większego potencjału. Nie chciałam opowiadać o tym, że jeździ, ogląda i zwiedza (Teresa co roku udaje się w podróż autostopem, mając do dyspozycji jedynie niewielką emeryturę. Zwiedziła w ten sposób spore połacie Europy, Azji i Ameryki – przyp. redakcji).To takie podróżowanie na ekranie. Tych przewodników turystycznych, kucharskich i innych jest pięć milionów. Wszyscy piszą książki o podróżowaniu za 10, czy 50 dolarów, więc nie czułam potrzeby, żeby zrobić taki film.

 

Teresa przed czymś ucieka

 

Wróciłam do bohaterki, bo czułam, że coś jest w nich obojgu – Teresie i jej mężu Janie. Zafascynowało mnie to jak poruszali się po domu. Starali się nie wchodzić sobie w drogę, nie dotykać się, nie musnąć, nie otrzeć się. Pomyślałam, że jej wyjazdy w świat i ocieranie się o innych ludzi, w połączeniu z omijaniem najbliższej osoby, świadczą o tym, że Teresa przed czymś ucieka, czegoś jej brakuje, o coś jej chodzi. Początkowo chcieli jednak sprawiać wrażenie takiej pogodzonej, spokojnej pary, która razem na starość mieszka sobie na wsi – ubogo, ale razem.

 

Dotarłam do sedna tej historii

 

Już w czasie dokumentacji dotarłam jednak do sedna tej historii, do tych dramatycznych przełomów, które miały miejsce w ich małżeństwie. Zaczęło się od zmian społeczno-politycznych w kraju, które zepchnęły ich w ubóstwo, bo oni przecież malowali głównie plakaty typu „pierwszy maja”, „nie pij za dużo” „bhp” itd. Oni cały czas działali w ramach rynku dla plastyków, który funkcjonował w PRL. I kiedy to runęło, oni zostali na lodzie i polecieli na dół. Kiedyś żyli dostatnio i nagle naprawdę uciekają przed głodem z miasta na wieś.

 

Wyjeżdżają do miejsca, które wcześniej traktowali jako ewentualny domek letniskowy na starość. I w tę niewyremontowaną chałupę wkraczają w wieku tych pięćdziesięciu, czy pięćdziesięciu pięciu lat. Muszą sami to ogarnąć, mają zbuntowane dziecko, które nie chce tak żyć, nie mogą nad nim zapanować, pojawiają się problemy małżeńskie, skłonności Jana do kobiet i alkoholu.

 

Przestrzeń, bezkres i normalni ludzie

 

W tym wszystkim jest również niezwykła cierpliwość Teresy, która darzy Jana niesamowitą miłością. Bo to była wielka miłość. Ona oszalała na jego punkcie jak tylko go zobaczyła, a on ją też kochał, ale w bardzo specyficzny sposób, bardziej na luzie. No i nagle pojawia się bunt, a kiedy już się pojawia, Teresa zaczyna zastanawiać się jak zmienić swoje życie. I stąd wynikają te podróże, te ucieczki. Bo ona ucieka, szuka adrenaliny, doznań, wrażeń, krajobrazów, wszystkiego. Przy czym nigdy nie jeździ do krajów Europy zachodniej, to jej nie interesuje. Ona zawsze jedzie tam, gdzie jest przestrzeń, bezkres, z daleka od głównych szlaków turystycznych. Nie zna języków, ale ludzie jej pomagają. I ona tak podróżuje właśnie, mając te 220 euro emerytury, od człowieka do człowieka, który ją przygarnie.

 

Wędrówka przez życie

 

Te podróże były dla mnie ważne, żebym wiedziała czego ona szuka, po co jedzie, ale ważniejszy był dom – to do kogo wraca i to, że te 10 pozostałych miesięcy spędzi razem z Janem. Więc ten film jest zbudowany z takich dwóch warstw – jest wędrówka przez ich życie, od początku do dnia dzisiejszego i są te wędrówki Teresy. Czyli mamy taki film drogi w małżeństwie i drogi w sensie ucieczek Teresy. Do tego pojawia się on, czyli Janis, młodszy o 22 lata mężczyzna. Zakochany w Teresie bez pamięci. Przyjeżdża co roku i wystawia na wielką próbę Jana, który nie za bardzo wie, co ma z tym zrobić i tak żyją od kilkunastu lat w rozdwojeniu. Cisza w domu, zgiełk, muzyka, doznania w podróży i przyjazdy tego trzeciego, który co roku przybywa do swojej miłości, która jest w wieku jego matki. Janis jest nieśmiały, nie ma odwagi życiowej i podziwia Teresę właśnie za jej życiową odwagę. Za to że ona się nie boi, że zdobywa. A z resztą Teresa i Jan też są jak ogień i woda.

 

Za odwagę podziwia Teresę Janis, ale przede wszystkim Jan, który co roku spędza wakacje w tej samej miejscowości nad Bałtykiem.

 

Tak, trzydziesty drugi raz Jan jedzie w to samo miejsce. Podziwia ptaki za ich wolność i nieskrępowanie. Likwiduje nawet kota Teresy, bo poluje na jego ptaki. On jest jednocześnie uwięziony, ale i marzący, a Teresa przeszła od marzeń do konkretów i postawiła wszystko na jedną kartę. Bo odwaga odwagą, ale te jej przedsięwzięcia to jest niesamowity wysiłek fizyczny.

 

Ona ma 35-kilogramowy plecak, a sama jest szczupła i niezbyt wysoka. Ja nie byłam w stanie podnieść tego plecaka, a ona z nim miesiąc, dwa miesiące wędruje. Ma tam jedzenie na całą podróż i tak wędruje prosto przed siebie. Mimo to nie jest to film o autostopie i mam alergię na głosy mówiące, że to jest dokument o kobiecie, która podróżuje.

Na spotkaniach z publicznością wszyscy rozmawiają raczej o tym, co dla mnie w tej historii było ważniejsze, czyli o relacjach życiowych, partnerskich, o małżeństwie, zdradzie, życiowym buncie. Czyli to ich wspólne życie przebiło podróże.

 

Skupia się Pani na osobliwym mijaniu się bohaterów, które jest skutkiem wielu wydarzeń z przeszłości.

 

Tak, oni kiedyś również się mijali. On żył inaczej i ona inaczej. Jednak wtedy ona starała się być idealną matką i żoną – wszystko było zrobione, dzieci były zadbane, mąż był zadbany. Czekała i kochała. A teraz przestała czekać. Dla mnie ważne w tej historii jest również to, że wyczuwam w niej tęsknotę za uczuciem, które odeszło. Jan wyraźnie daje sygnał, że żałuje, że chciałby by wróciło to, co było. I chyba dlatego się nie buntuje, wierząc, że któregoś dnia Janis nie przyjedzie i on odzyska Teresę.

 

Być może wtedy zacząłby ją znów omijać?

 

Nie wiadomo. W każdym razie jak obejrzeli film, bo pokazałam im go w pierwszej kolejności, Teresa powiedziała, że łatwiej będzie im sobie wybaczyć. To bardzo dziwne uczucie, kiedy film spełnia rolę pośrednika pomiędzy dwoma głównymi bohaterami. Ale takie jest ich życie, a my weszliśmy w tę ich rzeczywistość.

 

Jak wyglądała dynamika tej ingerencji? Mówi Pani, że podczas dokumentacji bohaterowie sprawiali wrażenie mniej skonfliktowanych. Potem odsłonili się bardziej.

 

To nie było tak, że oni chcieli początkowo coś odegrać, ale byłam obcą osobą, więc z jakiego powodu mieliby mi od razu opowiadać o tragediach, o rozstaniach, zdradach, wódce, śmierci syna? To nie są tematy na pierwsze spotkanie. Poza tym te pierwsze spotkania są de facto po to, żeby poznać się jako ludzie, nie jako reżyser i bohaterowie. Sprawdzamy, czy „pasujemy” do siebie, czy będziemy potrafili się dogadać. Jeżeli tak, to zaczyna się praca nad filmem. Jak jest zbudowane zaufanie bohaterowie się otwierają i mogę opowiedzieć ich historię.

 

Czy bohaterowie mieli początkowo obiekcje przed realizacją tego filmu?

 

Przyjechałam do nich raz, drugi, trzeci i rozmawialiśmy tak ogólnie. Ale już podczas czwartego spotkania powiedziałam, że chciałabym zrobić film o nich, o ich małżeństwie. To jest historia która mnie fascynuje i interesuje, a nie podróże.

 

Teresa nie była tym rozczarowana?

 

Nie, bo tłumaczyłam jej, że podróże są bardzo ważne i też będziemy je filmować, żeby zobaczyć czego ona szuka w tym świecie. Interesowało nas to, co zostawia i czego szuka, ale mówiliśmy, że to nie będzie film po podróżach. Zgodzili się na film o ich życiu rodzinnym, ale musiałam w ten temat delikatnie wchodzić, krok po kroku. Ja bardzo lubię oboje moich bohaterów: Teresę i Jana. Jan częściej wywołuje u widzów rozbawienie. Nie jest to szyderczy śmiech, ale właśnie rozbawienie, bo ludzie często nie są w stanie uwierzyć, że on na to wszystko pozwala, toleruje to.

 

Z pani filmu wyłania się obraz miłości, która jest w jakiś sposób paradoksalna.

 

Tak, przecież Jan ma pracownię pełną nagich kobiet i co roku wraca znad morza z nowym portretem, to znaczy z aktem, co doprowadza Teresę do furii. On tego nie prostuje, ona nie pyta i trwają w tym impasie.

 

Patrząc z tego punktu widzenia, można by powiedzieć, że Teresa z jej własną emancypacją wpisała się idealnie w jego fantazję o muzie.

 

Tak, to nie są proste relacje i nie jest to również prosta historia. W pewien sposób, może jej nie uprościliśmy, ale ograniczyliśmy ze względu na metraż, bo takie było zamówienie produkcyjne. Moim zdaniem ten film obroniłby się jednak jako pełny metraż, dlatego że materiału było pod dostatkiem.

 

Czyli film przeznaczony jest do telewizji?

 

Tak, on jest telewizyjny, choć jest to ograniczenie, bo takie filmy gorzej funkcjonują festiwalowo i dystrybucyjnie. To jest wtedy, niestety, oferta telewizyjna, a nie kinowa.

 

Miała Pani do dyspozycji trójkę bohaterów, rodzi się więc pytanie, czy nie korciło Pani żeby zrobić z tego taki klasyczny trójkąt melodramatyczny on-ona-on?

 

Zastanawiałam się nad tym, bo nie lubię kiedy w filmach pojawia się duch – ktoś kto niby jest, a właściwie go nie ma. Tym bardziej, że Janis odgrywa ważna rolę. Rozważałam to, ale on pojawia się u nich w domu raz w roku, zostaje 2-3 tygodnie i wyjeżdża. Teresa z Janem mieszkają tam przez cały rok. To jest pierwsza sprawa. Po drugie, jeśli chciałabym pokazać Teresę z Janisem i bardziej rozbudować ten wątek, to musiałabym skonfrontować Jana z Janisem, a to by bardziej zabolało Jana niż tylko mówienie o rywalu. Gdybym jednak mimo wszystko zdecydowała się na film „on-ona-on” to byłby to film tylko o zdradzie małżeńskiej, o trójkącie. A to jest zbyt duże uproszczenie, bo Janis pojawił się bardzo późno w życiu Teresy i Jana.

 

Ta historia składa się z powiedzmy 10 punktów – utrata pracy, nędza, przemiany, ucieczka przed głodem, śmierć syna. Jest tam mniej więcej 10 punktów dramatycznych i tylko jednym z nich jest Janis. Gdybym skupiła się na trójkącie wyszłoby na to, że Teresa zmieniła swoje życie ze względu na niego. A to byłoby kłamstwo. On jest tylko jednym z elementów jej buntu.

 

Ciekawe, że wspomniała Pani o postaci ducha, gdyż przywodzi to na myśl Pani wcześniejszy film – „Uwikłani”, w którym mamy dwójkę jawnych bohaterów, jednak cichym sprawcą całej sytuacji jest milcząca, nieobecna społeczność, której bierność przyczynia się do tragedii.

 

Dokładnie, zrobiłam tamten film właśnie z takim nastawieniem. Chłopcu nie bardzo można było już pomóc, ta historia miała już swój przebieg, został on „okaleczony” i nie poddano go w odpowiednim momencie terapii. Wszystkie te duchowe „blizny” zostały, a on był już na etapie autoagresji i niszczenia własnego ciała. To była nieprzepracowana trauma, ale ja bardzo chciałam w tym filmie wywołać te duchy, dlatego pojawia się siostrzenica, która wie, ciotka która wie, ludzie którzy wiedzą, sąsiedzi, ojczym, koledzy. Tam jest niemy tłum ludzi, do których mam pretensje. Nie chciałam jednak zrobić publicystyki i wywoływać każdego do tablicy. Skoro widzowie zwracają na to uwagę, to chyba się udało.

 

Nawet pierwsze ujęcie przedstawia osiedle z lotu ptaka. Patrząc na film od strony wizualnej, można powiedzieć, że bardzo często zwracamy uwagę nie na to, co jest w kadrze, ale na to czego nie ma, co pozostaje poza zasięgiem naszego wzroku.

 

Tak, to było celowe. Zastanawiałam się nad tym jak to zrealizować, jaki wymyślić klucz do zdjęć. Doszłam do wniosku, że muszę tych bohaterów zamknąć. Chłopca zamknąć w izolatce, i odebrać mu życie, które mają jego rówieśnicy, a pedofila zamknąć w domu, który daje mu schronienie, gdzie jest otoczony bliskimi. Stąd też te szyby, które wybija chłopak.

 

Przywołałem to skojarzenie, bo Teresa przekracza w filmie nie tylko granice państw, ale też wiele innych – tych obyczajowych, związanych z wiekiem, stylem życia, wyznaniem. Mieszka w małej miejscowości, ale jej relacjom z sąsiadami poświęcona jest tylko jedna scena. Nie wiem, czy wynika to z zaufania, czy stanowi sugestię, że sama Teresa woli nie zwracać na to uwagi?

 

Zostawiłam ten temat, bo po co w to wchodzić? Teresa bardzo często pomaga tym ludziom. Ma dusze społecznika i pomimo, że sama jest dość biedna, to pomoże biedniejszym, pozbiera jabłka i zaniesie sąsiadom, zgromadzi niepotrzebne ubrania od znajomych i również rozda. Ona bardzo mocno się udziela. Jednocześnie na pewno się odróżnia. Na przykład uwielbia słońce i kiedy przychodzi wiosna opala się nago gdzieś w krzaczkach, w swoim ogródku. Na tej wsi, kobiety w tym czasie, powiedzmy, oporządzają zwierzęta, a ona – opalanko. Więc mentalnie na pewno się wyróżnia, ale akceptują ją taką. Ona nikogo nie krzywdzi.

 

Poruszyliśmy temat klucza estetycznego „Uwikłanych”. Jak szukaliście koncepcji dla opowieści o Teresie i Janie?

 

Dla mnie najważniejsza była wieś. Uważałam, że robię film o małżeństwie, a oni mają tam swoje „więzienie”. W tym sensie, że oboje nie mają gdzie odejść – ani ona, ani on. A więc wieś i ich domowe relacje były dla mnie najważniejsze. Podróż była natomiast ogromnym wyzwaniem, bo nie chcieliśmy zmieniać kamerą jej przebiegu.

 

Właśnie, jak śledzić z kamerą kogoś kto podróżuje autostopem?

 

Zasada była taka, że czekamy aż Teresa zatrzyma jakiegoś kierowcę i się z nim dogada. Dopiero kiedy on decydował się ją zabrać, my wkraczaliśmy na plan. Jeśli ktoś zapraszał ją do domu, to doskakiwaliśmy dopiero w momencie, w którym zyskiwaliśmy pewność, że zrobiłby to też bez nas. Oczywiście, zawsze jest to jakieś 70% prawdy a nie 100%, bo ludzie reagują na kamerę, ale przeczytałam pamiętniki Teresy z 11 lat i mniej więcej orientowałam się, które sytuacje są typowe, powtarzalne.

 

Realizacyjnie obstawiałam właśnie takie. Natomiast Teresa sama parę razy nas zaskoczyła – choćby z tym kwiatem, który zrywa z brzegu i który widać na plakacie filmu. Bardzo lubię to ujęcie. To jest cała Teresa.

 

Zdjęcia w trasie wydają się bardzo wymagające. Widać to było na przykład w „Kinie objazdowym” Marcina Sautera, które zostało w jakimś stopniu zainscenizowane.

 

U nas nie ma inscenizowanych scen.

 

Nawet kiedy udaje wam się zarejestrować telefon Jana? Byliście w tym czasie zarówno z nim nad morzem, jak i z Teresą w domu?

 

Nie, nie byliśmy w dwóch miejscach na raz. Byliśmy z Janem nad morzem, a przy słuchawce mieliśmy podpięty mikroporyt żeby zarejestrować co Teresa mówi. Wiedziałam, że on zawsze do niej dzwoni znad morza. Dla mnie największym grzechem jest grzech odpuszczenia i założenie, że nic ciekawego się w trakcie takiej rozmowy nie wydarzy. Skoro Jan zwykł dzwonić, to zdecydowałam żeby podpiąć mikroport. Więc kiedy on powiedział „kalimera” (sugerując Teresie, że to telefon od Janisa), to wiedziałam, że mam scenę w filmie.

 

Mieliśmy jednak spory problem z wyciagnięciem głosu Teresy. Początkowo Teresa sądziła, że to był mój plan żeby Jan przywitał się z nią po grecku. Myślała, że to ja go o to poprosiłam. Prawda jest taka, że Jan sam to powiedział i jako ekipa byliśmy równie zdezorientowani jak Teresa. To jest cały Jan. W trudnych sytuacjach ucieka w żartobliwość. Tak samo opowiada o wizycie Janisa: „aaa, był taki wieczór przy świecach, siedzieliśmy sobie w trójkę, była lampka wina”. Kręciliśmy ich osobno – Teresę i Jana. Mieliśmy dni na obserwowanie ich w domu. Z nakręconego materiału wybrałam sytuacje powtarzalne.

 

Na jakie kwestie zwracała uwagę publiczność na IDFA?

 

Po spotkaniach z festiwalową publicznością mogę śmiało powiedzieć, że dla widzów jest to przede wszystkim film o małżeństwie, relacjach rodzinnych i film o buncie. Najmniej pytań padało odnośnie samych podróży. Ten film mimo dramatu rodzinnego daje jednak nadzieję i to było widać podczas spotkań z widzami. Odniosłam takie wrażenie, że ten film dla wielu osób jest pretekstem, aby zacząć mówić o własnych rodzinnych sprawach. Wiele osób szuka w nim odpowiedzi jak rozwiązać własne problemy lub naprawić relacje z najbliższymi. Wygląda to tak jakby historia Teresy i Jana odblokowywała ludzi i pozbawiała ich wstydu zwierzeń.

 

Powtarzało się także pytanie, dlaczego Janis nie pokazał twarzy. Odpowiedź jest prosta – w Grecji ma partnerkę z którą mieszka. Chyba podczas każdego spotkania padało również pytanie o nieobecność w filmie ich starszych dzieci. Otóż kiedy życie Teresy i Jana zaczęło się walić one były już dawno usamodzielnione. Mieszkały w innych miastach i miały swoje rodziny. Nie wciągałam ich więc do filmu, bo nie uczestniczyli w tych wszystkich zdarzeniach, nie były świadkami przemian. Skupiłam się na historii najmłodszego syna, który razem z nimi zamieszkał na wsi.

 

Publiczność nie jest ciekawa polskiego kontekstu, nie pyta o znaczenie emancypacyjnych gestów Teresy?

 

Nie, Teresę odbiera się raczej uniwersalnie. Nikt nie widzi w niej Polki, tylko starszą osobę – czyjąś rówieśniczkę, matkę, babcię, kobietę. Ludzie nie widzą tu historii polskiego małżeństwa z polskiej wsi, tylko czytają znaczenia.

 

W trakcie jednej z podróży pojawia się też kwestia nietypowego wychowania Teresy.

 

Tak, ona wychowywała się w domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne i jako dziewczyna umartwiała się, biczowała, wyrzucała materac i spała na sprężynach, bo chciała zostać siostrą zakonną. Do 14 roku życia tam przebywała i to wywarło na nią określony wpływ. Ta pokora jaką miała przez prawie całe swoje życie też pewnie w znacznym stopniu wynikała z tego wychowania. Bunt przyszedł u niej na starość, co jestzaskakujące, bo ludzie starzejąc się wolą zwracać się do boga. A ona tego boga w późnym wieku odrzuciła.

 

Wracając po tym wszystkim co powiedzieliśmy do tytułu…

 

Tak, „Wszystko jest możliwe” – zarówno to co dobre, jak i to co złe.

 

Wystawia pani na próbę oczekiwania widza.

 

Tak, kwiat we włosach na plakacie i szczęśliwa hipiska, wyzwolona kobieta. Ale ich historia to przykład na to, że może cię sporo spotkać – bieda, śmierć syna i utrata miłości, ale równocześnie wciąż można znaleźć nową miłość, nowe pokłady adrenaliny, nowe życie. Są plusy i minusy, i chyba dlatego ten film jest tak pozytywnie przyjmowany przez publiczność.

Na pierwszym pokazie na IDFA byłam wręcz zdziwiona, bo ciągle robię traumatyczne filmy, a tu słyszę śmiech, rozbawienie i myślę, matko, zrobiłam chyba pierwszy pogodny film w życiu. Publiczność nie płacze, tylko reaguje pogodnie. Jak widać rzeczywiście wszystko jest możliwe.

 

Chyba tym razem liczyła Pani na trochę lżejszy temat od samego początku?

 

I tak i nie. Po „Uwikłanych” szukałam pogodniejszej historii ale nie chciałam, żeby była płytka.

 

A jak trafiła Pani na Teresę?

 

Dostałam propozycję, by zrobić film o starości, a sama mam alergię na te filmy, gdzie starsze kobiety tańczą kankana. Wydaje mi się, że gdybym sama wpadła w wieku 80 lat na pomysł tańczenia kankana, to chciałabym żeby bliscy mnie uśpili, bo to nie jest fajne. Szukałam więc bohaterki, która nie będzie widza rozbawiać, ale będzie miała coś do powiedzenia. Chciałam, żeby była młoda mimo wieku.

Ludziom często się wydaje, że stary człowiek już nie czuje, nie myśli, czy nie kocha, że wszystko w nim wygasło. To jest totalnie nieprawda. Szukałam bohaterki i byłam na takiej wstępnej dokumentacji u kilkunastu osób, m.in. u Teresy i Jana.

 

To jest chyba kwestia wyczucia dokumentalisty bo poczułam, że pod spodem jest historia do opowiedzenia. Ja to czuję, często zdarza się tak, że po dokumentacji już do kogoś nie wracam, bo wiem, że ta osoba nie ma mi nic do powiedzenia. To znaczy, może byłaby w stanie opowiedzieć fantastyczną historię komuś innemu, ale wiem że nie opowie jej mnie. To jest kwestia intuicji.

 

Jak już pani wspomniała, Teresa z Janem oglądali film wspólnie.

 

Tak, w życiu nie miałam takiej kolaudacji. Pojechałam do nich, oglądali film jako pierwsi, żeby go zaakceptować i zadecydować czy wszystko jest ok. Oglądali razem i ona reagowała tylko wtedy kiedy na ekranie pojawiał się on i wtedy słuchała, a on wyraźnie się ożywiał wtedy kiedy ona była w kadrze. Oni ze sobą nie rozmawiają i po raz pierwszy od dłuższego czasu mogli wysłuchać tego, co myśli ich partner.

 

Nie zawsze śmiali się w tych samych miejscach. Pod koniec filmu Jan miał łezkę w oku, skomentował, że w filmie wszystko jest tak, jak w ich życiu. Czyli udało się znaleźć jakąś prawdę. Oczywiście film nie był w stanie wywołać tam żadnej emocjonalnej, uczuciowej, czy małżeńskiej rewolucji. Janis w tym roku też był u Teresy, a Jan znów wyjechał nad morze. Po kilkunastu latach niełatwo jest wrócić, choć może pozbyli się części żalu.

 

Ciekawym elementem filmu jest również fakt, że komunikacja między bohaterami jest możliwa, ale nie na poziomie werbalnym. Teresa oddycha pełną piersią spotykając się z ludźmi, z którymi ledwo jest w stanie zamienić kilka słów, angażuje się w związek z Grekiem, który również funkcjonuje niemal bez artykułowanego języka, jej rytuały z Janem oparte są głównie na gestach. Wszystko to, co w języku wyraża konflikt lub do niego prowadzi, daje się na tej niewerbalnej płaszczyźnie rozwiązać.

 

Tak, to się zgadza. To jest taka podróż za emocjami, nie za słowem. Tak naprawdę Teresa, wyjeżdżając w te swoje podróże, z nikim poważnie nie porozmawia. Ona wyjeżdża po to, żeby się dowartościować. Kiedyś powiedziała mi, że kiedy pierwszy raz wyjechała, udowodniła sobie, że jeszcze do czegoś się nadaje, nie jest taka najgorsza. Do tamtej pory była mocno niedowartościowana. Te podróże ją dowartościowały – ludzie ją podziwiają, zwracają na nią uwagę, akceptują ją. Nie to, co mówi, nie jej poglądy, bo ona z nimi właściwie nie rozmawia. To jest takie szukanie kontaktu na poziomie czystej empatii, emocji. To są takie absolutnie pierwotne kontakty – zwraca się uwagę na wzrok, na gest, na ton głosu, na to jak ktoś reaguje. To jest cofnięcie się w taki przedwerbalny porządek.

 

Ucieczka od opresji języka. I otwierają się nam możliwości psychoanalizy.

 

No tak! Zdecydowanie można by spróbować!

 

Z Lidią Dudą rozmawiał Stanisław Liguziński

02.12.2013